Rozdział LIII "Podejdź bliżej" (cz.1)

376 21 3
                                    

Maxi ogarnęło uczucie, jakby spadała z klifu  podczas snu. Powoli uświadamiając sobie, że słyszy odgłos deszczu, uderzającego mocno o szyby, jakby chciał ją obudzić z zadumy. Mężczyzna leżał spokojnie za jej plecami, a ich śliskie ciała były przyklejone do siebie. Jej powieki otworzyły się, leżąc w jego ramionach.

Jak długo tracą rozum przy sobie?

Klatka piersiowa na jej plecach delikatnie zadrżała od spokojnego oddechu mężczyzny. 

„Nawet jeśli prawie cię miażdżę, będąc tak blisko… w ogóle nie chcę rozdzielać naszych ciał”.

Przyciągnął ją bliżej – jakby to było jeszcze możliwe – w swoje ramiona, twarzą do niego. Skóra powodowała tarcie, gdy ocierała się o drugą, a czubki jej piersi od dawna bolały od jego ciągłych drażnień. Mężczyzna jęknął z satysfakcją, przechylając głowę kobiety pod sobą, by zetknąć się z jego ustami. Ssał je, pożerając i zwijając jej miękkie ciało między zębami.
Maxi spojrzała na niego spuchniętymi oczami. Wyglądał na tak niechlujnego jak ona; jego zwykle zimna, surowa twarz, niczym wypolerowane ostrze, była zarumieniona od potu, a oczy zamglone gorącym spojrzeniem. Jego włosy były rozczochrane, jakby przeszły burzę, a na skórze miał splecione  półksiężyce…
Riftan uśmiechnął się lekko, widząc lekkie rany na swoim ciele. 

„Nie miałem nawet zadrapania na ciele, kiedy walczyłem z bazyliszkiem…”

„P...prze..przepraszam.”

Z jej gardła wydobył się straszny dźwięk, jak zduszony krzyk. I znów pochylił głowę, by uchwycić jej usta, zamykając głos w środku. Maximilian była dość przestraszona, gdy  swoimi onyksowymi oczami, patrzył na nią z nieczytelnym wyrazem twarzy.

"Jesteś przerażającą czarodziejką."

Chciała go błagać owyjaśnienie tego , co miał na myśli, ale jej głos nie był już w stanie wydobyć się, gdy znów ją pocałował. Ich śliskie języki powoli splatały się w powolnym, leniwym tańcu.

„Myślę, że wiem to już od pierwszego dnia, że mnie… okaleczasz."

Jego ostatnie słowa były tak słabe na jej ustach, że ledwo mogła je zrozumieć. Wkrótce zapadła w głęboki sen, jakby rozpływała się w ciepłej wodzie.

***

Na zewnątrz padało mocniej, jakby natura podstępnie próbowała nadrobić wczorajszą nieszkodliwą mżawkę. To skłoniło Riftana i jego żołnierzy do opóźnienia podróży do stolicy, a ponieważ nie był w stanie nawet brnąć przez wioskę na inspekcję pod osłoną ulewnego deszczu, spędził cały dzień wylegując się w ich pokoju po raz pierwszy od czasu przeprowadzki do zamku.
Oboje leżeli w łóżku zupełnie nadzy, słuchając jedynie rytmu deszczu o szybę. Przez większość czasu byli zaangażowani w namiętne uściski między sobą, nie pozostawiając ani centymetra skóry, dzieląc się swoim ciepłem. Kochali się intensywnie, przez co Max martwiła się, czy taki poziom intymności był w ogóle dozwolony.  Kiedy nie byli sobą zajęci, połykali jedzenie i wino, które dostarczali im słudzy.

Położył ją na kolanach, sam karmiąc małżonkę. Czując się ospała, Maximilian nie była w stanie już poczuć znajomego zakłopotania i zamiast tego oparła głowę na jego klatce piersiowej, podczas gdy skubała kawałki słodkich owoców i chleb ze śmietanką, które przybliżał jej do ust. Na ten widok, który rozgrzewał serce, na ustach Riftana pojawił się uśmiech.

„Jesteś jak mały ptaszek”.

Dał jej łyk wina i delikatnie przycisnął usta do jej wypukłych policzków, czując, jak jej ciało jest miękkie na jego mięśniach. Riftan nie pozwolił jej odejść nawet na ułamek sekundy; był jak zwierzę z oddaniem opiekujące się własnym dzieckiem. Umył ją i obsypał pocałunkami. A kobieta była całkowicie urzeczona jego namiętną i wytrwałą miłością, nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego.
Nagle poczuła dziwaczną chęć przytulenia go mocno miękkimi ramionami i pocierania twarzą o jego szeroką i muskularną klatkę piersiową jak dziecko. Wiedziała, że ​​gdyby nie była tak wyczerpana, uległaby temu przelotnemu impulsowi.
Nawet jej matka nie trzymała jej wcześniej tak blisko.

„Te winogrona są pyszne”
wymamrotał, przesuwając owoc przez jej usta. Maxi wzięła winogrono do ust i wrzuciła je między zęby, delektując się słodkim sokiem. Gdy część płynu spłynęła po kącikach jej ust, Riftan posmakował go ustami. Jego dłoń ocierająca się o jej policzek była łagodna, ale jego pieszczoty ją poruszały. Wkrótce przyszła jej do głowy myśl o jego wilgotnych ustach, które delikatnie składały złote pocałunki na skórze. Ich ledwo rozchylone ciała ogrzewały się wraz z ciepłym prądem wewnątrz pomieszczenia.

„Zmiażdż mnie zębami i weź mnie”. 

Wystawił język tak długo, jakby chciał wpaść do dołu, jakim było jej gardło.
Język był wyraźniejszy niż słowa, które pojawiały się i przechodziły przez ich splecione usta.
Maximilian czuła, jak jej gardło się dławi, ale nie narzekała – nie chciała. Teraz ogarnięta szaleństwem, które zżerało jej cały rozsądek, uniosła drżące ramiona i owinęła je wokół jego szyi. W następnej chwili jej ciało znów opadło na znajome miękkie prześcieradło.
Gdy natknęli się na siebie, talerz postawiony na łóżku został przewrócony na bok, a kawałki owoców wysypały się niedbale na łóżko. Riftan nadal lizał wszystkie ślady słodkiego soku plamiącego jej skórę, gdy jego gruba klatka piersiowa ściskała jej gładkie piersi. Ich spocona skóra od dawna splątała się z wilgotną pościelą.

Pod Dębowym Drzewem (tłumaczenie noveli) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz