POV Legolas
Nasz pościg trwał już trzy dni. Nie mieliśmy czasu, na chwilę wytchnienia. Biegliśmy bez przerwy, nie zatrzymując się na odpoczynek nawet w nocy. Musieliśmy dogonić orków. Prowadził nas Aragorn, który był świetnym tropicielem i potrafił znaleźć ślady, choćby na gołych skałach. Najgorzej z nas radził sobie Gimli, czasami zostawał w tyle, lecz szybko do nas dołączał. Widziałem, że był wyczerpany. Postanowiłem dotrzymać mu towarzystwa. Tym sposobem następca tronu Gondoru zniknął nam z oczu. Po chwili ujrzeliśmy go, klęczącego na ziemi i wsłuchującego się w odgłosy.
-Przyspieszyli- powiedział, gdy podeszliśmy- musieli zwietrzyć nasz zapach. Szybko!
-Oddychać- szeptał syn Gloina- to podstawa. Oddychać...
Strażnik wstał i rozpoczął dalszy pościg, przyśpieszyłem kroku. Byliśmy już blisko.
-Chodź Gimli- krzyknąłem i przegoniłem Aragorna, który, jak zauważyłem, również był coraz bardziej zmęczony. Nagle ujrzałem coś świecącego w trawie, podniosłem to.
-Liście z Lothorien, nie spadają na próżno- rzekł strażnik.
-Może jeszcze żyją- odpowiedziałem uradowany i nie czekając na przyjaciela, pognałem dalej. Usłyszeliśmy hałas za nami, odwróciłem się. Krasnolud znalazł szybszy sposób, zejścia z pagórka. Po prostu się z niego sturlał.
-Tak szybciej- powiedział do nas. Uśmiechnąłem się. Coś mi się wydawało, że wcale nie zrobił tego specjalnie, jednak postanowiłem nie mówić tego głośno. Jeszcze by się obraził.
-Doganiamy ich przyjacielu- rzekł do niego Aragorn.
-Męczą mnie biegi przełajowe- odpowiedział Gimli, jednak nie przestawał biec- krasnoludy, to urodzeni sprinterzy. Zabójczy na krótkich dystansach.
Parsknąłem śmiechem. Syn Gloina widocznie usłyszał to, ponieważ wyrwał do przodu.
-Czasami ta wasza złośliwość się na coś przydaje- szepnął do mnie strażnik. Mrugnąłem do niego, na co on głośno się roześmiał. Wskoczyliśmy razem na wielki głaz, po czym zaczęliśmy rozglądać się wokół.
-Rohan- powiedział Gimli, który zdążył już do nas dobiec- ojczyzna jeźdźców.
Zacząłem wspinać się po skałach, przyjaciele zostali na dole.
-Legolas!- krzyknął Aragorn, gdy dotarłem na szczyt- co widzą oczy elfa?
-Skręcają na południowy wschód- odkrzyknąłem- wiodą hobbitów do Isengardu!
-Saruman- powiedział cicho dziedzic Isildura. Usłyszałem go tylko dzięki wyostrzonemu słuchowi. Wiedziałem już, czemu nasi przyjaciele zostali porwani. Czarodziej myślał, że któryś z nich ma pierścień. Szczęście, iż nie miał racji. Gnaliśmy dalej, słońce zaczęło chować się za horyzontem.
-Co robimy?- spytałem przyjaciół.
-Nie wiem, mój drogi- odparł strażnik- serce mówi mi, by biec dalej, natomiast rozum każę się zatrzymać.
-Jeśli my będziemy całą noc odpoczywać, a nieprzyjaciel nie przerwie marszu, wyprzedzi nas znacznie- powiedziałem.
-Chyba nawet orkowie nie mogą maszerować bez wytchnienia- rzekł Gimli.
-Na czym więc zakończymy naszą naradę?- zapytał Aragorn.
-Ty nami przewodzisz- odpowiedział krasnolud- zastosuję się do twojej decyzji.
-Ja również przyjacielu zastosuję się do twej decyzji- rzekłem.
-Szukacie rady u złego doradcy- powiedział strażnik- jednak uważam, że już czas na odpoczynek.
CZYTASZ
Legolas i Miriel (2)
FanfictionUWAGA!!! Opowiadanie jest stopniowo poprawiane. Rozdziały oznaczone gwiazdką (*) są już poprawione. Trzynastu krasnoludów i jeden hobbit. Niby znana historia, lecz co się stanie gdy wkroczą do niej kolejne postacie? Co, jeśli lady Galadriela ma jesz...