Rozdział 20

702 34 0
                                    

Wzięłam Kie za rękę, na co ta się do mnie odwróciła. Uśmiechnęłam się smutno, chcąc dodać jej otuchy. Wracałyśmy do domu.

Weszłyśmy po schodach, a Kiara lekko otworzyła drzwi.

- Mamo? Tato? - spytała dziewczyna, rozglądając się przy tym.

- Dzięki Bogu! - krzyknęła Ciocia Anna, którą zauważyłam na tarasie. Razem z Kie pokierowałyśmy się tam. - Gdzie byłyście? Całą noc nie spaliśmy. Byłam w szpitalu.

- Auto się zepsuło i padła mi komórka, ale nie mieliśmy ładowarki. - mruknęła dziewczyna obok mnie. Ja szczerze mówiąc, nie chciałam się włączać do rozmowy. Było mi wstyd, że oni mnie zaadoptowali, a ja ich cały czas rozczarowuje.

- Jasne. To ma sens. - sarknęła ironicznie ciocia pod nosem. - Nie miałaś ładowarki?! Oczywiście. - kobieta usiadła, a Kie nieśmiało pokiwała głową na znak, że zgadza się z jej słowami.

- John B wrócił. - zaczęła znowu dziewczyna, uśmiechając się lekko. Ściskałam jej rękę, chcąc dodać jej sił.

- Słyszałam o tym w wiadomościach. - ciocia popatrzyła na Kie. - Aresztowano go za morderstwo? - spytała z odrazą.

- Tak, ale on tego nie zrobił. Mówię serio. Ktoś go wrabia. - odpowiedziała jej. - Musi mieć pieniądze na dobrego prawnika. - dopowiedziała po chwili, a Anna zaśmiała się gorzko. Na Kiarę spadła całą odpowiedzialność za przekonywanie jej rodziców o pieniądze. Ja nie byłabym w stanie ich poprosić o taką wielką kwotę.

- Jesteście niemożliwe.

- Mamo, to bardzo ważne. - wytłumaczyła szybko Kiara, gestykulując szybko ręką.

- Nawet nie zadzwoniłyście. - rozłożyła ręce kobieta.

- Aresztowano go pod zarzutem morderstwa. Rozumiesz to? Nie zawsze chodzi tylko o ciebie. - powiedziała podniesionym głosem Kiara, a ciocia wstała z krzesła i zaczęła chodzić w kółko.

- Oczywiście. Kiedy o czwartej nad ranem chodziłam po plaży, sprawdzając, czy morze wyrzuciło wasze ciała, myślałam sobie: "Tu chodzi o mnie". - wyżaliła się, podciągając nosem. - Traktujesz mnie jak gówno.

- To ty mnie tak traktujesz! - jęknąła Kiara.

- Daj spokój! Wszystko zrobisz dla tych chłopaków. - wyrzuciła Anna, gdy na tarasie pojawił się również wujek Mike. - A ty ślepo idziesz za Kiarą. Po tobie spodziewałam się trochę więcej rozsądku. - ciocia wskazała na mnie palcem.

- Tak cię martwi, że prześpię się z Płotką tak jak ty! - krzyknęła nagle Kiara. - Wiesz co? Już to zrobiłam.

- Zajmę się tym. - powiedział Mike do swojej żony, podchodząc do niej.

- Nie. Mam dość. - odpowiedziała mu kobieta i się wyrwała. - Nie wiesz jak ciężko pracowaliśmy, by dać ci możliwości, jakich nie mają inne dzieci.

- Ile razy mam wam powtarzać, że nie dbam o te rzeczy? - powiedziała Kiara.

- A powinnaś!

- Wybacz, ale nie będę! Jesteśmy płotkami i zawsze nimi będziemy! - uniosła się dziewczyna, jeszcze bardziej ściskając moją dłoń. - Dlatego nie lubię tu wracać.

- Chcecie żyć jak płotki? - spytała ciocia podchodząc do nas. Po chwili wzięła kosz w którym było najwidoczniej dopiero co wyprane pranie. - Pokażę wam, jak to wygląda. - powiedziała Anna i podeszła do małego balkoniku. Kobieta wyrzuciła całe pranie na zewnątrz. - Żyjcie sobie jak Płotki! Wynoście się z mojego domu! Nikt was nie powstrzymuje.

We are destroyed || Jj Maybank ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz