Rozdział 4 - Pierwsza pomoc

261 8 4
                                    


KAROL

– Po prostu świetnie. – Mruczę do siebie pod nosem, kiedy przypadkiem dostrzegam gniazdo os pod dachem w szopie.

Jest czwartkowe popołudnie, a ja właśnie wróciłem z pracy i zauważyłem coś takiego. Co za pech! A miałem zamiar rozpocząć wieczór miłym akcentem – z puszką piwa i Play Station. W końcu mi się to należy za to, przez co obecnie muszę przechodzić. Ilona jest u mnie dopiero piąty dzień, a ja mam z nią same problemy.

Ciekawe, co wymyśli dziś? Chyba nic nie przebije tego, jak wczoraj niemal straciła przytomność po wzięciu leków na sen... Kiedy rano wyjeżdżałem do pracy, nadal spała. Wiem to, bo nie byłem pewny, czy wszystko w porządku, więc zajrzałem do niej na chwilę przez uchylone drzwi. Na szczęście już z daleka widziałem, że oddycha. Upewniłem się, że jej się nie pogorszyło i mogłem jechać do pracy nieco spokojniejszy.

Zerkam jeszcze raz na gniazdo i osy, które krążą wokół niego, bzycząc zaciekle. Nienawidzę tego dźwięku! Mam wrażenie, że te owady bzyczą gdzieś w mojej głowie. Brr...!

– Musimy się tego pozbyć, Rex. – Spoglądam na psa i uśmiecham się na widok jego ogona, którym zaczął merdać, jak tylko usłyszał swoje imię. – Przynajmniej będę mieć wymówkę, żeby nie wchodzić jeszcze do domu...

Znów mimowolnie wracam myślami do mojej tymczasowej współlokatorki. Ciekawe, co dziś poprzestawiała. Wczoraj wpadła na pomysł uporządkowania przypraw w kolejności alfabetycznej, żeby łatwiej i szybciej znaleźć to, co jest potrzebne w danej chwili. Przedwczoraj z kolei posegregowała książki na półkach w salonie tematycznie, kolorystycznie i jednocześnie pod względem ich wysokości. Powieści obyczajowe stoją więc teraz równiutko na jednej półce, wyżej kryminały, nad nimi literatura faktu, a najwyżej, na wysokości oczu, fantastyka. Zupełnie jakby wiedziała, że akurat takie książki czytam najczęściej. Pewnie domyśliła się tego, bo właśnie tych jest najwięcej. Nawet nie mam sił się z nią o to kłócić. W sumie lepiej jak zajmuje się takimi rzeczami, niż kiedy mnie zagaduje albo wyciąga na spacer...

Wzdycham zrezygnowany i kucam przed Reksem, który od razu staje przednimi łapami na moim kolanie. Mam wyrzuty sumienia, że nie poświęcam mu ostatnio tyle uwagi, co wcześniej. Ze względu na Ilonę wolę wracać do domu później niż zwykle, ale przez to nie mam zbyt wiele czasu na to, by tresować psa. Zarówno on i ja bardzo to lubimy i czerpiemy z tego wiele radości.

– Lepiej nam było, kiedy byliśmy we dwóch, prawda? – Głaszczę Reksa, który po chwili siada obok mnie. Wstaję i wracam myślami do mojego problemu.

Stoję właśnie na środku szopy, zastanawiając się jak pozbyć się gniazda os, umieszczonego pod dachem, kiedy do środka wpada Ilona wściekła jak... osa.

– Powiedz mi, że to wszystko nieprawda. Powiedz, że to mi się tylko śniło.

Doskonale rozumiem, że chodzi jej o wczoraj. Widocznie sama do końca wszystkiego za dobrze nie pamięta, więc chce dowiedzieć się ode mnie, co się z nią działo. Silę się na spokój, choć zdaję sobie sprawę, że sytuacja wymknęła mi się wczoraj spod kontroli. Nie dziwię się jej, że jest taka poruszona. Widzę niepewność, strach i nadzieję w jej oczach. Cóż... Będę musiał ją rozczarować. Postanawiam jednak zachować spokój, bo nie potrzebuję teraz jej krzyków i histerii.

– O co ci chodzi?

– Dobrze wiesz o co. Wsadziłeś mnie do wanny, a potem... a potem mnie ubrałeś. A na koniec zadzwoniłeś do Marcina! Jak mogłeś?

– To nie było tak. Gdybyś nie brała tych leków, to byś pamiętała, że nic ci nie zrobiłem. A już na pewno nie to, co myślisz.

– Więc wyjaśnij mi proszę, dlaczego po przebudzeniu miałam na sobie inne ubrania, niż założyłam wczoraj wieczorem? A do tego... nie miałam na sobie spodenek. – Mówi poruszona z twarzą czerwoną ze wstydu. – Wiem, że wczoraj wzięłam tabletkę na sen, bo zostawiłam opakowanie na szafce nocnej. Zawsze tak robię, bo na drugi dzień... – Zacina się i patrzy gdzieś w bok. – Nie czuję się najlepiej. To opakowanie, to takie przypomnienie. Rozumiem więc, skąd te białe plamy w mojej pamięci, ale doskonale pamiętam, że leki wzięłam tuż przed położeniem się do łóżka i byłam wtedy ubrana w inne ubrania niż te, w których się obudziłam. Wyjaśnij mi to! – Prosi mnie łamiącym się głosem, a jej klatka piersiowa faluje pod wpływem wzburzenia. Biorę głęboki wdech i wyjaśniam jej, jak było naprawdę.

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz