17

342 20 2
                                    

Przegrywaliśmy. Nic nie mogliśmy na to poradzić, każdy dawał z siebie wszystko ale naprawdę przegrywaliśmy. Ciągle miałam cichą nadzieję że jednak damy radę, mamy wśród nas najlepszych ale ciągle czegoś nam brakowało. Potrzebowaliśmy pewnego rodzaju zjednoczenia. Ja nie rozmawiałam z Peterem, Peter za to pokłócił się o coś ze Starkiem. Nat nie dogadywała się najlepiej ze Stevem z powodu Wandy. Dlatego tak kiepsko nam szło, każdy miał głowę w chmurach i nie skupialiśmy się na głównym celu tej bitwy.

Myśl Nicole, myśl co zawsze jednoczyło Avengersów. Co było tym bodźcem który zażegnał każde nieporozumienie.

To zawsze był Steve, zawsze swoją mową motywował każdego. Dla niego zawsze najważniejszym celem było dobro innych. Muszę się dostać do Steve'a.

Dzień wcześniej

Ostatni wieczór spędziliśmy w swoich pokojach. Musieliśmy się wyspać i zregenerować siły. Ciągle byłam zła na Petera. Jak mógł powiedzieć coś takiego. Jak mógł nie dostrzec że kocham go całym sercem. Zaczęłam zastanawiać się czy teoria o wewnętrznych magnesach naprawdę jest możliwa. Od początku czułam tą chemię i przyciąganie. Ale teraz jestem pewna że czuje w stu procentach tylko miłość do tego głąba. Kocham to jak się troszczy o innych, to jak dobrym jest człowiekiem. To jaki nieśmiały jest w ciągu dnia ale w nocy jest bardziej pewny siebie niż my wszyscy razem wzięci. Chciałam pójść do niego i zasnąć w jego ramionach. Wiedziałam że tylko w ten sposób będę mogła odpocząć. Chciałam mu jednak dać czas, by sam zrozumiał że to wszystko to jakieś brednie.

Rano wszyscy staliśmy w swoich strojach gotowi do walki. Gotowi by odzyskać naszych bliskich i wszystkich ludzi którzy wyparowali. Jednak sytuacja była napięta. Słyszałam wczoraj dwie kłótnie. Między Tonym i Peterem ale nie wiem o co poszło. Oraz Nat i Steve, którzy kłócili się o to czy Wanda powinna iść z nami na misję. Nikt nie jej ufał, a ja ciągle miałam przeczucie że zrobi coś nie na naszą korzyść. Steve jednak postawił na swoim mówiąc że jest najsilniejsza z nas więc musi nam pomóc.

Patrzyliśmy w swoje oczy żegnając się bez słów. Tak naprawdę nikt z nas nie wie co dziś się wydarzy. 

***

Steve
Wiem że nie wszyscy dogadują się idealnie, ale musimy przypomnieć sobie po co tu jesteśmy. Przypomnieć sobie kogo chcemy uratować. Nie ważne są teraz jakieś błahe spory ponieważ to co dziś dokonamy jest największym priorytetem. Wygramy tylko jeśli będziemy razem. Jesteście gotowi? Ruszamy!

Steve chyba nadawał się lepiej to tego niż do walki. Spojrzałam na Petera i oboje przytakneliśmy ruszając na Thanosa. Steve miał racje, narazie nie liczy się nic więcej. Dookoła widziałam jedynie spustoszenie. Gdzieniegdzie był ogień. Każdy walczył i każdy starał się zrobić nam idealne przejście.

Biegłam z Parkerem ramię w ramię gdy nagle poczułam szarpnięcie i wylądowałam kilka metrów dalej. Czułam przeszywający ból w udzie. Podniosłam głowę i ujrzałam dziurę z boku uda która jeszcze chwilę świeciła na fioletowo. Kurwa, wygląda to dosyć poważnie. Powoli wstałam, zerwałam kawałek materiału który leżał z boku i owinęłam nogę zaciskając mocno bym nie wykrwawiła się zanim zabije Thanosa.

Peter
Nicole!

'Tutaj!'

Podbiegł i szybko obejrzał mnie od góry do dołu. Sam był brudy, w kurzu i we krwi, zresztą każdy był.

Peter
O nie, to nie wygląda najlepiej, trzeba to opatrzeć...

'Peter, nie mamy czasu, i dobrze o tym wiesz. Zrobiłam opaskę uciskową, na teraz musi wystarczyć. A teraz chodź.'

Peter
Ale...

'Chodź!'

Ruszyliśmy dalej. Ostrze trzymałam na szyi, było maleńkich rozmiarów ale gdy kliknę guziczek będzie już normalnej wielkości. Zauważyłam Thanosa, Steve z nim walczył. Czy on, czy on trzyma w dłoni Mjølner?  Uśmiechnęłam się szeroko i zdjęłam ostrze z szyi by powiększyć jego rozmiar.

Spojrzałam się na Petera, patrzył się na miecz. Wiedziałam że jest mu ciężko. Dlatego odbyłam małą rozmowę z Tonym o świcie. Prosiłam go żeby uratował Petera za wszelką cenę. Jeśli będzie mógł uratować jedno z nas, niech nawet się nie waha, musi uratować właśnie jego. Tony pokiwał głową i teraz jestem tu. Szczęśliwa w moim sercu, wiedząc że jemu nic się nie stanie.

'Gotowy?'

Peter
Ja... Ja muszę ci coś powiedzieć. Muszę ci powiedzieć zanim... Zanim...

'Peter. Nie martw się, wszystko będzie dobrze, powiesz mi jak będzie już po wszystkim okej?'

Pokiwał głową i ruszyliśmy przed siebie. Steve właśnie ściągnął piorun z nieba by poraził Thanosa. To była nasza szansa. Złapałam Petera za dłoń i pobiegliśmy. Będąc przy nim złapaliśmy oboje za rękojeść i wbiliśmy w serce ogromnego fioletowego pajaca.

Nagle poczułam ból w sercu. Przeraźliwy, który miałam wrażenie że dotyka mojej duszy. Zaczęłam krzyczeć. Czułam że umieram, czułam jak ostatnie promyki uciekają przez ręce do ostrza. Wrzeszczałam z bólu który rozdzierał mnie na kawałki. W ostatniej sekundzie usłyszałam jeszcze krzyk Petera i zapadła ciemność.

Otworzyłam oczy i znalazłam się w białym pomieszczeniu. Cała ale dosyć dziwnie ubrana bo w jakaś białą sukienkę. Mrugnęłam i nagle znalazłam się na łące. Rozejrzałam się  i ujrzałam kogoś w trawie. Zaczęłam biec w tamtym kierunku. To był chłopak, ciemne kręcone włosy... To Peter. Chciałam krzyknąć ale nie miałam siły. Nagle zaczął się odemnie oddalać. Biegłam ile tchu ale ciągle się oddalałam. Usłyszałam krzyki. Ktoś wolał moje imię. Czułam dłonie na sobie ale nie mogłam ich dostrzec. Nagle wokół mnie zapadła ciemność.

Otworzyłam oczy i zauważyłam ciemne niebo. Powoli obróciłam głowę w bok i ujrzałam dym unoszący się do góry.

Nat
Nicole?

Spojrzałam na nią. Miała twarz we łzach. Zauważyłam jeszcze Steva, Thora, oraz.. czy to Star Lord? O mój boże, udało się, wrócili...

'Udało się?'

Pokiwali głowami ale wydawali się smutni. Dlaczego? Przecież wszystko się udało, prawda? Usiadłam i rozejrzałam się na boki, zauważyłam Tony'ego, klęczał kilka metrów odemnie trzymając ciało w ramionach. Nagle moje serce stanęło.

'Peter?!'

Wstałam krzywiąc się z bólu, Nat mówiła że muszę odpocząć ale nic mnie nie obchodziło. Dobiegłam do Tony'ego i zauważyłam Petera z zamkniętymi oczami, bladego na twarzy.

'O mój boże, Peter? Peter otwórz oczy! Tony ratuj go! Na co czekasz zrób coś! Ratuj go!' mówiłam szlochając. Łzy zasłaniały mi wzrok, położyłam dłonie na jego twarzy. ' Peter wstawaj!' Zaczęłam masować mu serce, uciskałam bolącymi jeszcze ramionami, wpuszczalam mu powietrze do płuc ale dalej się nie budził.

Tony
Nicole, to nic z tego... Byliście nieprzytomni dwie godziny. To cud że ty się obudziłaś...

'Czemu nie ratowałeś jego?! Obiecałeś, obiecałeś że go uratujesz!' zaczęłam walić pięściami w jego zbroje. Upadłam płacząc. Jak mogłam do tego dopuścić.

Położyłam się na jego piersi i ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi ciągle szlochajac.

'Kocham cię Peter, kocham z całego serca...'

Girl With A Bow (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz