Rozdział LVI "Jego wyjazd do stolicy" (cz. 2)

341 22 3
                                    

"... Czy czujesz się lepiej?"

Na nagłe pytanie pospiesznie spuściła wzrok, starając się zamaskować wcześniejsze myśli.

"J...jest w porządku."

"Cierpiałaś, kiedy ostatnio to robiliśmy."

Jej twarz zarumieniła się karminowo, czując się, jakby płonęła.

„N..naprawdę, j..jest w porządku..."

„Chciałbym, żebyś to powiedziała, gdy jesteśmy w łóżku."

Skrzywił się i zapytał przewrotnie:

„Więc, jeśli zapytam cię »Czy mogę zrobić to więcej?«, powiedziaałbyś mi »W porządku«".

„T..to, tego rodzaju rozmowy..."

Rozejrzała się w panice. Widząc, że rycerze byli już daleko przed nimi, spojrzała na niego nieśmiało i sztywno kontynuowała.

„T..taki rodzaj gadania, ty, nie możesz mówić o tych rzeczach, jeśli ktoś słyszy...".

„A co, jeśli usłyszą?"

"Mogą mieć poczucie winy za to, że są lubieżne i pozbawione zasad" - plugastwo prawie wyrwało się jej z gardła. Więc trzymała usta szczelnie zamknięte jak niemowa karmiona miodem. W ciągu ostatnich kilku dni jej wspomnienia wypełniły tylko erotyczne noce, które upływały do poranków. Kiedy nie mogła mówić i zaczęła łzawić, Riftan, który patrzył na nią z beznamiętną miną, nagle wybuchł śmiechem.

„Moja niewinna, naiwna pani!"

Potem objął ją w talii i delikatnie splotł ich usta. Maximilian lekko wzdrygnęła się na zimny dotyk twardej zbroi, którą poczuła przy swoim ciele. Jej puls bił nieregularnie w piersi, tak że prawie mogła go usłyszeć.

„Nie utrudniaj zbytnio pozostawania z dala od ciebie".

Max spojrzała na niego drżącymi oczami. Chciała zapytać, czy naprawdę trudno było się z nią rozstać. Słowa: „Czy mogę iść z tobą?" szybowały od jej serca po czubek języka, ale nie mogły przedostać się przez usta. Mogłaby zwisać mu z szyi i błagać, gdyby nie strach, że jego słodka chwila zostanie zrujnowana, a on będzie zirytowany. Stłumiła pierwsze lekkomyślne emocje, jakie kiedykolwiek czuła i starała się brzmieć spokojnie.

„My, m...musimy i..ść... mamy posiłek, musimy..."

"Powinniśmy."

Postawił ją, jakby jego podniecenie opadło, gdy jej słowa przywiodły go do rzeczywistości. Dziewczyna powstrzymała swoją chęć trzymania się jego boku i spokojnie szła dalej.

***

Po posiłku wszyscy rycerze wsiedli na swoje rumaki. Maxi wyszła na dziedziniec z ciągiem służących, żeby go pożegnać. Elegancko balansujący na szczycie gigantycznego czarnego rumaka, Riftan powoli odwrócił głowę i spojrzał na nią.

"Niedługo wrócę."

„Bądź, bądź ostrożny... wróć wkrótce."

Jakoś zdołał zrozumieć jej ciche szemranie i lekko się uśmiechnął. Pochylił się prawie tak, że spadł z konia i chwycił ją za twarz. Nie mogła go odrzucić, mimo że wszyscy słudzy obserwowali. Podniosła się na palcach i odwzajemniła jego pocałunek. Ich usta, które tylko lekko zachodziły na siebie, były teraz całkowicie zaciśnięte. Mężczyzna, który delikatnie wpychał język do jej ust, nagle wyprostował się i spokojnie poprowadził konia do przodu, jakby nic się nie stało. Rycerze z szeroko otwartymi ustami i twarzami pełnymi podziwu, westchnęli. Maximilian odprowadziła ich z jasnoczerwoną twarzą. Gdy rycerze przeszli przez bramę i w długiej prostej linii przekroczyli fosę, strażnicy na murze z całą mocą wysadzili kopule. Odgłos głuchych huków mieszał się z kłusem kopyt. Max przez długi czas stała jak wrośnięta w ziemię, nawet po tym, jak ich postacie dawno zniknęły z jej pola widzenia.

***

Po jego odejściu chorowała przez całe dwa dni. Nagromadzone zmęczenie niezliczonymi wydarzeniami ostatnich kilku dni zostało zlane. Uderzyło w jej ciało, jakby zawalił się nasyp. Cierpiała na dotkliwe przeziębienie, więc pokojówki gotowały zupy ziołowe i próbowały ostudzić jej gorączkę mokrymi ręcznikami. Dzięki ich starannej pielęgnacji mogła otworzyć oczy czując się lepiej niż poprzedniego dnia. Poprosiła Rudis o przygotowanie kąpieli, myśląc, że poczuje się znacznie lepiej po
umyciu przesiąkniętego potem ciała.

„Czy to naprawdę w porządku, jeśli nie zadzwonię do uzdrowiciela?"

Powiedziała Rudis, która przyniosła z pokojówkami gorącą wannę. Maximilian kiedy zdjęła piżamę, potrząsnęła tylko przecząco głową i wsunęła się do wanny.

„Teraz, teraz czuję się... c..czuję się lepiej."

"Nie wiem, czy lecznicze zioła od czarodzieja wystarczą. Jeszcze nie jest za późno, żeby zadzwonić do terapeuty... ."

Rudis kontynuowała zmartwiona, próbując ją od tego odwieść.

„Ze mną, naprawdę w porządku. To po prostu przeziębienie."

Celowo się uśmiechnęła. Chociaż nie wyzdrowiała w pełni, gorączka na szczęście spadła. Gdyby dzisiaj dobrze się odżywiała i nie ruszała się za dużo, odzyskałaby siły i być może jutro poczuje się odrobinę lepiej. Wyszła do ogrodu z grubym szalem i w sukience świeżo uszytej przez krawcową. Temperatury wyraźnie spadły w ciągu ostatnich kilku dni.

„Podobno po przejściu jesiennych deszczy temperatura spada w ten sposób"
wyjaśniła Rudis, uśmiechając się delikatnie do towarzyszącej jej kobiety, która była zdumiona zimnym wiatrem.

„Myślę, że niedługo...myślę, że niedługo nadejdzie zima..."
wymamrotała Max.

„Zima w Anatol nie jest tak zimna w porównaniu z innymi regionami. Rzadko pada śnieg nawet w środku zimy, może dlatego, że jesteśmy blisko Morza Południowego. Nawet gdy pada śnieg, zatrzymuje się w punkcie deszczu ze śniegiem."

Maxi była trochę rozczarowana. Nigdy nie widziała piętrzących się śniegów, ponieważ posiadłość jej ojca znajdowała się w ciepłym południowo-wschodnim regionie. Słyszała, że ​​w stolicy Drakium pada tak dużo śniegu, że mogą pokryć cały świat i wciąż mają śnieg... Czy zacznie padać śnieg, kiedy tam dotrze?

Pod Dębowym Drzewem (tłumaczenie noveli) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz