Rozdział XII "Książę Croix" (cz. 2)

489 26 0
                                    

Od pewnego momentu zaczął uważać istnienie swojej pierwszej córki, Maksymilian, za paskudztwo.
W społeczeństwie arystokratycznym wiele rodzin niechętnie obcowało z ludźmi wyklętymi. Byli nawet ludzie, którzy odmówili zbliżenia się do członka rodziny Croix, obawiając się, że oni też zostaną przeklęci za samo przebywanie w bliskim sąsiedztwie. W rzeczywistości, kwalifikujący się mężczyźni odmówili poślubienia Rosetty, myśląc, że może urodzić się wadliwe dziecko.
Ta sprawa doprowadziła księcia do gniewu i niepoprawnej urazy.
Myślał nawet, że umrze z frustracji! Po raz pierwszy w życiu doznał tego ogromnego niepowodzenia. Po raz pierwszy w życiu miał bezużyteczną córkę, która zawsze przynosiła rodzinie wstyd i hańbę.
Wraz z dojrzewaniem dziecka do kobiecości, jego gniew również stał się mocniejszy i  bezlitośnie przerzucał na nią swoje frustracje uderzając jej ciało, aż spuchnie, by nauczyć ją manier, zawstydzając przed innymi za niezdarne rozlewanie owsianki. Książę nigdy nie wybaczył nawet najmniejszej winy.
Jej niedoskonałość była niedoskonałością rodziny. Musieli być bardzo ostrożni w swoich działaniach i robić wszystko, aby podnieść swoją reputację. Wszystko to stało się winą niedojrzałej Maksymilian i dzięki temu przekonaniu działania jego ojca były uzasadnione.
To wada, której nie można było naprawić, a jej  istnienie, nic poza błędem. Wszyscy wierzyli, że rodzina ma się lepiej bez niej – że w ogóle nie powinna się urodzić.

Maksymilian dorastała, słysząc to wszystko przez całe życie:

"Jąkający się blok rodziny."

"Hańba."

"Głupia i nędzna dziewczyna."

"Nieśmiała mysz."

Jej ojciec nigdy nie zwracał się do niej po imieniu. Z biciem oraz pod jego pogardliwym spojrzeniem, jej postać rozpadła się na kawałki. Zrezygnowana sercem, poddała się rzucanym na nią osądom i powoli ucieleśniała Maksymilian, którego nikt nie chciał.

„Maks! Obudź się!"

Otworzyła oczy dość mocno – silna dłoń potrząsnęła jej ramionami. Spod jego nosa ciemne oczy Riftana wpatrywały się w nią. Odwróciła się tępo, nie mogąc szybko pojąć sytuacji ale w chwili, gdy odgarnął jej włosy na czole, za uszy, Max natychmiast opamiętała się. Intymna sytuacja wyrywająca ją z odrętwienia.
Pospiesznie wstała i rozejrzała się.

"Czy to jest…?"

„To jest gospoda. Pamiętasz, jak byliśmy w powozie i zaatakowały nas ogry?  Zemdlałaś. Kiedy byłaś nieprzytomna, prześliznęliśmy się przez las i natknęliśmy się na tę wioskę w pobliżu dróg."

Odpowiedział z dużą poduszką w dłoni, którą wepchnął za Maxi, żeby mogła wygodnie usiąść prosto.
Ukryła się w poduszce i spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nalał wody do miski na stole.

"Wypij, ciągle się pociłaś. Musisz uzupełnić wodę w swoim ciele.”

Kiedy Max tylko patrzyła zdumiona na wodę, zmarszczył brwi i pospieszył.

"Myślisz, że dodałam do niej truciznę? Nie bądź śmieszna. Pij szybko”.

Od razu wzięła miskę i wypiła jej zawartość. Max poczuła lekkie mdłości, kiedy letnia woda dostała się do jej wnętrzności. Mężczyzna uniósł jedną brew, gdy odstawiła miskę, marszcząc brwi.

„Czy czujesz się z czymś niekomfortowo?”

"O nie…"

„Daj mi znać, jeśli poczujesz ból. Wezwę lekarza."

"Nie. Czuję się dobrze."

Mężczyzna wkrótce podszedł do stołu z miską wody. Kiedy odsunął się, mogła zobaczyć cały widok pokoju; miejsce nie przesłonięte już przez jego ciało.
To był odrapany pokój. Ściany i podłoga były wykonane z drewna, a w dość przestronnej komnacie znajdowało się tylko łóżko, stół i kilka rozklekotanych krzeseł. Nad sobą uważnie przyglądała się suficie, na wypadek gdyby nie był pająk. Z pewnością pajęcza sieć błyszczała słabo w zasięgu światła.
Na szczęście łóżko było czyste. Max niepewnie powąchała miękkie koce pachnące pleśnią i nagle zmarszczyła brwi. Coś wydaje się dziwne. Wsunęła rękę pod grube koce, które zakrywały jej nogi.
Sięgając pod nią, poczuła swoje gładkie, nagie nogi. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ma na sobie męską tunikę, nie miała nawet bielizny.

„To jest, och, moje… moje ubranie…”.

Riftan, pochłonięty układaniem ręczników, wziął ze stołu miskę z wodą, spojrzał na nią raz jeszcze i odpowiedział nonszalancko. Uważał, że sprawa jest nieistotna.

"Zdjąłem to. Zwymiotowałaś i ubrudziłaś się. Masz na sobie moją tunikę. W pośpiechu nie przywieźliśmy ze sobą twojego ubrania, więc musiałem cię ubrać w zapasowe."

Nadąsała się jak karp; nie potrafiła zrozumieć, czy powinna być oszołomiona, czy zszokowana faktem, że rozebrał ją, gdy była nieprzytomna.

"Przez cały dzień byłaś nieprzytomna i nic nie jadłaś. Powinienem wyjść i przynieść ci coś do jedzenia."

Gdy tylko mężczyzna wyszedł przez drzwi z poważną miną, Max szybko zaczęła szukać czegoś do noszenia pod spodem. W pokoju nie znalazła nic, co można by uznać za walizkę. Zamiast tego przy łóżku leżała tylko zbroja, którą zdjął niedbale.
Podczas gdy ona z determinacją szukała czegoś, czego mogłaby użyć, koc zsunął się z jej ciała, odsłaniając w ten sposób część  skóry. Na znak zagrzechotały drzwi i głowa Riftana podskoczyła, gdy wrócił do pokoju, żeby sprawdzić, co u niej. Jak jeleń złapany w reflektory, spojrzała na niego oszołomionymi, okrągłymi oczami i pospiesznie chwyciła mocno koc, ponownie owijając nim swoje ciało.

„Nie ma sensu próbować tego teraz ukrywać. Widziałem to wszystko, wycierając twoje ciało."

„Ty… sam mnie wycierałeś?!”

Pod Dębowym Drzewem (tłumaczenie noveli) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz