Rozdział eleven

36 2 0
                                    

Progres w tzw. oswajaniu Lokiego niestety się przeciągał. Avengers zupełnie mu nie ufali po ostatnim wybuchu i nie chcieli nikogo narażać. Trikster siedział więc z założonymi rękoma, z zakrytym obrazem, na który spoglądał jedynie wtedy, kiedy był pewien, że nikt nie nadejdzie. Od tamtego czasu bardzo chciał podziękować Milene, lecz nie wiedział jak to zrobić, aby nie wyszła z tego przyjaźń.

Milene natomiast wpatrywała się w obrazek, który miał przedstawiać zachowanie Lokiego, szczególnie ujmując wzrokiem zieloną partię różków. Można powiedzieć, że im obojgu druga osoba spędzała sen z powiek. Blondynka postanowiła przerwać ten ciąg milczenia, decydując się na poważny krok, który mógł zupełnie schrzanić wszystko dookoła.

- Chodź Loki. - pojawiła się w pomieszczeniu i pospiesznie bez żadnego zawahania otworzyła szklaną klatkę. Spojrzał się na nią ze znakami zapytania w oczach.

- Powiedziałam chodź. - ponowiła rozkaz. Loki ni szybko ni wolno ustał naprzeciw. Milene objęła go mocno, stając na palcach, żeby móc spleść ręce na jego szyi. Wydawał się bardzo zimny, ale w tym momencie było to nieistotne. Szatyn stał jak słup nie wiedząc, jak się zachować. Chciał ją przytulić, ale zwyczajnie sobie na to nie pozwalał. Nie mógł za wszelką cenę nawiązać nici porozumienia z osobą z Mitgardu, mogło się to naprawdę źle skończyć. Musiał przyznać, że było mu w tym momencie niezwykle ciężko, ale pojawiła się w nim także iskierka ulgi, że Milene nie ma mu za złe poprzednich akcji i jej aspiracją faktycznie jest dobra relacja.

- Już już, co ci się nagle stało? - spytał szatyn. Blondynka zagryzła wargę. Nie przemyślała tego spontanicznego wybryku, zwłaszcza, że Loki jak przewidziała, nie zamierzał odwzajemnić przytulasa.

- Wybacz. - zaczęła. - Pomyślałam, że cię przeproszę. No wiesz, za to, że nie jestem odpowiednią osobą, która powinna się tobą zajmować.

Asgardczyk drgnął lekko, łapiąc ją za rękę. Spojrzała w jego oczy.

- To ja powinienem cię przeprosić.

Przez jego ciało przelewało się teraz multum emocji, które chyliły się ku zenitowi. W jednej chwili uznał, że skoro ona nie boi się być sympatyczną i kochaną w stosunku do niego, on tym bardziej nie powinien się tego obawiać. Wyciągnął z kieszonki Tesseract.

- Przecież to jest ta niebieska kostka! - skojarzyła Milene. Loki przyłożył palec do ust, a ona posłusznie zamilkła. Nie chciał, aby wygadała o tym Avengers i sądził, że może jej zaufać, bo jest okropnie naiwna... no i dobra dla niego też.

- Nie bój się.

To były ostatnie słowa, które usłyszała od niego na tej planecie.

- G...gdzie jesteśmy?

Dopiero, gdy poczuła grunt pod stopami, a zawroty głowy prawie ustały, mogła się rozejrzeć po nieznanym dotąd miejscu. Zobaczyła Lokiego, który pierwszy raz uśmiechał się szeroko. Musiała przyznać, że z tym obłędnym i przede wszystkim szczerym uśmiechem było mu bardzo do twarzy. Za nim znajdowały się niewyobrażalne pokłady złota, które były uformowane w tak jakby górę.

- Tak tak, złoto odpada płatami. - zaśmiał się. Milene dosłownie nie mogła uwierzyć, że to tylko sen. Czy naprawdę tu była? A tak na marginesie – czy to wciąż ten sam złośliwy bożek psot Loki?

- Ale to nie jest powód, dla którego tu jesteśmy. Przepraszam, lecz nie możemy iść do zamku. - wytłumaczył smętnie. Dziewczyna doskonale to rozumiała. Czuła jednak podskórnie, że wcale nie chciał zmierzać w tamtą stronę.

Poszli na północ. Milene podziwiała wszystko, co widziała dookoła. A różniło się to bardzo od krajobrazów miejskich aglomeracji, które można spotkać w Nowym Jorku. Nie była to też Floryda, ani Oregon. To było miejsce, które różniło się całkowicie od jakiegokolwiek miejsca na Ziemi. Loki prowadził przez wijące się ścieżki między mocno zarośniętymi terenami. Gdy spojrzało się w górę, można było dostrzec miliony gwiazd. Szła w milczeniu, lecz swoją duszą i myślą pochłaniała każdy skrawek niespotykanego piękna, jakie posiadał Asgard.

- To tutaj.

Loki wybił ją z transu. Znajdowali się na małej polance, bujnie porośniętej trawą. Drzewa i krzewy dookoła były niezwykle potężne, a kwiatów co niemiara. Ponadto, nie była w stanie rozpoznać żadnego z nich. Szatyn delikatnie chwycił jej dłoń i poprowadził za sobą w głąb polanki. Spytała, gdzie ją tak ciągnie, ale on tylko mruknął pod nosem, że tajemnica. Finalnie wylądowali na skraju, gdzie Loki usiadł w kokardkę i polecił dziewczynie zrobić to samo.

- Teraz mi wyjaśnisz, prawda?

- Spójrz.

Zza siebie podniósł kamień. Byłby on zwyczajnym kamyczkiem, gdyby nie kwiatek, który spokojnie na nim rósł. Znad niego unosiła się intensywna woń mleka i miodu, a liście były bardzo miękkie w dotyku. Milene oniemiała, przyglądając się nowo poznanej roślince.

- To właśnie Aakaraan. - powiedział wreszcie dumny z siebie.

- Niewiele wie o jego położeniu, ale ja doskonale znam parę miejsc, gdzie rośnie. Jak już wspomniałem, nie wymaga dużej opieki i przyjmie każde podłoże, co zresztą widać na załączonym kamieniu.

- Jest... po prostu śliczny. - westchnęła. - Mogę go wziąć?

- A myślisz, że po co cię tu zabrałem?

- Ach, no właśnie! - Milene zorientowała się, że lepiej, aby żaden superbohater nie zobaczył celi bożka pustej.

- Bardzo ci dziękuję, ale...

- Chciałem się odwdzięczyć za ten obraz. - przerwał. Blondynka uśmiechnęła się promiennie.

- Nie musiałeś. Ale wiesz co, zupełnie zmieniłeś się w moich oczach.

Loki parsknął, lecz zrobił to dosyć przyjaźnie.

- Rozumiem, że chcesz już wracać. - odparł domyślając się o co jej chodzi. Kiwnęła głową. Mężczyzna ponownie posłużył się niebieską kostką. Wylądowali dokładnie tam, gdzie zaczęli niespodziewaną podróż. Na całe szczęście, nikogo innego nie było w pobliżu. W jednym momencie zaczęli się głośno śmiać.

- To może chodź. Lepiej będzie, jeśli ja to powiem na spokojnie, niż jak nas tu znajdą. - zaproponowała Milene.

...................................

Chciałam podziękować wam gwiazdeczki. Nie wiedziałam, że ktoś tak chętnie przeczyta moje pisaniny. Jest mi niezmiernie miło :)

Teraz już wiem, że muszę to skończyć ;D

Przyjaciółka LokiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz