Rozdział XXI "Światło poza mgłą" (cz. 1)

673 28 1
                                    

"Cholera! Co?!"

„Proszę, otwórz! Zobacz, że słońce jest na niebie! Jak długo będziesz się wygłupiać w łóżku!?”

Od drzwi dobiegł gwałtowny wybuch. Riftan rzucił swoje zaciekłe spojrzenie na mężczyznę stojącego na zewnątrz, jakby jego wizja mogła przebić się przez materiał.

„Jeśli mi przeszkodzisz po raz drugi, wybiję ci flaki! A jeśli ośmielisz się zaprotestować, zabiję cię."

„Musimy wyjść! Zapomniałeś, że po wizycie w swojej posiadłości nadal musisz wrócić do stolicy?!”

„To nie tak, że umrzemy, jeśli opóźnimy się o jeden dzień, więc nie zadzieraj ze mną!”

"Liderze!"

"Idź, idź! Zachowałeś się jak mały skurwysyn!"

Potrząsnął głową i wściekle załkał. Maxi zamarła; to była pierwsza rozmowa z paskudnymi przekleństwami, jakie w życiu słyszała. Wtedy Riftan podniósł się z zatroskaną miną i krzyknął do drzwi.

„Zatrzymaj wóz! Przygotuję się i przyjdę."

Jego przeciwnik za drzwiami walił bez przerwy, nie chcąc się ruszyć. Riftan westchnął głośno, wpatrując się w podłogę.

„Nie powinienem był zabierać ze sobą tych dzieci…”

„…”

"Poczekaj minutę. Wyjdę i kupię ci ubrania."

Z bladą, znużoną twarzą podciągnęła prześcieradło do szyi i skinęła głową. Mężczyzna, który stał i był w trakcie zbierania ubrań, spojrzał na jej zalaną łzami twarz i zmarszczył brwi.

"Co? Dlaczego tak na mnie patrzysz?"

„…”

"Wyrzuć to z siebie, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, spieszę się."

Wcale tego nie przegapiła. Jej mąż, do którego wróciła zaledwie wczoraj, miał wyjątkowo ognisty temperament. Szeptała nieśmiało:

„Cóż, ludzie na zewnątrz, ludzie… wiesz, wiesz…”

"Wiesz co?"

„C-co, co, co tu zrobiliśmy…”

„…”

Jej twarz jarzyła się, jakby została podpalona. Usta mężczyzny drgnęły nagle w kącikach, gdy spojrzał w dół jej zarumienionej twarzy. W następnej chwili, poza wszelkim niedowierzaniem, rzucił szaty i poszedł po prześcieradła.

“Ri - Riftan!”

"Och, doprowadzasz mnie do szału.

Uśmiechnął się bez tchu, gdy przytulił jej ciało i uniósł ją na swoje kolana. Max zatrzepotała nogami w zakłopotaniu. Śmiał się tak niewinnie, z dala od apodyktycznego mężczyzny sprzed lat, a ona nie mogła w to uwierzyć.

"Ty naiwna szlachcianko. Oczywiście moi ludzie wiedzą, co zrobiliśmy. Nie ma czegoś takiego, jak para, która spotkała się ponownie po trzech latach rozłąki i spałaby w jednym pokoju, trzymając się za ręce."

„Ha, ale…”

„Nie ma się czego wstydzić. Jesteśmy małżeństwem i to dla ciebie i dla mnie naturalne, że robimy to i tamto."

Naturalne? Wiedziała, że ​​to jej obowiązek jako jego żony, ale to, co z nią robił, nie wydawało się naturalne. Nagle Max była zaskoczona  własnymi myślami. Wspólny? Czy czyn, który zrobili zeszłej nocy, był czymś w rodzaju scenariusza dawania i brania? Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się czuje. W końcu to był akt, który trzeba było znieść, żeby mieć dziecko…

"Znowu jesteś czerwona. Ha, i to nie tylko oni."

„…”

"Ale nie bój się. Nie mam pewności siebie, żeby to skończyć, zanim się włamią."

Pocałował ją żartobliwie w czubek nosa i opuścił ją ze swoich kolan. Usiadła i otoczyła się pościelą jak kokonem w kącie łóżka, pocierając miejsce na nosie, które zostawił ślad jego dotyk. Riftan pochylił się, podniósł porzucone ubrania i zaczął je zakładać jedno po drugim. Szybko odwróciła wzrok od widoku jego bezwstydnie nagiego ciała. Szybko założył zbroję i powiedział.

"Stanę na zewnątrz i poczekam."

Delikatnie skinęła głową. Na początku jej nogi drżały do ​​tego stopnia, że ​​nie mogła się ruszyć bez względu na to, jak bardzo próbowała. Ale kiedy Riftan wyszedł z pokoju z mieczem w pasie, w końcu podczołgała się po łóżku, by otworzyć okno.
Pod bladym jesiennym niebem rozciągała się przed nią gęsta wioska. Szeroka polna droga z wyraźnymi śladami kół wozu, pięć czy sześć drewnianych chałup, rzadka łąka i szeroki sad… Max, patrząc na prostą scenerię jeden po drugim, nagle poczuła kłujące spojrzenie i spuściła głowę. Przed karczmą zaparkował powóz, w którym trzej rycerze, którzy towarzyszyli Riftanowi, stali wyprostowani i patrzyli na nią. W pośpiechu zamknęła okno. Chociaż przykryła się prześcieradłem, wstydziła się być widziana w swoim pozbawionym skrupułów stanie, jakby miała spać.

"Może przeze mnie opóźnili wyjazd?"

Nerwowo przygryzła wargi. Minęło dużo czasu, zanim usłyszała kolejny dźwięk; ktoś zapukał do drzwi. Zapytała ostrożnie.

„Kto, kim jesteś?”

„Przyniosłam wodę do mycia”.

"W-chodź."

Przykucnęła w rogu łóżka z prześcieradłami owiniętymi wokół ciała. Dwie pokojówki, które weszły z dużą umywalką, czajnikiem i białym ręcznikiem, wymieniły spojrzenia z zakłopotanymi minami.

„Twój mąż polecił nam służyć ci, ale…”

„O nie… mój, mogę, mogę to zrobić…”

„Powiedział, że potrzebujesz pomocy…”

Stała się czerwona jak jej włosy.

"Cóż, naprawdę, wszystko w porządku. Ja… mój mąż, mówię, że to zrobię."

Pod Dębowym Drzewem (tłumaczenie noveli) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz