Próżnia

7 1 0
                                    


Moja próżnia, pustkowie bez dna
To miejsce ciemne, w którym jestem ja
Za dnia niewinne, dobre stworzenie
W nocy zaś skazane na samotne cierpienie

Najpierw ból, cierpienie, smutku tonę
Rozszarpują one mą ochronną błonę
Potem wybuch wielki groźnie następuje
I zapada cisza, rozpacz mnie znów truje

Następuje cisza, pustka zapada potężna
Uczucie mnie opuszcza, to pustka niebezpieczna!
Wpadam w otchłań strachu, bo nie czuję cierpienia
I powoli uciekają ze mnie ostatnie tchnienia

Łzy same skapują, swoją drogę znają
Zbyt często na niej się w agonii spotykają
Upadam na kolana, gaszę światła, słuch wyciszam
I do rana, jak zawsze, cichutko odliczam

____

Wybaczcie słabe rymy. Jakby ktoś pytał - chyba się w końcu złamałam

Red RosesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz