18.Paris

291 31 12
                                    

Patrzę na wyświetlacz telefonu już od dłuższego czasu. Nie mam pojęcia co zrobić. Nie popełnij drugi raz tego samego błędu - podpowiada mi serce. Tylko czy warto słuchać jego głosu?

Ubrana wychodzę z łazienki. Brent zerka na mnie z uśmiechem, który od razu po tym jak zobaczył mój wyraz twarzy znikł bez wyjaśnienia.

-Jane, co się stało? - Pyta zatroskany

Pokazuję mu telefon, bo nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Szok lub stres, albo nawet dawka dwa w jednym ma na mnie niekorzystne działanie. Mój ukochany po przeczytaniu wiadomości spojrzał na mnie ze zrozumieniem i zapytał z udawaną powagą:

-Jak myślisz, mam obić mu mordę teraz czy później?

-Może lepiej później. - Powiedziałam odzyskując głos. Po tych słowach oboje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem.

***
Spakowani i zadowoleni wyszliśmy z pokoju hotelowego. Musimy jeszcze jechać do Warszawy. Szkoda, że lotnisko z którego mamy wylatywać nie jest bliżej. Pewnie tutaj też wylatuje jakiś samolot do Paryża, ale wszystko podobno planował Ryan, a z tego co zdążyłam go poznać, on strasznie lubi utrudniać życie sobie i innym.

Przy wyjściu z hotelu czekali na nas pozostali członkowie zespołu. Gdy tylko nas ujrzeli obdarzyli szczerym uśmiechem, oczywiście wszyscy prócz Teddera. Ten zaś patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Zaczynam się go lekko bać. Gdyby nie to, że obok mnie jest pięciu facetów, którzy najprawdopodobniej nie mają wobec mnie niecnych zamiarów uciekłabym gdzie pieprz rośnie. 

Wsiedliśmy do limuzyny, która właśnie podjechała. Okazało się, że będę musiała kilka godzin siedzieć obok Ryana. Kurcze! Brent szeptem zaproponował mi zamianę miejsc, ale odmówiłam. Nie chciałam jeszcze bardziej prowokować Teddera i dać innym po sobie poznać, że serio się go obawiam.

Podczas drogi cały czas siedziałam jak na szpilkach, więc gdy tylko dojechaliśmy na miejsce wybiegłam z auta najszybciej jak tylko mogłam. Świerze powietrze sprawiło, że poczułam się o niebo lepiej, bo od słodkawego zapachu perfum Ryana robiło mi się niedobrze. Może dlatego, że nie kojarzył mi się on najlepiej.

***

W samolocie byłam już bardziej spokojna. Siedziałam z Brenta, a reszta ekipy była na drugim końcu samolotu. Kutzle wybrał te miejsca najprawdopodobniej ze względu na mnie. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. 

Wyglądając przez okienko w samolocie pożegnałam Polskę i powitałam Francję. Nie mogę uwierzyć w to, że za chwilę zobaczę Paryż. To było moje marzenie od wczesnego dzieciństwa. Brent był już tutaj naprawdę wiele razy, więc raczej nie do końca rozumie co teraz czuję, jednak doskonale udawał, że on także ma podobne odczucia do moich. On jest taki kochany. Wiem, że cały czas to powtarzam, ale naprawdę niczym sobie na niego nie zasłużyłam.

Wreszcie jesteśmy na miejscu. Paryż jest piękny. Już mam ochotę iść zwiedzać, wejść na szczyt wieży Eiffla, zobaczyć katedrę Notre Dame, łuk triumfalny i wiele innych zabytków. Jednak nie chcę iść nigdzie sama, a chłopaki zaraz mają koncert na który oczywiście się wybieram. Dziś nie jako fanka za którą zupełnie się nie uważam, a jako dziewczyna Brenta i będę czekać na niego za kulisami. Tyle tysięcy osób mi zazdrości, że to jest aż niewiarygodne.

-Co chcesz teraz robić? - z zamyślenia wyrwały mnie słowa Brenta.

-Co powiesz na lody? - zaproponowałam. Jest dziś tak gorący dzień. Zresztą co się dziwić jest środek lata.

-Bardzo chętnie, chodźmy.

-Jaki smak chcesz? - zapytałam, gdy podeszliśmy do budki z lodami

Stop&Stare (Zatrzymaj się i spójrz) ,,OneRepublic fanfiction"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz