Upadła na kolana przed niewygodną pryczą, kompulsywnie powtarzając wszystkie sobie znane litanie do czcigodnej Sydamen. Miała nadzieję, że całe wydarzenie było jedynie snem, gęstym, kuriozalnym majakiem, wywołanym przez nadużycie magiji - do tej pory zresztą zbierało jej się na wymioty po jednoczesnym rzuceniu dwóch sygili. Modliła się gorączkowo, by to właśnie ta kombinacja wywołała w jej głowie obrazy tego, co wydarzyło się potem - ale, jak na złość, wszystko, co pamiętała, wydawało się zupełnie prawdziwe.
Otrzymawszy cios, Levan padł na ziemię, jak martwy.
A ona, zamiast zawołać strażników, nakreśliła kolejny sygil.
Na szczęście, ludzkie umysły były miękkie i podatne na manipulację.
Kiedy centurion ocknął się wreszcie, pożegnał się z nią zdawkowo, a potem wyszedł z namiotu pośpiesznym krokiem, wyraźnie zawstydzony. Jedyne wspomnienie, które powstało pod kopułą jego grubej czaszki, dotyczyło leniwej zabawy metalowym prętem, tak nieudolnej, że na oczach zielonej małpy i wypłoszowatej siostrzyczki nieszczęśliwie uderzył się w głowę, a potem jak szczeniak momentalnie zalał krwią - pokorna elfka oczywiście momentalnie udzieliła mu pomocy i szybko zatamowała krwotok.
Piękna, krzepiąca wizja, nie ma co.
Z tym, że prawda wyglądała zupełnie inaczej - i, dzięki magicznej interwencji, znała ją tylko Hilmajna i zielonkawy cudzoziemiec.
Nie potrafiła wytłumaczyć nawet przed samą sobą, dlaczego nie wezwała strażników. Mroczny elf mógł przecież bez żadnych problemów powalić i ją, ba, żeby tylko powalić! Trwale uszkodzić. I to w znacznie większym stopniu, niż rosłego centuriona wprawionego w boju.
To Praczaja... nie, nie powinna była nawet używać jego imienia. To mroczny elf był wrogiem, nie centurion Levan.
W tym wszystkim uwierał ją jeden haczyk - Levan od startu zrobił na niej dużo gorsze wrażenie swoim bezsensownym popisywaniem się tępym bestialstwem. I być może to właśnie zaważyło na tym niewytłumaczalnym, podskórnym poczuciu sprawiedliwości, któremu pozwoliła dojść do głosu. Właściwie, to ta widowiskowa „dyńka" należała się bezczelnemu Kajowi, jak psu zupa.
Skończyła ostatnią z modlitw i położyła się na pryczy, uprzednio zamykając lufcik w swoim powozie, przez który, wpadało ostre światło księżyca, drażniąc wrażliwe, jasne oczy. Serce w dalszym ciągu biło jej jak oszalałe. W myślach wciąż powracał irytujący obraz tego, jak po wszystkim nakarmiła jeszcze dzikusa potrawką z fasolki, a następnie grzecznie prosiła, żeby wrócił do klatki. Prosiła, nie rozkazała. Mdliło ją na samo wspomnienie, jak nerwowo szukała klucza do kłódki. Bała się panicznie, że jej nie usłucha i zwieje, ale on karnie wrócił do tej metalowej celi i pozwolił jej pozbyć się centuriona.
Na pewno nikomu nie powie. Na pewno nikomu nie powie...
To, co dziś zrobiła, zakrawało na zdradę Cesarstwa i mogło ją kosztować życie. W imię czego? Bo zrobiło się jej żal jakiegoś majaczącego troglodyty?
Nakryła się kocem po sam nos, ukrywając twarz w kościstych dłoniach. Pragnęła tylko tego, by spłynął na nią spokojny sen i by jutrzejszy dzień okazał się dla niej bardziej łaskawy.
*
Ropiejące rany i ten okropny odór.
Miała wrażenie, że nie potrafiła ich z siebie zmyć, nawet pomimo długotrwałego szorowania w prowizorycznej łaźni na tyłach babińca. Wydawało jej się, jakby dzikus przeklął jej myśli, które wciąż oscylowały wokół obrazu jego udręczonego ciała, witraży cienkiej, malachitowej skóry, gałęzi wypukłych, rozognionych żył. A jednak, mimo całej niechęci, całego obrzydzenia, które wstrząsało jej duszą na samo wspomnienie... Musiała pomóc tej istocie. Groziło mu zakażenie, a przecież trzeba było jeszcze wydobyć z niego cenne informacje, o które prosił legat. Tylko jak? Jak skłonić go do mówienia. Połączenie między umysłami było obustronne: mógł przecież w jednej chwili przedrzeć się przez wszystkie jej mechanizmy ochronne i wydobyć z niej najokrutniejsze wspomnienia i lęki.
CZYTASZ
[SKOŃCZONE] Pieśń Srebrnej Sroki
FantasyCesarskie legiony na arackim stepie z trudem odpychają kolejne ataki wojsk mrocznych elfów. Wysoki rangą kapłan Praczaja Karne, dumny syn samej bogini Sunahiri, jest przetrzymywany i torturowany w jednym z obozów ludzi. Źródłem jego największej si...