Myślałam, że naprawdę wszystko będzie między nami dobrze. Po wydarzeniach z dnia naszej 11. rocznicy byłam przekonana, że w końcu zaczniemy ze sobą rozmawiać, jak dorośli ludzie.
Jednak Ty jesteś ciągle daleko mnie. Uciekasz do firmy. Wracasz do mnie wieczorem, czasem nad ranem. Bierzesz mnie w ramiona i kochasz się ze mną, jakby to był nasz pierwszy raz.
Ale to nie jest pełnia. To jest tylko ułamek naszej miłości.
Gdzie jesteś, Marek?
Dlaczego Cię nie ma przy mnie, gdy tego potrzebuję? Dlaczego pojawiasz się i znikasz?
Potrzebuję Cię przy sobie, gdy jest mi źle i gdy jest mi dobrze. A Ty od tylu lat jesteś gdzieś obok. Praca nas połączyła i praca nas dzieli. Starasz się gasić pożar, który niestety sam wznieciłeś. Gasisz źródło, a nie widzisz, że pożar niszczy najcenniejsze zabytki. Bo zabytkiem mogę nazwać naszą miłość.
11 lat temu przysięgałeś mi, że będziesz ze mną na dobre i na złe. Tymczasem jesteś, kiedy masz na to ochotę.
Zupełnie nie rozumiem słów Ani, która zarzuca mi, że "jesteśmy tacy sami". Ja cały czas na Ciebie czekam, czekam na znak, żeby wykrzyczeć wszystkim, że znowu do siebie wróciliśmy, że znowu jesteśmy MY, a nie Tylko JA i TY. Ale to się nie dzieje. Nawet nie wycofaliśmy się z rozwodu. Nadal nie dałeś mi znaku, że chcesz to wszystko naprawiać. Upierasz się, że naprawiamy. Nie. My to zakrywamy. Gasimy pożar kocem, który się pali.
Snuję się z kąta w kąt, wyglądam Cię w oknie, wzdrygam się na dźwięk Twojego imienia. O niczym innym nie myślę, tylko o Tobie. Przyłapuję się dziesięć razy dziennie na tym, że rysuję serduszka koło Twojego imienia. A Ty nadal milczysz.
Naprawdę już nic nie rozumiem...
CZYTASZ
BrzydUla 2 okiem Uli
FanfictionParagoniki pisane z perspektywy Uli. Serial BrzydUla 2. Specjalnie dla grupy facebook.com/groups/brzydula2