Rozdział three

54 5 0
                                    

Nienawidziła znajdować się tam sama, lecz starała się w tym przypadku zachować zimną krew i wygarnąć jej niedoszłemu mordercy co o nim myśli. Przeszła ciemnym korytarzem, na którego końcu znajdowały się dobrze zabezpieczone drzwi. Niepewnie wstukała do nich kod i podała hasło wymyślone przez mistrza haseł Bannera. Przełknęła ślinę, patrząc się prosto przed siebie. Jednak gdy przekroczyła próg, szklana klatka specjalnie zbudowana dla władających magią patałaszków była pusta.

- Może im uciekł... - pomyślała z większym strachem. Bała się, że może stać tuż za nią i czekać, aby tylko ponowić próbę zabójstwa.

- No proszę, bohaterowie wysłali moją niedoszłą ofiarę, żeby zmiękczyć mi serduszko. - rozległ się nagle drwiący głos, który dziewczyna kojarzyła gdzieś z głębi głowy. Niestety, nie była w stanie wypatrzeć jego właściciela.

- Nikt mnie nie przysłał, sama przyszłam. - odwarknęła, żeby pokazać, że wcale nie jest wystraszona faktem, iż nie widzi swojego rozmówcy.

- Po co miałabyś przychodzić do mnie? Nie zamierzam cię przepraszać. Nie zginęłaś tylko przypadkiem. Gdyby nie ten głupi milioner dawno miałbym (lub nie) ciebie na sumieniu. - oznajmił jedwabiście.

- Pokaż mi się albo porozmawiamy inaczej. - odbiła piłeczkę dziewczyna.

- Skoro aż tak ci zależy głupia...

Z zielonkawej mgiełki, która unosiła się na całej powierzchni za szkłem wyszedł wysoki szatyn, z misternie ułożonymi, długimi włosami. Jego rysy były ostre, lecz wcale nie wyglądały nieprzyjaźnie, wręcz przeciwnie. Oczy dla kontrastu były niebieskie i wydawały się bardzo niewinne.

- Tadam Midgardko. - prychnął niczym czarny kot zwiastujący nieszczęście.

- Ty jesteś Loki? - spytała, gdy niespokojne tętno po dostrzeżeniu bożka się unormowało. Mężczyzna wyglądał, jakby uznał to za obelgę.

- Śmiesz mnie pytać, czy jestem sobą? - zadrwił ironicznie, przysuwając się ciekawsko bliżej do szyby. Dziewczyna poczyniła to samo. Szatyn patrzył na nią chłodnym wzrokiem, w którym wrażliwe jak ona osoby były w stanie dostrzec coś więcej – wewnętrzne znudzenie.

- Nie miałam tego na celu. Chciałam tylko zobaczyć, z kim miałam do czynienia we własnym gabinecie. - odparła w miarę szorstko. To niemożliwe, żeby był zły. Miał za dużo potencjału na kogoś dobrego. Asgardczyk lustrował blondynkę z niesmakiem.

- W takim razie już wiesz. Możesz zostawić mnie w spokoju. Nie chcesz chyba, żebym ponowił próby.

- Nie. - odpowiedziała krótko. - Ale z tego co wiem w tej celi jesteś niegroźny jak ptaszek w klatce.

- Radzę ostrożnie dobierać słownictwo ty...

- Milene. Jestem Milene. Nie midgardka, prostaczka czy ofiara. Dlatego nie życzę sobie, żebyś mnie tak nazywał.

- Nie możesz ode mnie żądać. - obruszył się szatyn i założył ręce ze śmiertelną miną.

- Tak się składa, że mogę robić co mi się żywnie podoba. To przez ciebie wyrzucili mnie z pracy i nie zamierzam być dla ciebie miła.

Loki zwijał się ze śmiechu.

- Co cię tak bawi Lokes?

- Nie wierzę, powinni wyrzucić cię już dawno, widziałaś siebie? Jesteś drobniutka i niewinniutka. Co to, brązowawe piegi? Jak uroczo na twarzy zawodowego zabijaki.

- Nie jestem zawodowym zabijaką. Ale co ty możesz wiedzieć. - poprawiła Milene.

- Wszystko mi jedno. - Loki przejrzał swoje paznokcie. - Jeszcze tu jesteś?

Blondynka postanowiła wyjść bez słowa. Z tym kanciarzem nie było żadnej normalnej rozmowy, zresztą nie spodziewała się tego po nim z krótkich wzmianek i nieco dłuższych opowieści od Thora. Czuła jednak podskórnie, że nie był do końca zepsuty w środku i dało się coś z niego wyciągnąć. Pytanie brzmiało – jak się do tego zabrać?

Niestety, gdy tylko otworzyła się winda, złapał ją Tony, ze śmiertelnym wyrazem twarzy, żądny wyjaśnień. Wyglądał, jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok.

- Co to miało znaczyć? Czyżbyś podsłuchiwała naszych obrad i poszła resocjalizować Jelonka? - spytał. Zielonooka zamrugała oczami.

- Jak to resocjalizować?

- Nie odpowiada się na pytanie pytaniem słonko.

- Ale, ja nawet nie wiem o co chodzi! - dziewczyna lekko się zdenerwowała. Iron Man wypuścił powietrze i postarał się nie wariować.

- Uznaliśmy, że jesteś najodpowiedniejszą osobą z nas wszystkich, bo...

- Niech zgadnę, mam dobre serduszko i potrafię każdego zbira zmienić w stróża porządku i prawa. - zirytowała się. - Dobrze wiem, że wiesz, że nie jestem twarda.

- Słuchaj, nie wybralibyśmy ciebie, gdyby nie twoja charyzma i umiejętności. Muszę przyznać z bólem, że przebijają moje. - próbował swoich sił Stark.

- I to nawet nie ja cię podsunąłem. To był pomysł Nat.

- Powiedz jej, że nie zamierzam jej następnym razem układać włosów. - odfuknęła nieprzyjacielsko.

- Przekażę co do słowa rudej pajęczycy... A może teraz ty mi wyjaśnisz, co robiłaś u Lokiego?

- Um... - Milene podrapała się po głowie. - Możesz to uznać za nierozsądne i bezcelowe, ale chciałam zobaczyć, kto próbował pozbawić mnie życia.

- Hm. - zastanowił się Stark. - Pierwsze kroczki na pewno nie zaszkodziły. Jaki wydał ci się nasz król złości i fochów?

- Bardzo arogancki i nudny. - odparła, chcąc nawet machnąć ręką, ale powstrzymała się od tego w ostatnim momencie. Tony stwierdził, że nie ma się czemu dziwić. Resocjalizacja Jelonka mogła okazać się świetnym sprawdzianem, czy da się jeszcze zrobić z niego aniołka. A kto jak kto, Milene uwielbiała zmieniać ludzi na lepsze. Mimo tego, że nie miała do czynienia z człowiekiem.

...

Dobra, jeśli jakieś cudowne gwiazdki to czytają, mogę mieć małe opóźnienie i nic nie wstawić przez parę dni, ale powinnam nie zapaść się pod ziemię i wrócić.

~Florka

Przyjaciółka LokiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz