Spieszę się kochać od wschodu do zachodu słońca
Nim ostatnie złote promienie pozostawią mnie na pastwę moich lęków w ciemnościach
Nocą przepełnia mnie trwoga
Że dłonie, które wyciągam ściągają za mną na dno wszystkich, którzy je pochwycą
Więc je chowam
Owijam nimi własne gardło
Czekając aż zacisną się moje płuca
Dławiąc swoje uczucia
Bo jedyne na co zasługują
To samotny spoczynek w ciemnościach
Łkam więc w ciszy nad ich marnym grobem
Własnym ciałem
I modlę się by już nigdy się z niego nie wydostały
One jednak rodzą się na nowo
O świcie
By znów zatoczyć koło
A ja na przemian śmieję się i płaczę
Nad moim życiowym komedio-dramatem
Bo już sama nie wiem czy wolę
Moją samotną niedolę czy nieświadomą mękę na którą skazuję moich bliskich
I w głębi duszy naprawdę żal mi i siebie i ich wszystkich
CZYTASZ
mało poezja
Poetrymój emocjonalny śmietnik zrozumienia i sztuki można przecież szukać wszędzie