🍥Rozdział 4🍥

399 31 3
                                    

Schowaliśmy się za jakimś kamieniem, a to co zobaczyłam wbiło mnie w ziemię. Mitsuki siedział oparty o ścianę cały poobijany, a złoczyńcy próbowali wydobyć z niego informacje.

- Jeszcze raz się pytam. Czy byłeś tylko z tą trójka?! - krzyknął oprawca, a Mitsuki milczał. W końcu wkurzył się i uderzył przyjaciela z całej siły w twarz. Podskoczyłam na ten widok.

Chciałam już iść i ich zaatakować, ale Konohamaru mnie powstrzymał.

- Jeszcze nie teraz - rzekł Yorokobi nie odrywając wzroku od sytuacji przed nami.

- Dobra mam pomysł. Jestem szybka oraz zwinna. Pójdę rozstawić puapkę.

Nie zwracająca uwagi na nich, obiegałam pieczęcie rozstawiając zachadzkę po czym wróciłam do chłopaków.

- To było szybkie - skomentował Yorokobi spoglądajac na mnie.

- Ma się te wprawę. A teraz. Konohamaru, udaj się na drugi koniec pomieszczenia i lekko pohałasuj. Oni usłyszą hałas, podejdą, wpadka w puapkę, a reszta pójdzie już z górki.

- Robi się - potwierdził i zrobił to o co go prosiłam.

Podziałało. Mężczyzna podszedł do miejsca gdzie usłyszał hałas. Niczego nieświadomy wpada w puapkę, Yorokobi wykorzystuje chwilę rozproszenia i uderza dziewczynkę swoim Chidori.

Ja podbieglam do Blue-B w celu zaatakowania go. Już tworzyłam pieczęcie do futon, ale mężczyzna zdenerwował się na widok swojej wspólniczki i zaczął strzelać piorunami gdzie popadnie tym samym trafiając mnie w rękę. Rozejrzałam się dookoła. Trafił jeszcze w nogę Konohamaru i co najgorsze parę razy w Mitsukiego.

Zobaczyłam jak przyjaciel zaczyna krwawić. Serce ponownie zaczęło mi bić jak szalone. To był okropny widok. Mężczyzną zaczął się śmiać.

- No proszę. Chcieliśmy się tylko dowiedzieć się czegos więcej na temat Orochimaru, ale jak jeden zginie nic się nie stanie. - skończył gadać i spojrzał na Mitsukiego - Jak Konoha może go trzymać w wiosce. Przecież jest takim samym potworem jak my.

Zaczęłam się denerwować.

- Yorokobi, bierz dziewczynkę i oddał się - rozkazał Konohamaru tworząc rasengana.

Chciał w niego wycałować, jednak Blue-B był szybszy. Utworzył miecz z pioruna i rzucił nim w senseia, przebijając go przez brzuch na wylot. Konohamaru plunął krwią i padł na kolana z dziurą w brzuchu.

- Akai... Uciekaj... - powiedział z ledwością w głosie.

Ja z wrażenia nie mogłam ruszyć. Stałam jak wbita w ziemię. Patrzyłam jak moi bliscy cierpią nie mogąc nic zrobić.

Nagle poczułam jak oczy zaczynają mi mrowić. W tym samym momencie widziałam jak w oczach Konohamaru pojawia się zdziwienie. Nie widzialam zbytnio czemu. Ale to mi dodało odwagi. Podeszłam do mistrza i wyciągnęłam miecz z jego brzucha.

Odwróciłam się w stronę przeciwnika. Był wyraźnie zawiedziony tym, że nie uciekłam. Miał również te same zdziwienie jakie widziałam u Konohamaru.

Nie wiedziałam o co im chodzi, ale zignorowałam to. Mężczyzna ponownie zaczął trzaskać błyskawicami w moją stronę. Ominęłam każdą z nich. Nie wiem jak, ale zaczęłam przewidywać każdy ruch człowieka przede mną. Do głowy mi przyszło, że to może być sharingan, ale przecież nie jestem z Uchiha.

Zobaczyłam, że jedna z błyskawic ma trafić w Mitsukiego, więc jak najszybciej podbiegłam do niego i odbiłam. Byłam szybsza niż zazwyczaj. Potem celował w nas kolejne, jednak na próżno. Żadnej nie pominęłam. Kiedy mężczyzna na chwilę przestał, wzięłam Mitsukiego i schowałam się z nim za jeden z kamieni.

- Tu będziesz bezpieczniejszy. Nie ruszaj się. - rozkazałam i z powrotem udałam się na pole walki.

Od razu zobaczyłem jak Blue-B rzuca we mnie błyskawicami. Każdą z nich uniknęłam, albo odepchnęłam w jego stronę. W końcu zbliżyłam się do niego. Był już osłabiony. Wykorzystałam to i utworzyłam pieczęć wylewając na niego atrament. Szybko rozwinęłam papirus, a jego ciało stopniowo zaczęło wchłaniać się w kartkę papieru. Uśmiechnęłam się. Poczułam jak z moich oczu coś leci. To były atramentowe łzy. Jeden z efektów ubocznych tej techniki.

- Yorokobi, wynieś stąd Konohamaru a ja zajmę się Mitsukim - powiedziałam mu i powoli z mistrzem zaczęli opuszczać pomieszczenie.

Zanim jeszcze podeszłam do przyjaciela, zeobilam to samo z dziewczynką co z jej wspólnikiem. Muszę potem oddać ten zwój tacie aby ich przesłuchali. W końcu podeszłam dk przyjaciela.

- Jak się czyjesz? - zapytałam z troską w głosie.

- Masz piekne czerwone oczy... - powiedział ostatkami sił i się uśmiechnął.

Zaczęłam płakać i mocno go przytuliłam. W końcu jest przy mnie bezpieczny.

Akai - córka serca KonohyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz