Prolog

409 10 0
                                    

ILONA

Dochodzi 19:00 w mroźny i ciemny zimowy wieczór, a ja dopiero teraz wyszłam z pracy. Zmierzam na przystanek autobusowy, z którego wreszcie będę mogła odjechać do domu po ciężkim dniu przymusowych nadgodzin.

Niestety, bo moja kondycja jest zerowa, muszę się spieszyć, jeśli nie chcę, aby autobus odjechał beze mnie. Kolejny będzie dopiero za godzinę, a nie uśmiecha mi się stanie na przejmującym zimnie przez ten czas. Uświadamiam sobie niechętnie, że tym razem chyba jednak będę musiała iść na skróty mimo, że bardzo nie lubię przechodzić pomiędzy ponurymi blokami o tej porze.

Jest trzeci marca, a pogoda wprost proporcjonalna do tej pory roku. Od kilku dni utrzymuje się zerowa temperatura, więc pewnie niedługo znów spadnie śnieg, a wiosny jak nie było tak nie ma. Chłodne powietrze nie zachęca do spacerów, dlatego po chodniku mijam nielicznych i skulonych z powodu podmuchów wiatru przechodniów. W dodatku jest niemal zupełnie ciemno, bo latarnie rzucają jedynie słabe światło na ulicę i chodniki. Dodaje mi to trochę otuchy, ale i tak czuję się niekomfortowo. W dodatku chcąc iść na skróty, żeby zdążyć na autobus, muszę przejść pomiędzy starymi blokami, gdzie prawie w ogóle nie ma świateł.

Dochodzę do miejsca, gdzie chodnik odbija w bok i prowadzi do starego osiedla. Stoję przed dróżką i myślę o tym, że nie lubię ryzykować, ale cenię sobie zdrowie i życie oraz, że mam złe przeczucia, a w końcu, że oglądam zbyt dużo filmów i seriali oraz czytam stanowczo za dużo kryminałów, a w końcu, że najzwyczajniej w świecie panikuję.

W końcu to tylko kilka minut. Autobus pewnie jest już niedaleko. Idę. Idę, bo muszę. Mówię do siebie w duchu, kiwając głową po każdym wypowiedzianym słowie, żeby dodać sobie otuchy. A jak będę już w domu, obejrzę sobie coś fajnego, najlepiej coś śmiesznego. Może jakiś odcinek Jak poznałem waszą matkę, który widziałam już co najmniej trzy razy. W końcu jest piątek i muszę się odstresować po ciężkim tygodniu, a w sumie kilku ciężkich tygodniach w pracy.

Idę więc teraz coraz pewniej pomiędzy starymi, blokami z odpadającą elewacją i mało udanymi graffiti (raczej zwykłymi bazgrołami, których autorzy prawdziwe graffiti widzieli chyba tylko w snach), myśląc o obiecująco zapowiadającym się wieczorze filmowym. Wizja spędzenia go w samotności zupełnie mi nie przeszkadza. Czasem dobrze jest spędzić trochę czasu tylko w swoim towarzystwie, a już szczególnie jak jest się ciągle nagabywaną przez Marcina.

Marcin to kolega mojej koleżanki, którego poznałam w Sylwestra i dosyć szybko zaczęłam mieć go dość. Wszystko zaczęło się niewinnie. Ot, dwójka zupełnie obcych sobie ludzi znajduje wspólny język w ostatnim dniu roku, który spędza w gronie znajomych dobrze się bawiąc. On jednak zdecydowanie chciałby czegoś więcej i od jakiegoś czasu coraz bardziej daje mi to do zrozumienia. Doszło do tego, że czuję się, jakbym miała stalkera. Stałam się zalękniona i strachliwa. Kiedy ktoś zamknie głośniej drzwi lub krzyknie za mną, podskakuję jak oparzona, bo wydaje mi się, że to on wyrośnie za moment jak spod ziemi, żeby mi się narzucać. Czuję się z tym strasznie...

Co on we mnie widzi? Nie mam bladego pojęcia. Nie jestem jakoś szczególnie ładna, choć za brzydką też się nie uważam. Jestem po prostu przeciętna, jeżeli chodzi o wygląd zewnętrzny, a jedyną nieprzeciętną cechą w moim wyglądzie jest mój wzrost. Całe 181 cm. Moja największa zmora i mój największy kompleks. Dlatego tym bardziej dziwię się, skąd u niego aż takie zainteresowanie moją osobą. Nigdy nikt, oprócz mojego byłego chłopaka, nie okazywał mi tyle zainteresowania co Marcin, dlatego jego natrętne zachowanie mnie przytłacza.

Niestety, wszelkie rozmowy i prośby o to, żeby zostawił mnie w spokoju do niego nie trafiają. Im bardziej go odrzucam, tym bardziej on na mnie naciska. Zupełnie jak gdybym była jakimś trofeum w konkursie, w którym on bierze udział i zrobi wszystko, żeby po nie sięgnąć.

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz