Rozdział six

46 3 0
                                    

- Jak poszło z rogasiem? - spytał Stark na wstępie, nie dając niańce bożka wyjść z windy.

- Jak to mówiłeś, małe kroczki i jakoś powinno polecieć. Mam nadzieję, że ktoś mi za tę fuchę zapłaci. - tu spojrzała na miliardera spanielkiem. Tony przewrócił oczami.

- A mogę zaproponować ci pokoik?

- Też. - Milene założyła ręce na piersi. Stark jęknął. Był przywiązany do swoich pieniędzy bardziej, niż Makłowicz do koperkowego pieska. Kosztowało go to duży uszczerbek na ego, kiedy finalnie na coś tam się zgodził.

- Dobrze. Ale na wiele nie licz.

- Nie ma sprawy blaszaku. - po tych słowach puściła oczko i poszła do salonu Avengersów. Tony pokręcił głową i udał się do swojego warsztatu.

Po południu Avengers całą gromadą szykowali dla nowej lokatorki pokój. Chcieli wyrobić się, zanim spakuje swoje rzeczy i przyjdzie go obejrzeć. Każdy dorzucał przy tym coś od siebie. Wdowa zdecydowała się na puchowe poduchy, Clint ułożył przy łóżku własnoręcznie zrobione kapcie, Stark uznał, że broni w szafie nigdy za wiele, a Steve poustawiał ładnie farbki na biurku wiedząc, że dziewczyna lubi malować. Z kolei Banner przyniósł świetną lampkę nocną. Thor obiecał, że przyleci z czymś oryginalnym, ale jak do tej pory jeszcze się nie pojawił. Nawet Stephen wpadł, żeby powiesić jakieś ładne, magiczne obrazki na ścianach.

- Ekipa, jestem z was dumny. - ocenił Stark fachowym okiem. Wdowa przekręciła oczami.

- Na razie nic nie mów, tylko poczekaj na ocenę wynajmującej. - odpowiedziała. Reszta machnęła ręką.

- Co ma się nie podobać? Widzisz te kapcie? - fuknął Barton zezłoszczony, że jego najlepsza przyjaciółka nie dostrzegła jego milusiego wkładu. Romanoff przyznała mu rację kończąc temat. Nagle rozległ się głos Edith.

- Panie Stark, już przybyła. Czeka na dole. - oznajmiła sztuczna inteligencja.

- Bingo bongo, już schodzę ją przywitać. A wy nic nie popsujcie. - zwrócił się do Avengers, taksując ich wzrokiem.

- Masz to jak kasy w swoim banku. - upewnił Banner.

Gdy Milene zobaczyła swój pokój, zostawiła walizkę w progu, żeby przyjrzeć się wszystkiemu z osobna z niekrytą radością i wdzięcznością, które malowały się na jej twarzy i mówiły same za siebie. Mściciele byli równie zadowoleni, że sprostali oczekiwaniom dziewczyny. W końcu ktoś z tak uporczywym zadaniem zasługuje na swój idealny kącik. Kiedy zielonooka została sama, wypakowując książki na półki, ktoś puknął ją w ramię.

- Przyleciałem wręczyć ci to osobiście. - powiedział Thor z bananem na twarzy, wręczając dziewczynie średnich rozmiarów skrzynkę z ładnym zdobieniem.

- Ojej, dziękuję ci. Naprawdę nie musiałeś.

- Ależ oczywiście, że tak. Muszę się jakoś odwdzięczyć za opiekę nad bratem. Poza tym, jeszcze jej nie otworzyłaś.

- Zrobię to później, dobrze? Bardzo dziękuję. Zostajesz na kolację?

- Czemu nie, skoro zaprasza mnie opiekunka Lokiego, jak odmówić bym mógł.

Milene uśmiechnęła się promiennie i zeszła z blondynem na niższe piętro.

Po kolacji wszyscy udali się robić różne zajęcia. Kapitan miał ostatnio jakąś manię na jogging i poszedł robić kółka w parku. Natasha wciągnęła się w kryminał i siedziała jako jedyna w salonie, nie odrywając oczu od książki. Milene postanowiła jej nie przerywać i pomyślała, że może wybrać się na lody.

- A dokąd to? - spytał Stark, który niezauważenie skubał winogrona z miski.

- Um, miałam iść na lody, masz ochotę? Przygarnąć cię?

- Pewnie, przerwa w pracy dobrze zrobi. - rozchmurzył się miliarder i wziął dziewczynę pod rękę.

- Co powiesz na waniliowe tony-batony? - zażartował.

- Wolę wdowi sorbet, sorki... - zaśmiała się Milene, chociaż było jej wszystko jedno. Chciała deczko poprzekomarzać się z brunetem.

- A to tak? Najlepszy przyjaciel idzie w odstawkę? - zapytał smutnym głosikiem.

- Kto powiedział, że nie mogę wziąć dwóch gałek?

Wyszli z lodziarni „Avenged ice-cream" z dwoma identycznymi porcjami lodów, które miły staruszek w pomarańczowych okularach sprzedał po zniżce. Szli sobie spokojnie w stronę siedziby i obecnego miejsca zamieszkania.

- Dawno nie było tu tak spokojnie. - przyznała zielonooka przerywając ciszę.

- Mówisz o tym, że w Nowym Jorku jest cicho, czy że nikt nie próbuje zawładnąć światem? - zagaił Tony, jakby nie wiedział, o co jej chodzi.

- To drugie. W Nowym Jorku zawsze jest głośno.

Komórka Starka zaczęła wibrować w jego kieszeni, przerywając moment.

- Kto tam mnie kocha u licha... - mruknął, próbując wyciągnąć telefon.

- Witam, tu Chang Ling, dodzwoniłeś się do sushi baru. Uramaki i futomaki z łososiem dziś za pół ceny, w czym mogę pomóc? - odezwał się do słuchawki zmieniając głos. Osoba po drugiej stronie zbyt dobrze znała ten numer, żeby się na to nabrać.

- Jeśli handlujesz sushi Stark, to nisko spadłeś. - odpowiedział mu głos Furego.

- Przechodząc do rzeczy, doszły mnie słuchy, że wprowadziła się do was agentka M, która ma się opiekować Lokim.

- Łysa enigma z jednym okiem wszystko wie... - szepnął Anthony do dziewczyny na ucho pospiesznie, aby rozmówca nie usłyszał. Lubił sobie robić jaja i to bardzo często. Jego typowe poczucie humoru objawiało się czasem nawet przy robieniu zwykłych płatków śniadaniowych.

- Tak jest, tak właśnie jest. - potwierdził zaraz potem Iron Man.

- Pamiętajcie, żeby zachować chociaż minimalną ostrożność. Macie do czynienia z magicznym diabełkiem i nie wiecie, do czego jeszcze może się posunąć.

- Spokojnie jak na wojnie panie dzieju. Mogę już wrócić do konsumowania lodów?

- A rób co chcesz, bez odbioru.

Gdy Fury się rozłączył, Stark jęknął.

- No i przez tego dupka z agencji nie wiem na czym stanęło. Musimy zacząć nowy temat.

- Jak dla mnie spoko księżycu. - odparła blondynka, po czym skierowali się w stronę Manhattanu na mały spacerek.

Przyjaciółka LokiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz