Naprzeciw stał Levan.
Jego twarz była czerwona od wzburzenia.
Przez chwilę wydawało się, że czas zupełnie stanął w miejscu; patrzył na nią z takim zdziwieniem, jakby nie do końca wierzył, czy to sen czy jawa, z drugiej strony wyglądał jak rozjuszone zwierzę, które zaraz ma się rzucić na swoją ofiarę. Z mętnym, rozkojarzonym spojrzeniem ruszył w kierunku Hilmajni z wyciągniętymi rękoma; widząc to, Praczaja poruszył się niespokojnie, bijąc całym ciężarem ciała w odrzwia klatki. Elfka nie zadała sobie nawet trudu, by mrugnąć - nie było czasu na myślenie. Pospiesznie nakreśliła ochronny sygil, którym powaliła centuriona na ziemię – uderzył o glebę jak bezwładna, szmaciana lalka. W głowie wirowały jej kolejne numery i wzory.
Sygil kontrolny. Sygil kontrolny...
Udało się od razu. Jednak wciąż była w tym dobra. Bez słowa wyjaśnienia dopadła do Levana i trzepnęła go otwartą dłonią w twarz.
- Nic nikomu nie powiesz. Wieczorem wyszedłeś z namiotu, by szukać swojej Nikolozy. Nic nie widziałeś – powtarzała warkliwym, nieprzyjemnym szeptem, który przyprawiał o dreszcze niepokoju nawet paharamskiego wojownika. Centurionowi pociemniało w oczach: nagle zaczęły wydawać się niemalże martwe i puste.
- Nic nie widziałem. Szukałem Nikolozy – wybełkotał, wciąż z tym samym, nieobecnym wyrazem oblicza.
- Daj mi klucze – rozkazała, a żołnierz od razu sięgnął do ozdobnego pasa, z którego odpiął gruby pęk. - Daj mi ten do kajdan więźnia – sprecyzowała szybko, widząc, że niewielki rozumek żołdaka potrzebuje najwyraźniej bardzo dokładnych wskazówek. Jego dłoń przez chwilę majstrowała przy wiązce kluczy mechanicznymi ruchami, w końcu jednak odnalazła ten właściwy – siostra zakonna porwała cały pęk z jego rąk. Później jak gdyby nigdy nic wstała i otrzepała habit. Strach zdążył opanować już wszystkie jej wszystkie myśli.
Co jeśli on obudzi się i wszystko sobie przypomni?
Nie mogła ryzykować.
Spojrzała na Praczaję wzrokiem pełnym przerażenia.
- Muszę zrobić coś strasznego - oznajmiła dygocząc.
- Nie bój się, jestem tuż przy tobie. Z niczym nie będziesz sama.
- Obiecujesz?
- Przysięgam na słoneczne piersi Sunahiri.
- Dobrze. Bogowie, Praczaja, robię coś okropnego – jej myśli krzyczały w okrutnym bólu, który również i jemu przynosił niewypowiedzianą rozpacz. Gdyby tylko mógł, objąłby ją teraz, jednak znajdowała się stanowczo poza zasięgiem jego spętanych rąk.
- Levan – zaczęła, cedząc powoli każdą sylabę, pośpiesznie odrywając klucz do kajdan. – Idź i się zabij. Napisz tylko list, że brak Nikolozy złamał ci serce – wypowiedziała jednym tchem.
Zaraz po tym, zwróciła mu pęk kluczy.
Wstał.
Pokiwał głową i wolnym, ospałym krokiem ruszył w swoją ostatnią podróż.
Hilmajna nie chciała patrzeć w jego stronę. Pospiesznie dobiegła do Praczaji, po ciemku starając się zlokalizować kłódkę spajającą ze sobą kajdany. Przekręciła ją. Paharamczyk rozprostował oswobodzone ręce.
- Jeszcze te na kostkach – jej myśli dygotały niemalże fizycznie – Praczaja, ja kazałam mu się zabić.
- Nie miałaś wyjścia.
- Jeszcze te na kostkach – powtórzyła, jak w amoku.
- Zostaw, nie ma potrzeby – odparł krótko i wyszeptał kilka śpiewnych sylab, a kłódka rozwarła się szybko samoistnie. Wyciągnął rękę przez kratę i przyciągnął Hilmajnę do siebie. Zastygli chwilę w bezruchu. Czuł, nawet przez grubą warstwę wełnianej szaty, w którą była okutana, jak jej rozpaczliwie serce waliło ze strachu.
CZYTASZ
[SKOŃCZONE] Pieśń Srebrnej Sroki
FantasyCesarskie legiony na arackim stepie z trudem odpychają kolejne ataki wojsk mrocznych elfów. Wysoki rangą kapłan Praczaja Karne, dumny syn samej bogini Sunahiri, jest przetrzymywany i torturowany w jednym z obozów ludzi. Źródłem jego największej si...