Rozdział XXVI "Dekadenckie noce"

442 22 0
                                    

Twarz Riftana wyraźnie się rozluźniła. 

"W porządku. Jestem dodatkowym obciążeniem, jeśli siedzę w środku, więc od teraz będę jeździć na koniu. Zwaołaj mnie, jeśli poczujesz się nieswojo."

Następnie zamknął przed sobą drzwi powozu.

Po pewnym czasie, w którym Max próbowała usiąść wygodnie, znajome szarpnięcie powozu zasygnalizowało, że koła poruszają się po polnej drodze.

Dziewczyna zerkała na każdą mijającą scenerię za oknem, stwierdzając, że rozległe pole pszenicy oddala się od jej pola widzenia i zostało zastąpione widokiem gęstych, groźnych drzew. Światło słoneczne wpełzło przez liście, skąpiąc to miejsce w złocie, podobnym do miękkich nici tkanego welonu.

Tymczasem rycerze majestatycznie usiedli na koniach, otaczając pośrodku powóz.

Maxi mocno zmrużyła oczy, spodziewając się, że z lasu nagle pojawi się kolejny potwór.

Wbrew jej obawom podróż tym razem przebiegła gładko i spokojnie. Wkrótce stała się jej nieustanną obawą, czy nie potknęła się wewnątrz kołyszącego się powozu, co pozbawiło jej siły fizycznej. Nie pomogło, gdy po pewnym czasie droga nadal się nie poprawiała.
Minuty mijały powoli i nie wiadomo, ile czasu upłynęło, gdy w końcu jadący od dłuższego czasu powóz zatrzymał się. Riftan pojawił się przed nią, otwierając drzwi i wypowiadając słowa, które bardzo chciała usłyszeć.

„Zrobimy tutaj przerwę”.

Max zbyt chętnie wyskoczyła z powozu. W krótkim czasie jej nagłe działania sprawiły, że krew napłynęła jej do nogi, która zesztywniała od siedzenia. Gdy na jej nogach pojawiło się nieprzyjemne mrowienie, przełknęła jęk i pochyliła się, by je rozetrzeć.
Następnie Riftan zdjął gruby płaszcz i położył go na kamieniu, sadzając ją na nim jak na poduszce. Nie czekając na reakcję żony, o której wiedział, że będzie odmowa, uklęknął na jedno kolano i zaczął masować jej spięte mięśnie.
Z zakłopotaną miną Max pospiesznie rozejrzała się dookoła. Niektórzy rycerze, którzy podawali wodę do picia koni, odsunęli się, widzą wszystko poza nimi… ale Maxi widziała na ich twarzach niewątpliwe zdziwienie.
Dziewczyna odepchnęła ramiona Riftana, jej policzki stały się szkarłatnoczerwone. 

„Ri-riftan, och, o-boże! Nie musisz. Ja-ze mną w porządku…”

„Czy to nawyk?” zapytał niespodziewanie.

"…Co?"

Riftan owinęła łydkę wokół rąbka jego koszuli, pocierając ją lekko o materiał. Niskim głosem wymamrotał:

„W porządku… Nie bój się mówić”.

Maxi nie mógła zrozumieć, co miał na myśli Riftan: jej jąkanie czy chwile, w których zawsze nalegała na robienie rzeczy na własną rękę, bojąc się, że będzie uciążliwa. Cokolwiek z tych dwóch, ciepło rozkwitło w jej klatce piersiowej.

Nie mogąc znaleźć właściwych słów, jej wzrok spłynął na jego silne dłonie, ostrożnie naciskające jej nogi. Przez cały czas zajmowała się badaniem ścięgien biegnących wzdłuż jego umięśnionego ramienia, ale pytanie„Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?” nie mogło uciec przed jej umysłem.

Coś połaskotało ją w brzuchu, nieprzyjemne uczucie, jakby miała na sobie źle dopasowane ubranie.

"Oh teraz. Jestem naprawdę… k-w porządku."

Max próbował wyrwać swoją nogę ze jego uścisku, Riftan ledwo się poruszył, zanim wstała z miejsca w widocznym zdenerwowaniu. Jej ręce bez powodu udawały, że prostują jej spódnicę.

„…Przyniosę ci coś do jedzenia, więc na razie odpocznij.”

Mężczyzna wstał w milczeniu z miejsca, wracając dopiero później, przynosząc chleb i suszone mięso. Maximilian namoczyła suchy, mocny chleb w wodzie i zjadła go z zaciekawieniem. Po skończeniu posiłku zerknęła na Riftana, rzucając ostrożne spojrzenie na krzaki za nim w pewnej odległości.

Rozpoczęła się monotonna podróż, a Max z nudów apatycznie liczyła przechodzące drzewa w kołyszącym się powozie. Doszło do tego, że liście stały się gęstsze, przez co mogło przejść mniej światła. Potem, gdy było już za ciemno, by iść dalej, rycerze zatrzymali się i zaczęli szukać miejsca na odpoczynek.

Dopiero gdy dostatecznie sprawdzili otoczenie wolne od bezpańskich zwierząt i dzikich bestii, dziewczyna wyszła z powozu.

Chwyciwszy w dłonie lampę, zbliżyła się do ruchliwego Riftana rozbijającego mały namiot w pobliżu jej powozu. Tymczasem pozostali rycerze złożyli pościel po drugiej stronie, tworząc krąg wokół ogniska.

„O świcie las pogrąża się we mgle. Więc jeśli nie chcesz zamarznąć, będziesz musiał pogodzić się z tym biednym dachem.

Zauważywszy jej obecność, Riftan, który mocno przywiązywał materiał do ziemi, obejrzał się i wyjaśnił.

Max pochyliła się, badając wnętrze sięgającego do pasa trójkątnego namiotu i stwierdziła, że może zmieścić się tylko jedna osoba. Nieświadomie powiedziała do Riftana:

„Dwa… czyż nie jest za ciasno, żeby spało dwoje ludzi…?

Max, pochylając głowę, od niechcenia zadała „nieszkodliwe” pytanie. Ręka mężczyzny, który posłusznie wbijał kołek po drugiej stronie ziemi, nagle się zatrzymała. Na jego twarzy pojawił się ślad zakłopotania, gdy spojrzał na nią. Lekki rumieniec na policzkac

„…Będę tu spać sam. Odpoczniesz w powozie."

Twarz Maxi nagle się rozgrzała i w krótkim czasie była czerwona jak burak. Jak niezręcznie zbłądziły jej myśli — posuwając się nawet do tego, że położyliby się razem na tym samym łóżku.
Dziewczyna dodała w pośpiechu, potykając się o własne słowa: „O-o! Ja, ja… sypiasz ze mną, o nie… sam… ach, myślałam, że po to to robisz…"

"…Spójrz na mnie. Wczoraj ledwo się z tym powstrzymałem."

 Z głębokim westchnieniem Riftan pochylił głowę ze zmartwioną twarzą. Potem wymamrotał przekleństwo i złapał ją za rękę, ciągnąc ją gdzieś głębiej w ciemny las. Maxi potoczyła się za nim.
Nawet w niewielkiej odległości od obozu ciemność, która ich spowijała, wciąż była przerażająca. Gwizd przelatującego wiatru zaszeleścił liśćmi nad ich głowami, a powietrze wokół nich wypełniły krzyki ptaków. To wszystko pojawiło się w jej uszach jak mrożąca krew w żyłach melodia i kobieta zacisnęła na nich ręce ze strachu, jako daremny wysiłek, by zablokować dźwięki.
Po pewnym czasie spaceru mężczyzna wepchnął jej ciało za duży, drewniany słupek, w pośpiechu i stłumionej pasji wcisnął swoje usta w jej usta.
Max sapnęła na ten nieoczekiwany czyn. Korzystając z tego, Riftan wsadził jej miękki język do ust, smakując go z intensywną tęsknotą. Gdy próbowała odwrócić głowę od tego dziwnego doznania, przytrzymał jej twarz bliżej i pocałował ją głębiej.
Miękkie włosy Riftana łaskotały czoło Maxi, a jego duże, zrogowaciałe dłonie delikatnie przesuwały się wokół jej policzków w kierunku karku. Obrócił jej głowę niżej, dając mu lepszy dostęp do jej ust, gdy ją pożerał. Jego język przesunął się po całym ciele jej ust – jej języku, jej policzkach, podniebieniu.
Gdy lepka ślina spływała im po ustach, zwilżając szczęki, Riftan zlizał ją i wymamrotał:

„Musiałem cierpieć przez całą noc”.

Złapał ją za rękę i położył w świętym miejscu na swoim ciele. Max natychmiast poczuła jego wypukłą męskość pod jej dłońmi i zadrżała. Próbowała oderwać ręce w pośpiechu, jakby poparzona, ale trzymające ją ramię nie drgnęło, gdy pokazała jej skromną siłę.

„Czy wiesz, jak trudno jest leżeć i spać w tym stanie?"

Pod Dębowym Drzewem (tłumaczenie noveli) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz