Rozdział 6

151 10 0
                                    

     Siedziałam na drzewie i obserwowałam z zapałem otoczenie. Nie byłam pewna, ile czasu tak spędziłam, ale moje kończyny zdecydowanie błagały o chwilę wytchnienia. Nie było to najwygodniejsze miejsce do odpoczynku, ale jeśli o mnie chodzi, to nie ma na niego miejsca. Z głową opartą o pień, patrzyłam w stronę swojego domu. Jeżeli Bucky był na tyle przebiegły, nie pojawiłby się tam. Ale to może i lepiej, chwila odskoczni od spokoju też raczej nie zaszkodzi, prawda? Dawno nie trenowałam, a takie starcie z Zimowym mogło ładnie podbudować moją samoocenę. Jeśli nie skopałby mi tyłka, oczywiście. A w obecnej sytuacji jest to bardzo prawdopodobne. Dlatego wiedząc, że źle robię patrzyłam się w tamtą stronę i dałam swoim zmysłom pełne pole manewru. Niektóre rzeczy na szczęście się nie zmieniły.
     Chwilę tak nasłuchiwałam i wychwyciłam mocno stawiane kroki, całkiem niedaleko mojego położenia. Mógł się skradać, mniejsze miałabym szanse na wygranie z nim, ale najwidoczniej przeceniłam jego możliwości strategiczne. Skoro wolał w najbardziej oczywisty sposób ukazać swoją obecność, niech tak będzie. Może nie chciał ze mną walczyć, co by na dobre wyszło. Ale w takim razie, po jasną cholerę tutaj przylazł? Ta niewiedza zaczynała mnie niepokoić. Nie dało się go przewidzieć, a obawiałam się iż opcja improwizacji również nie wchodziła w rachubę. Mogłabym powalić go swoją mocą. Ale raz o mało nie zabiłam nią Wandy, teraz mogłam nie mieć tyle szczęścia.
     — Dobra, diamenciku, złaź stamtąd — usłyszałam jego głos, więc zerknęłam na dół. Stał z założonymi rękoma w lekkim rozkroku i tym nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dobrze było go znów zobaczyć i usłyszeć, ale w tym momencie najmniej pragnęłam jego atencji. Zamiast jakkolwiek zareagować na jego zaczepkę, po prostu patrzyłam się na niego ze znudzeniem. Nie miałam zamiaru słuchać niczyich rozkazów.
     — No chyba, że wolisz bym tam wszedł. Ale ostrzegam, że mogłoby to się źle dla ciebie skończyć.
     Czy wy musicie być tacy natarczywi i irytujący?
     Przewróciłam oczami i robiąc lekki obrót spadłam przed nim prosto na nogi. Jako, iż był ode mnie wyższy, musiałam podnieść lekko głowę do góry. Mój wzrost naprawdę mi nie pomagał w mojej robocie.
     — A teraz sobie porozmawiamy, kochaniutka — mruknął. Przechyliłam głowę w bok z zadziornym uśmiechem. Skoro chciał się bawić, nie ma sprawy, uwielbiam wyzwania. Planszę znam, reguł niekoniecznie, ale szybko się powinnam połapać.
     Zrobiłam krok do tyłu, stawiając delikatnie stopy na ziemi. Bucky chyba stwierdził, że mam zamiar uciec, dlatego rzucił się na mnie i przygwoździł mnie do pnia drzewa. Metalową rękę trzymał ramieniem na moim gardle, a ja uśmiechnęłam się szeroko na jego próby obalenia mnie. Mógł mnie straszyć, że zmiażdży mi krtań, mógł we mnie celować a nawet strzelać. Było mi wszystko jedno, bo to i tak nie przeszkodzi mi w dotarciu do mojego celu. A odrobina zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziła, dlatego drobne potyczki z Avengers są dla mnie miłą odskocznią od uciążliwych wspomnień, atakujących mnie każdej nocy.
     — Nie uciekamy, skarbie. Czas na porządne wyjaśnienia — powiedział patrząc mi prosto w oczy. — Dlaczego zniknęłaś bez słowa?
     Cisza. Nie miałam zamiaru przerywać mojej własnej terapii skoncentrowanej na niszczeniu psychiki. Uznać by można było, że sama siebie wprowadzam w tryb żołnierza i po części właśnie tak jest. Ale tylko dzięki temu mogę odzyskać wspomnienia dotyczące pobytu w Moonly i wyjaśnienie sprawy Helen i Fury'ego. Nawet martwy przysparza mi masy problemów.
     — Słonko ja wiem, że milczenie jest złotem, ale sama sobie robisz w tym momencie problem. Wywabiłaś wilka z lasu, teraz pora się z nim zmierzyć.
     Lubię wilki. Bardzo dobrze je znam. Nie groź mi czymś, nad czym tylko ja mam kontrolę.
     — No dobra, nie chcesz po dobroci, okej. Nie mów tylko, że nie ostrzegałem — wyjął z tylnej kieszeni strzykawkę, a ja wpatrywałam się w niego z uwagą. Mogłam uciec, wyrwać się z jego uścisku, w końcu miałam wole ręce i pełne pole do popisu. Ale czy dałoby mi to coś? Kilka godzin albo dni w spokoju ciągnęły by się dokładnie tak samo jak poprzednie pięć, gdzie wciąż nie miałam odpowiednich informacji. Może nawet pobyt w Wieży wyszedłby mi na dobre. Mówiąc o sprawie Helen, oczywiście. Nie mogłam pomyśleć nad tym dalej, bo poczułam jak James wbija mi strzykawkę w szyję i czeka aż stopniowo odpłynę. Jego spojrzenie było na tyle skonsternowane i zdezorientowane, że uśmiechnęłam się szerzej mimo opadających powiek. Przed całkowitym utraceniem świadomości zdążyłam pomyśleć tylko dwa zdania.
     Zaczynamy zabawę, sierżancie Barnes. Również ostrzegałam.

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz