Rozdział seventeen

21 1 0
                                    

Po powrocie udała, że nie ma żadnego interesu do bożka i poszła do swojego pokoju zabierając ze sobą jakąś kanapkę przyrządzoną na szybko. Jej myśli wciąż krążyły wokół szatyna, dziwiła się aż, jak dużo o nim ostatnio myśli. Może faktycznie łudziła się na przyjaźń? Z zamyślenia wyrwał ją Banner.

- Nie przeszkadzam? - zapytał, stojąc za progiem. Dziewczyna machnęła ręką na znak, że może wejść. Bruce przysiadł się, biorąc pufę stojącą w kącie.

- Posłuchaj, przyszedłem do ciebie, bo ty wiesz najwięcej o Lokim. - zaczął dość niepewnie. Milene spojrzała na niego prawie gniewnie.

- Jeśli przyszedłeś tu po to, żeby mnie o niego wypytywać...

- Spokojnie. Daj mi proszę dokończyć. - nalegał, poprawiając okulary. Zniecierpliwiona blondynka założyła ręce na piersi.

- Chciałem zapytać cię... czy według ciebie Loki faktycznie mógł powrócić do swojego dawnego ja?

- A co to ma do rzeczy? Co to niby zmieni, skoro uważacie inaczej i nie chcieliście mojej opinii tam, wtedy.

- To nie tak. Po prostu zastanawiam się, co mogło pójść nie tak... - Bruce lekko się zawstydził.

- Wiesz, tu w wieży, gdy był przy tobie... wydawał się zupełnie inny. Jakby spokojniejszy, milszy, nie taki złowieszczy...

- Bruce. Skąd mam wiedzieć? Nie jestem Duchem Świętym, zwłaszcza, że Loki to zwyczajny kłamca, który jest znakomity w swoim fachu, dlatego naprawdę nie mam pojęcia co jest grane. - przyznała wreszcie dziewczyna. Banner powiódł wzrokiem po pokoju z ogromnym zastanowieniem.

- A to co? - zapytał, gdy dostrzegł kwiatek, który był prezentem od Lokiego.

- To tylko kwiatek.

- Ale... jest niesamowity! Koniecznie muszę go zbada... - Banner wykonał swój charakterystyczny, naukowy ruch okularami. Milene szybko zabrała kamień.

- Nie będziesz badać Eugene'a. - ostrzegła odstawiając go w inne miejsce. Bruce zaśmiał się.

- Niech zgadnę. Czyżby Eugene wziął się nie z tej planety?

- Można... tak przypuszczać.

- Nasuwa mi się w zasadzie jeden wniosek. - zastanowił się Banner. Milene była ciekawa, co z niego wynika i uniosła brew. Bruce stwierdził, że gdyby Loki był prawdziwie zły, to nie robiłby nic, żeby sprawić jej przyjemność, a już na pewno nie wysłuchałby jej na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie potrafi dbać o kwiatki i nie załatwiłby jej takiego, który nie wymaga dużo opieki.

- Może coś w tym jest. Może nie. Nie wiem. - przyznała dziewczyna. - Pogubiłam się. - westchnęła po chwili. Na całe szczęście Banner to nie był Stark i bardzo dobrze rozumiał, co się dzieje z człowiekiem, kiedy czuje się okłamany. Ciężko jest wtedy przez jakiś czas komuś zaufać, a najciężej tej samej osobie.

- Dobra, to może złap trochę dystansu, ale bez poddawania się, co? Bo wiesz, jak go widziałem z tobą, to naprawdę nie mogłem się nadziwić, że stał się... no taki. - rzucił na odchodne.

- Bo może to wszystko była nieprawda. - powiedziała Milene sama do siebie. Była zła na Lokiego i czuła, że musi wszystko przekalkulować na chłodno, kiedy emocje wreszcie opadną.


Loki siedział w swojej celi i zastanawiał się, jak do tego doszło, że całe to misterne tkanie nici przyjaźni, początkowo na siłę, potem z większym przekonaniem, zwyczajnie się posypało. Przecież nie chciał zrobić nic złego – może zwyczajnie go poniosło? Przecież każdemu się zdarza, nawet tak idealistycznej postaci jak nordycki bożek. Jedno jest pewne – w swoim przekonaniu chciał dobrze. Przecież zamordował szefa tej szajki kosmitów, która napadła na Ziemię. Nie zawsze zdarzały mu się takie bohaterskie czyny, dlatego tym bardziej nie rozumiał, dlaczego uznali to za coś przeciwko dobru. Nagle uniósł wzrok zadowolony. Przecież Milene na pewno potwierdzi, że nie miał złych zamiarów. Była tam i pozwoliła mu działać, bo mu ufała. Pokładał duże nadzieje w tym, że wszystko się wyjaśni. Gorzej było z faktem, że od jakiegoś czasu w ogóle nie było jej w odwiedzinach.

W salonie zgromadzili się wszyscy Avengers, łącznie z Thorem, który zamiast beztroskiego rogala na twarzy wydawał się być nieco poważniejszy i przybity. Milene nie chciała uczestniczyć w zebraniu, lecz mimo wszystko przysłuchiwała mu się przez niedomknięte drzwi do drugiego pokoju. Udając, że coś czyta, nasłuchiwała bardzo poważnych rozmów, na których szalach ważył się los Lokiego.

- Ja osobiście uważam, że nie to był zły pomysł od samego początku. - słowa te padły z ust Starka, który miewał największe wahania jeśli chodzi o swoje zdania. Bruce próbował go uspokoić.

- Nie wiedzieliśmy jak to się potoczy, ale przecież do tej pory nic się nie stało. Gdyby był to zły pomysł dawno byśmy nie żyli.

- Tak, ale to nie wyjaśnia tego, co się stało. - dodał Kapitan. Wdowa bacznie obserwowała mówiących, ale jakoś nie chciała dołożyć słówka od siebie.

- Nic tego nie wyjaśnia. - kontynuował brunet. - Jedyna sprawa, której możemy być pewni to fakt, że milusie oczka milusimi oczkami, ale Loki to Loki i stanowi zagrożenie. Z pewnością daliśmy się wrobić w jego sztuczki, bo od początku nie miał zamiaru się zrobić potulny. To było do przewidzenia, że prędzej czy później przejrzymy na oczy.

- Skąd ta pewność? - odezwała się wreszcie Nat przysiadając się bliżej, aby móc spojrzeć dobrze na wszystkich zebranych i aby oni mogli wyczytać z jej twarzy, że jest równie głęboko przejęta całą tą sytuacją.

- Nie lepiej zapytać o to Milene? W końcu...

- Wydaje mi się, że tylko byśmy ją teraz podkopali. - wtrącił Bruce nie dając skończyć myśli swojej przyjaciółce po fachu. Ta wbiła w niego swój morderczy wzrok za takie zachowanie, ale zostawiła je bez komentarza.

- Jestem totalnie wkurwiony na tego pajaca. - wybuchł wreszcie Tony, wcześniej jedynie utrzymując napiętą atmosferę w powietrzu.

- Rozumiem, że nas nienawidzi i wice versa, ale jak mógł tak zdruzgotać tę dziewczynę ze złotym sercem za to, co dla niego zrobiła? To jakiś kurwa niesprawiedliwy obrót wydarzeń!

- Ochłoń proszę. I panuj nad słowami. - upomniał Steve. Natasha uniosła brwi.

- Dziewczynę ze złotym sercem? - powtórzyła po Starku z takim akcentem, jakby było to oskarżenie skierowane w jego stronę. W tym momencie zapadła głucha cisza. Każda para oczu ciekawsko wpatrywała się w bruneta. A szczególnie Thor, który zupełnie miał pustkę w głowie i nie miał pojęcia, gdzie zgubił się główny wątek.

- No co? Nie można tak mówić o ludziach? - obronił się, jednak z lekkim rumieńcem na twarzy, wyrażającym jego zakłopotanie.

- Nat ma rację, coś w tym musi być.

Miliarder zupełnie się teraz zaczerwienił.

- Mieliśmy chyba rozmawiać o Lokim, także proszę, wróćmy do tematu, dobrze?

-  Dobrze. Uważam, że tu niedawno, to nie był ten sam picuś w eleganckich fatałaszkach, który próbował podbić Ziemię.

Obrady trwały przez bardzo długi czas. Końcowa decyzja wcale nie była dobra, Milene wiedziała o tym bardzo dobrze. Mściciele zaproponowali, żeby Thor zabrał swojego brata z powrotem na Asgard, gdzie powinien odkupić swoje winy. Dobroć dobrocią, ale nie zawsze jest jedynym rozwiązaniem. A skoro Loki nie chce współpracować po dobroci, trzeba go do tego zmusić i to najlepiej tymi „zagranicznymi" sposobami – takie były wnioski z ust Starka, na które niestety wszyscy przystali. Mimo tego, że czuła ogromny żal do Lokiego wiedziała też, że nie może na to pozwolić.


......................................................................................

Przepraszam bardzo za takie ogromne opóźnienie,  lecz niestety, życie składa się z różnych komplikacji, którym trzeba stawiać czoło. Mam nadzieję, że ten delikatnie dłuższy rozdział trochę was rozchmurzy, bo dzisiaj pogoda nie dopisuje aż pęka łeb.

No  skarbki, do następnego razu :D


Przyjaciółka LokiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz