8.

1.6K 75 77
                                    

Widziałam zrezygnowanie w oczach Jake'a. On się podniósł do siadu jednak ja nie chciałem się podnosić. Ktoś tam stał i to widział.

Jake założył maskę po czym otworzył okno.

Ochrona- O.

O: Nie chce przeszkadzać ale to jest parking dla pacjentów, przechodzi tu pełno ludzi więc proszę przenieść się w miejsce gdzie ich nie ma. Tu chodzę dzieci również.

J: Dobrze, przepraszamy, poniosło nas.

Ochroniarz odszedł A Jake zamknął okno.

A: Pogieło Ciebie?!- krzyknęłam szeptem podnosząc się czym spowodowałam że nasze twarze znów były blisko siebie.

J: No co?

A: Przecież raz się pocałowaliśmy A Ty że nas poniosło jakby coś więcej się stało.

J: Przeżywasz trochę.

A: Będę przezywa..- opuscil maskę i pocałował mnie ponownie.- Jake!- ten jedynie się na to zaśmiał.

J: Przeżywasz.- powtórzył się po czym wyszedł z auta, i usiadł na miejscu kierowcy.- Skończymy w domu.- puścił mi oczko. Ja na to zmarszczylam brwi i chcialam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co, spowodowało to u niego śmiech.

A: Pieprz się.- powiedziałam patrząc w okno.

J: Tak? Co tak agresywnie. No ale wiesz..

A: Nie, zamknij się już!- zakryłam uszy na co znowu zaczął się śmiać.- Patrz na drogę.- powiedziałam oburzona.

Resztę drogi jechaliśmy spokojnie, oprócz momentu gdy położył rękę na moim udzie. Spojrzałam na nią po czym na niego ale nic nie zrobiłam, patrzyłam dalej przez okno. Widziałem kątem oka jak chłopak się uśmiecha dyskretnie.

W ciszy wjechalismy na podwórko, wyszłam z auta i zmierzalam w stronę wejścia do domu gdy usłyszałam strzał. Wzdrygnelam się.

Jake do mnie podszedł.

J: Przepraszam, nie sądziłem że jak wrócimy to dalej będę to robić. Poczekaj tutaj.- poszedł na tył domu. Jednak nie posłuchałam, powolnym krokiem zaczęłam tam iść. Momentalnie ujrzałam kilka martwych ciał. Zrobiło mi się nie dobrze. Dawno nie widziałam aż tyle krwi.

S: Panie...ona tu jest.- wskazał na mnie co spowodowało że Jake się obrócił. Wśród ciał dostrzegłam tą dziewczynę która mnie zaatakowała w kuchni.

Chłopak do mnie podszedł i przytulając mnie zaslonil cały ten widok.

J: Kazałem ci zostać przed domem.

A: Ja...

J: Choć.- obrócił głowę.- posprzatajacie to.- złapał mnie za rękę i pociągnął do domu.

Będąc w domu ściągnęłam buty i bez zastanowienia poszłam do góry do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit.

Nagle do pokoju wszedł Jake.

A: Dawno nie widzialam tyle krwi. Nie jest to przyjemny widok.

J: Przyznam że to jest trochę obrzydliwe ale ja jestem do tego już że tak powiem przyzwyczajony, dlatego chciałem żebyś została przed domem. Żebyś nie musiała na to patrzeć.

A: Rozumiem.

Spojrzałam na niego, stał oparty o framuge.

A: Siadaj.- podniosłam się do siadu i poklepałam miejsce przed sobą. Chłopak wszedł do pokoju i usiadł na wyznaczonym miejscu.

J: Chciałbym żebyś dzisiaj odpoczeła. Nie pisz na grupę. Dziś się już wystarczająco dużo zadziało. Musisz trochę odpocząć.

A: To jest śmieszne

J: Co?

A: To jak na początku mi groziłeś A teraz się tak martwisz

Chłopak spuscil głowę i się zaśmiał pod nosem.

J: Wtedy nie chciałaś ze mną pracować więc Ciebie szanfazowalem bo Ciebie potrzebowałem. Teraz już nie muszę tego robić.

A: A co jeśli faktycznie mam zamiar Ciebie zdradzić?- spojrzałam na niego. Widać że nie spodziewał się takiego pytania.

J: A Zrobiłabyś to?

A: Spytałam pierwsza

J: Nie wiem, prawdopodobnie bym Ciebie szantażował spowrotem plus byś za to zapłaciła.

A: Nie zabilbys mnie?

J: Nie, jesteś zbyt potrzebna, zmuszałbym Ciebie prędzej siłą.

A: Rozumiem

J: Teraz odpowiedz na moje pytanie.

Przez chwilę się zastanowiłam nad tym.

A: Cóż, nie, nie Zrobilabym tego ponieważ poza tym nie mam co robić w życiu. I tak byłam na bez robotnym długi okres więc moje życie nie wyglądałoby ciekawie, poza tym. Nie mam nic do stracenia.

J: Ja za to mam. Dlatego bym Ciebie nie zabił.

A: Pomogę tobie z tym wszystkim.

J: Nie chodzi mi o to wszystko. Chodzi o Ciebie.

Zdziwiona spojrzałam na niego.

J: Jesteś dla mnie zbyt ważna abym mógł Ciebie zabić. Na pewno nie zrobiłbym tego na trzeźwo lub ze zdrowym rozsądkiem lub umysłem.

A: A myślałam że coś jest nie tak z tym umysłem.- zaśmiałam się.

J: O ty!- przysunął się, był nade mną, zaczął mnie łaskotać.

A: Już dobrze, przepraszam!- mówiła przez śmiech.

J: Myślisz że tobie tak łatwo wybacze?

A: Już nie kombinuj, wiem czego chcesz.

J: No więc?

A: Ale ode mnie tego nie dostaniesz.- wsytawilam mu język.

J: Mówię ci że kiedyś ugryze Ciebie w ten język.

A: Tak tak

J: Nie wierzysz mi?

A: Jasne że wierzę

J: No chyba nie.- przybliżył twarz do mojej. Zastanowił się chwilę jednak nie długo. Pocałował mnie bez dłuższego namysłu.

Po dłuższej chwili gdy przestał i podniósł się kawałek ja zaczęłam o czymś myśleć.

J: Co to za mina?

A: Czuje się trochę jak zabawka.

J: Dlaczego?

A: Całujesz mnie za każdym razem gdy tobie się to podoba.

J: Nie odbieraj tego tak.

A: A jak mam to odbierać?- ucichł, wyraźnie widać było że się zastanawia.

J: Myślałem...Mój błąd, przepraszam. Masz rację, nie powinienem tego robić.- podniósł się.- Odpoczywaj, dziś masz dzień wolny.- wstał i wyszedł.

Poczułam się trochę głupio. Z jednej strony miałam trochę racji ale chyba nie poczuł się z tym dobrze. Z resztą. Czemu mnie obchodzi jak się poczuł? Pracuje dla niego, to tak jakby był moim szefem. Podobnie jak w poprzedniej pracy. Tyle u niego widać że jak coś powiem to przestaje A tamten mój szef....ta..szk9da gadać.

Spojrzałam na telefon, były wiadomości prywatne od kilku osób Ale postanowiłam dziś zrobić sobie faktycznie wolne.

Siedząc na łóżku przeglądałam sobie coś w laptopie. Oglądałam filmy czy seriale. Tak spędziłam czas do samego wieczora.

Couple of Murderers/Jake Duskwood Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz