Rozdział two

60 4 0
                                    

Zbierając dokumenty i papierki do spalenia, dostrzegła na blacie coś, czego raczej nigdy nie zostawiała. Była to niewielka, niebieska kostka, która spokojnie mieściła się w dłoni. Spojrzała na nią niepewnie i sięgnęła, żeby przyjrzeć jej się z bliska. Zanim zdążyła to zrobić, smukła ręka, która pojawiła się spod spodu czmychnęła przedmiot dziewczynie sprzed nosa. Głos należący prawdopodobnie do cwaniaczka spod biurka warknął nieprzyjaźnie.

- Nie waż się tego tknąć prostaczko!

Milene odsunęła się, mrugając oczami. Czyżby to wszystko jej się śniło? Wiele by dała, żeby zwolnienie okazało się snem.

- Kim jesteś? - zapytała po chwili ciszy. Nic jej nie odpowiedziało. Postanowiła na własną odpowiedzialność podejść i przekonać się, kto chował jej się pod biurkiem.

- Ostrzegam cię! - zagroził surowiej męski głos.

- Nic ci nie zrobię. Chcę wiedzieć, kim jesteś. - zachęcała przyjmując miły i wiarygodny ton. Udało jej się jedynie dostrzec czubek głowy, przykryty kruczoczarnymi włosami, po czym straciła przytomność.

Zielone oczy otworzyły się dopiero po jakimś czasie. Dziewczyna zupełnie nie mogła zrekonstruować wydarzeń z dzisiejszego dnia, mrużąc powieki. Po paru sekundach zauważyła, że leży na kanapie w Avengers Tower. Dopiero potem dostrzegła całą ekipę Avengers z Tonym i Stevem na czele, zza których wyglądała Czarna Wdowa.

- Co ja tu robię? - zapytała ostrożnie.

- Dobrze, jest z nami. - odetchnęli superbohaterowie, a Iron Man przeszedł do wyjaśnień.

- Fury właśnie dlatego bał się o ciebie. Bo widzisz, myślał, że to, na co czekaliśmy niespokojnie zjawi się trochę później i da on wtedy radę ewakuować część personelu bez podejrzeń. Ale nie martw się, przechwyciliśmy cel.

- Co przepraszam? Jaki cel? - Milene nie zrozumiała zbyt wypowiedzi przyjaciela. Na dodatek przypomniała sobie, że szef TARCZY faktycznie odsunął ją od obowiązków.

- Złapaliśmy jelonka. - mruknął Steve pod nosem.

- Że co złapaliście?

- Dajmy jej odpocząć, jest zmęczona. Poza tym miała bardzo kiepski dzień - poleciła wszystkim Natasha, patrząc na dziewczynę ze współczuciem, po czym wyprowadziła ekipę oprócz Starka, który nalegał na jeszcze jedną minutkę.

- Złapaliśmy tego gościa, który próbował cię zabić w twoim własnym biurze. Ale nie martw się, u nas jest niegroźny. - uspokoił brunet. Milene wypuściła powietrze.

- Nie wiem... to co pamiętam...

- No śmiało.

- To jakaś niebieska kostka u mnie na biurku i... czarne włosy.

- No właśnie! Widziałaś kostkę. Wiesz może, co się z nią stało?

- Z tego co wiem, zabrano mi ją, zanim zdążyłam jej dotknąć.

Anthony kopnął w kanapę z całej siły, mrucząc pod nosem niecenzuralne wyrazy. Blondynka skrzywiła się.

- O co tyle hałasu? Wyglądała na świecącą lampeczkę.

- Tak, owszem. Tyle, że ta cała lampeczka to cholernie niebezpieczny sześcian zwany Tesseractem. Uwierz mi, nie wiesz co potrafi. Jelonek nie zdążył wykorzystać całego potencjału.

- Jaki znów jelonek? - zastanowiła się głośno dziewczyna.

- Raczej nie chcesz go poznać. To szczwany lis, obrzydliwy typ i okropne bezguście, które zostało stworzone po to, żeby mordować.

- Skąd ty to wszystko wiesz?

- Tak się składa, że...

Nim Stark dokończył, w pomieszczeniu znalazł się Thor i wszedł mu w słowo.

- Zabieram Lokiego. Potrzebuje doświadczyć sądu i kary tam, w Asgardzie.

- O kim mowa? - dalej zastanawiała się Milene, tym razem kierując to sformułowanie do blondyna.

- To... mój brat. Ale! Adoptowany. - sprostował pospiesznie kowal.

- Loki, tak? - zamyśliła się zielonooka. Czasami Thor wspominał o swoim miejscu zamieszkania, którym była planeta, do której nazwy ciężko było się przyzwyczaić. Z jego opowieści wyciągała również trochę informacji o Lokim, który podobnież był jego młodszym bratem, który zupełnie się od niego różnił. W tej chwili zupełnie o nim nie pomyślała.

- Przepraszam cię za niego, cieszę się, że żyjesz. - uśmiechnął się jak gdyby nic nordycki bóg. Milene machnęła ręką. Tony przejechał ręką po twarzy z jękiem.

- E tam, co miałabym nie żyć. Mam twardy łeb. - zachichotała i wstała z kanapy, rozmasowując skronie, które lekko ją pobolewały.

- Nie sądzisz, że powinnaś jeszcze odpocząć? - zagaił Tony.

- Absolutnie. Czuję się dobrze. - przyznała zbyt poważnie, niż było to wymagane. Wszystko po to, aby porozmawiać sobie na wyłączność z przyczyną jej bezpośredniego odejścia z pracy, zanim ktokolwiek zorientuje się, co tak naprawdę kombinuje. Pożegnała obydwu mężczyzn, udając, że wychodzi do domu odreagować, w rzeczywistości kierując się do windy, która prowadziła do cel na samym dole Avengers Tower.

Przyjaciółka LokiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz