Cześć 5

403 32 8
                                    

     Popijam herbatę spoglądając na okno za którym, powoli wstaje pozłacane słońce wyłaniające się zza wieżowców i bloków miasta Daegu. Ten widok zawsze uspokaja, nie ważne jak jest źle, wschód słońca zawsze jest najpiękniejszym obrazem każdego dnia. Mieszkając na 8 piętrze jestem w stanie dostrzec samochody jeżdżące po różnych częściach miasta. W oddali startuje samolot, zapewne wypełniony ludźmi wracającymi do swoich rodzin. Korea Południowa słynie z dużego rozmachu turystyki. Kiedyś miałam przyjaciółkę, pochodziła z Wielkiej Brytanii. Przyjechała dwa lata temu,w celach turystycznych i tak się złożyło, że poprosiła mnie o przewodnictwo. Jedynie co po niej pamiętam, to imię. Cheryl chyba Dawson, Dayson, Dayton? Nie pamiętam dokładnie, ale dobrze wspominam te kilka tygodni. Szkoda, że straciłam z nią kontakt, każdy potrzebuje kogoś komu może się wyżalić, wypowiadać i takie tam. Aktualnie, prócz brata w szpitalu nie mam nikogo, kto byłby w stanie mnie zrozumieć lub przynajmniej pocieszyć. Owszem… mam nieznajomego faceta śpiącego u mnie w salonie na kanapie, którego poznałam wczoraj, gdy banda przebierańców nas związała i wywaliła z minivana, bo nie chcieliśmy grać w jakąś chora grę, ale bez przesady. 

     -Ahhh! - o wilku mowa. Właśnie usłyszałam jego odgłos ziewania. Siadam przy stole, biorąc jedną z kanapek jakie zrobiłam. Zimna herbata, jajka gotowane i na dodatek kanapka z masłem, serem, pomidorem i sałatą nie jest wcale taka zła. 

     Po za tym nie stać mnie na lepsze jedzenie. Nie mam pieniędzy na utrzymanie siebie, a co dopiero brata, gdy wyjdzie ze szpitala. A to stety lub niestety nieprędko się stanie. 

     Rozmyślając nad tym wszystkim, nawet nie zauważyłam Gi-Huna, który właśnie wszedł do kuchni, czując się trochę nieswojo. 

     -Jakbyś się zastanawiał, to tak. Możesz usiąść i zjeść śniadanie - powiedziałam przeżuwając kanapkę, którą popiłam już wystygniętą herbatą. Pokiwał głową i usiadł po drugiej stronie stolika, ledwo chowając nogi pod nim. 

     Ogółem moje mieszkanie jest małe i bardzo ciasne, ale za to było najtańsze. Bardziej przypomina jakiś pokój do wynajęcia w hotelu, niż jakieś typowe mieszkanie. Ale ma swój urok. I tak nie kupuje jakiś ubrań, butów, ani innych rzeczy, które zazwyczaj kupują dziewczyny. Mi wystarczy tylko dach nad głową. Cieszyć się nim póki jest, bo za tydzień już go mieć nie będę. 

     -Dzięki, że pozwoliłaś mi nocować- powiedział Gi-Hun biorąc kolejną kanapkę. Nic nie powiedziałam, zajęta patrzeniem na okno. 

     Przez długą chwilę oboje siedzieliśmy w ciszy zajadając się tymi marnymi kanapkami, tylko gdzieś za oknem w oddali kierowcy samochodów i autobusów trąbili na siebie, podczas porannych korków. Standardowy dzień każdego mieszkańca Daegu. Słońce, które leniwie wychodziło, coraz bardziej raziło swoim światłem. Gdy kanapki się skończyły, a kubki do herbaty były puste, pan Ssangmun-dong wstał z siedzenia, biorąc własną kurtkę pod ramię. 

     -Jeszcze raz chcę ci podziękować za nocleg i… śniadanie - odwróciłam głowę w jego stronę. Po chwili namysłu wyjęłam portfel i położyłam na stole ku niemu 20 tys wonów. 

      -Weź na autobus. Jestem pewna, że twoja żona lub dziewczyna… ktokolwiek, kogo tam masz się denerwuje - z wahaniem wziął te pieniądze i zwinął w rulon. Westchnął i posłał mi smutny uśmiech z widocznymi łzami w oczach.  -Nie dziękuj. Nie musisz też oddawać pieniędzy. Po prostu wróć do siebie - powiedziałam opuszczając wzrok. Wiedziałam, że na mnie patrzy, ale nie odwróciłam się. Po prostu zaczęłam sprzątać. 

      -Do widzenia Himiko - powiedział i wyszedł z kuchni. Wzięłam talerz ze stołu i zaczęłam być naczynia. Słyszałam jak za ścianą otwiera drzwi i… jakby z kimś rozmawiał. Za niedługo znowu go usłyszałam -Himiko, ktoś do ciebie. 

SQUID GAME - Wygrana albo śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz