Część 11

357 39 53
                                    

     Patrzyłam bezsensownie na ekran wyświetlający liczbę graczy, których po masakrze pozostało ledwie 80. Aktualna kwota do wygrania to 37 miliardów 700 milionów wonów. 

     Wzdycham wypuszczając zimne powietrze z płuc. Przez cały ten czas zastanawiam się, co by się stało gdyby tamten żołnierz mnie nie ostrzegł. Prawdopodobnie byłabym jedną z 27 ofiar całej rzezi. Jestem mu wdzięczna, ale też i niepewna, czy rzeczywiście powinnam mu zaufać. Zaufanie to mocne słowo i jednocześnie dosyć niezrozumiałe. Mogę polegać na innych, tak samo jak mogę polegać na sobie. 

     Palcami przeczesuje swoje włosy i strzepuję z nich niewidzialny bród. Przez całe 20 minut straciłam w sobie człowieczeństwo. To przez co przeszłam nie miało w sobie nic ludzkiego. Wszędzie były krzyki, krew, brutalność, strach, nienawiść. Teraz, gdy wszystko ucichło zastanawiam się, co by powiedział mój braciszek… Axel. Przez tą jebaną grę kompletnie o nim zapomniała, a to właśnie dla niego walczę. Dla niego oddycham i żyję… ale to wszystko, to jeden wielki koszmar. Zamykam oczy, starając się ukryć cały ból i strach. Nie widzę jednak swojego braciszka. Widzę tylko tą scenę w której zabijam w potworny sposób mężczyznę. Widzę w jego oczach tyle cierpienia i desperacką próbę ucieczki ode mnie… 

      Otwieram powoli oczy widząc, że jednak nie śnię na jawie. Spojrzałam na drżące ręce, które były brudne od krwii mężczyzny, którego zadźgałam scyzorykiem. Specyficzny zapach i smak metalu pozostał w moich zmysłach, nie mając ochoty wyjść. Nie wiem co czuć. Ulgę, bo przeżyłam piekło? Wstyd, że posunęłam się do najbardziej bestialskiego czynu? Dumę, że uratowałam swoje życie poświęcając inne, aby uratować przyjaciół? Jak długo jeszcze wytrzymam? To dopiero trzecia gra, a już zaczynam mieć wątpliwości. Podskakuję, gdy czuję jak Ji kładzie swoją rękę na moich plecach. 

      -Himiko? Czy wszystko w porządku? - zapytała wyglądając na zmartwioną. 

      Patrzę na innych i wszyscy mają zaniepokojony wyraz twarzy, prócz dziadka, który pewnie nie wiedział w jakiej sytuacji właśnie jesteśmy. Wracając do pytania Ji, daję jej spokojne kiwnięcie głową. 

      -Tak, po prostu ja… -spojrzałam w miejscu w którym doszło do starcia pomiędzy mną, a tamtym mężczyzną. Gula w gardle nie pozwoliła mi wykrztusić ani jednego słowa więcej -... 

      -Zabiłaś innego człowieka? - dokończyła Kang Sae Byeok trafiając w sedno. Gi-Hun, który wcześniej był odwrócony do mnie plecami, odwrócił się patrząc mi w oczy. Jakby wiedział przez co przechodzę, ale również jakby nie miał pojęcia. 

       -Nie zrobiłaś nic złego… broniłaś siebie. To ty jesteś ofiarą, nie on - rzekł z stoickim spokojem. Cho Sang-woo oparty o metalową konstrukcję, powoli odwrócił głowę w moją stronę. 

      -Skąd miałaś scyzoryk? Od tego typa co ci pomaga? Czy może go ukradłaś. - zapytał. Odwróciłam wzrok nie chcąc mu odpowiadać na te pytania. Przez jego działania stracę w oczach innych. Gi-Hun spojrzał na swojego przyjaciela z zdziwieniem, natomiast Sae Byeok zmarszczyła brwii na mężczyznę. 

      -A coś taki zainteresowany? Znalazła, to go użyła. I nic ci do tego… -odpowiedziała przywołując Sang-woo do porządku.

      -Jung Deok-so też miał nóż. -wtrąciła Ji Yeong obejmując mnie ramionami. Sang-woo wstał z miejsca z szaleństwem w oczach. 

      -Wszystko nam zabrali gdy tu przyjechaliśmy. Skądś musiałaś go zdobyć. Więc albo ty i ci przebierańcy współpracujecie, albo nie jesteś taka na jaką się prezentujesz - powiedział z jadem w głosie. Miałam dość jego osoby. Miałam dość tego jak mnie traktuje i jak mnie ocenia. 

SQUID GAME - Wygrana albo śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz