Rozdział 5

1.9K 65 8
                                    

- Byliśmy na zewnątrz i słyszymy tylko... - Jj zaczął udawać odgłosy jakiejś walki, czy coś.

Siedziałam na kanapie z Pope wpatrując się w jeden punkt. Jakoś dzisiaj byłam rozkojarzona.

- Sami zobaczcie! - wróciłam do rzeczywistości, bo blondyn podszedł pode mnie i zaczął trzepać włosami.

- To łupież, obrzydliwe. - stwierdziła Kie wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.

Kiedy Jj przestał dalej pogrążyłam się w swoich myślach.

- Nie było cię tam! - krzyknął Maybank, a ja się przebudziłam.

- Nie masz punktu zaczepienia! - czarnoskóry się bronił.

- Ale mówię wam, w krzyku pani Lany słyszałem, że ci faceci to groźni bandyci. To poważna sprawa. Nie podoba mi się to.

- Po co im kompas?

- Biuro. - nagle powiedział John B, a wszyscy się na niego popatrzyliśmy. - Biuro mojego taty. Trzymał je zamknięte bo bał się że ktoś ukradnie mu materiały o Royal Merchancie. - wszyscy poszliśmy za brunetem do domu i stanęliśmy na przeciwko drzwi od biura. - Nie otwierałem go, na wypadek gdyby wrócił. - JB wziął klucz i otworzył nimi drzwi. Wszyscy weszliśmy do środka.

- Spałem tu setki razy, a nigdy nie widziałem tych drzwi otwartych. - skomentował Jj rozglądając się po pomieszczeniu.

- Patrzcie, to pierwszy właściciel. - oznajmił John i przeniósł na stół tablicę korkową z jakimiś zdjęciami i kartkami.

- Robert Q. Routledge. Od 1880 do 1920 roku. - przeczytała Kiara. - A to jego szczęśliwy kompas. - dziewczyna wskazała palcem na rękę mężczyzny, w której trzymał kompas.

- Właściwie to go zastrzelili niedługo po tym, jak go kupił. - wyjaśnił John B. - Potem kompas trafił do Henry'ego. Miał kompas, gdy zginął w wypadku przy oprysku pól. Po jego śmierci kompas dostał Stephen. Miał go przy sobie, gdy zginął w Wietnamie.

- Zgaduje, poległ na polu walki? - zapytał Jj.

- Powiedzmy, przejechała go ciężarówka z bananami, gdy był na służbie. Po Stephenie kompas przeszedł na mojego ojca.

- Kompas śmierci. - wzruszyłam ramionami.

- Wcale nie. - wzbraniał się brunet.

- To kompas śmierci. - nadal byłam przy swoim. Za dużo powtarzalności.

- Pozbądź się go. Jest przeklęty i wrócił do ciebie. - zaproponował blondyn, obok którego stałam.

- Mój tata mówił, że to skrytka. Żołnierze ukrywali tu tajne notatki. - John B zaczął otwierać kompas.

- Co to? - zapytała moja siostra, wpatrując się w kompas.

- Nie było tu tego. To pismo mojego taty. - uśmiechnął się do nas chłopak, pokazując wyryte litery na klapie. Współczuję mu, bo ma nadzieję, że jego ojciec nadal żyje.

- Skąd wiesz? - zapytał zmieszany Pope.

- Bo robi to dziwne "R". Widzisz? - chłopak wystawił kompas w stronę czarnoskórego.

- Pokaż to. - Kie wzięła kompas do ręki. - Redfield. - przeczytała dziewczyna i popatrzyła się na nas. - Co to jest Redfield?

- Może to wskazówka. Do miejsca, w którym się ukrywa. - tłumaczył nam JB. - Ludzie. Ktoś tu jest. - po chwili powiedział do nas chłopak, który właśnie spoglądał przez okno.

Wszyscy podeszliśmy do niego i zauważyliśmy czarny samochód i dwójkę mężczyzn. Przyznam, boję się.

- Powiedzcie że to nie ci sami faceci, o których mówiliście. - zaczęłam spanikowana. Jj zaczął chodzić w kółko zdenerwowany.

We are destroyed || Jj Maybank ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz