Rozdział 1 - Randka

466 34 5
                                    

Reakcja/ Październik 2019 / 20:25 

Przez ostatnie siedemnaście miesięcy Harry nie wypowiedział ani jednego słowa.

Cisza bywała nieraz dusząca. Wkradała się przez szparę w drzwiach i osiadała w kątach ich wspólnego mieszkania. Powietrze w ich sypialni często stawało się gęste i ciężkie, jak trująca mgła, z której żaden z nich nie potrafił się uwolnić.

Oczywiście, było ciężko. Ale było też naprawdę, naprawdę pięknie.

Mieszkali razem w El Cajon w Kalifornii, około pół godziny drogi od San Diego. Poznali się, gdy Harry był w pierwszej klasie liceum, a Louis w ostatniej, i tak już zostało; nic nigdy nie stanęło między nimi i nigdy nie stanie. Oprócz tego, Louis nie był pewien wielu rzeczy.

El Cajon było małym miastem, liczącym nie więcej niż kilkaset tysięcy mieszkańców, ale bliskość San Diego wiązała się z zaletami i wadami miejskiego środowiska. Powietrze zawsze było ciepłe i suche, wiecznie trzaskające iskrami niewidzialnego ciepła. Odkąd się poznali, Harry mówił, że chciałby się przenieść w chłodniejsze miejsce, i pewnego dnia tak się stanie. Ale El Cajon było doskonałym (i tanim) miejscem do życia, gdy kończyli studia, i było całkowicie bezpieczne.

Cóż, było doskonale bezpieczne, dopóki nie przestało być. A wtedy było już za późno.

Kiedy ponad rok wcześniej Harry wylądował w szpitalu, obudził się bez głosu. Lekarze twierdzili, że pod względem fizycznym jego głos był w doskonałym stanie, natomiast pod względem psychicznym coś więcej działo się pod powierzchnią.

Oczywiście pojawiły się pytania o oparzenia - najczęstsze z nich dotyczyło tego, czy zostały zadane z własnej woli. Harry nie potrafił - albo nie chciał - opowiedzieć tej historii na głos, a kręcenie głową nie było najbardziej przekonującą odpowiedzią na pytanie psychiatry: "Czy kiedykolwiek czułeś potrzebę zrobienia sobie krzywdy?".

Louis wiedział jednak lepiej. Znał Harry'ego lepiej niż własną kieszeń (bo szczerze mówiąc, kto tak naprawdę bada własną kieszeń?). Studiował Harry'ego przez cztery lata, zanim jego głos zaniknął, i zapamiętał spojrzenie Harry'ego, kiedy ten się bał. Harry był czymś przerażony i z pewnością nie był to on sam.

Jeśli znał cokolwiek na tym świecie, to znał właśnie Harry'ego. Louis mógł więc tylko czekać; mógł tylko czekać, mieć nadzieję i modlić się, żeby ta paląca cisza pewnego dnia zniknęła.

Kiedy tego popołudnia wrócił do domu, Harry siedział skulony przy kuchennym stole, otulony dzianinowym kocem, z kubkiem herbaty w ręku. Jego twarz rozpromieniła się, gdy usłyszał skrzypnięcie wiekowych zawiasów drzwi wejściowych i włożył zakładkę do książki z historii sztuki, nad którą pracował na zajęcia.

- Cześć, piękny. - Lekki i rześki głos Louisa wypełnił ich małe mieszkanie. - Dobry dzień?

Harry poczekał, aż Louis pojawi się w zasięgu wzroku, zanim skinął głową, a głupi, zakochany uśmiech przykleił się do jego twarzy. Wyciągnął rękę do Louisa po drugiej stronie stołu, a jego uśmiech poszerzył się, gdy starszy chłopak ujął jego dłoń i ścisnął, okrążając stół, by złożyć na czubku jego głowy czuły pocałunek. Harry rozpromienił się.

- To czytanie nie wygląda zbyt zabawnie - zauważył Louis, układając podbródek nad głową Harry'ego i zerkając w dół stołu. - Na zajęcia z angielskiego? - Harry pokręcił głową. Odwrócił książkę tak, żeby Louis mógł przeczytać okładkę.

- Ach, rozumiem. Historia sztuki była do bani, kiedy chodziłem na nią na pierwszym roku - powiedział Harry'emu, jakby nie powiedział tego samego sto razy od początku semestru. - Ale ty jesteś takim kujonem. Pewnie ci się to podoba, prawda?

Open hands and closed fists (but nothing fills the silence) [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz