Rozdział 29

119 7 2
                                    

Bucky

     Mówiłem już, że nic o tym nie wiem! Zwerbował mnie Fury i ukryłem się podczas ataku!
     Frank próbował się tłumaczyć, ale czułem że kręci. Zabraliśmy go z powrotem do Wierzy, gdzie poszedł prosto do pokoju przesłuchań a tam od trzech godzin przesłuchiwał go każdy z członków Avengers. Z marnym skutkiem. Byłem zmęczony i jedyne o czym myślałem, to o kolacji i łóżku. Ale musiałem to odłożyć na później, bo gwiazda nie chciała mu odpuścić. Siedziała sobie swobodnie na fotelu z nogami na stole i nie odzywała się słowem. Pozwoliła każdemu próbować, ale tylko ona mogła go złamać. Miała kompletne informacje od nieżyjących.
     To również było dla nas szokiem. No bo jakim cudem? W sensie, wiele rzeczy się widziało i przeżyło, ale to było już coś kompletnie nowego, odmiennego. Jak mieliśmy sobie z tym radzić? Jak Tori miała sobie z tym poradzić? Móc widzieć zmarłe osoby, które były dla ciebie jak rodzina i żyć ze świadomością, że już nie wrócą. Ciężko się po tym pozbierać, ale ona jakoś to robi. Staje na nogach, a to jest godne podziwu.
     — Możemy skończyć już tą szopkę?
     — Dlaczego nie pojawiłeś się w walce z Fury'm? Nie stanąłeś po jego stronie? — spytała Natasha, która jako ostatnia została do przesłuchania. Nie wiem jaki w tym cel miała Tori, ale widząc jej wyluzowaną postawę ciała i spokojny wyraz twarzy mógłbym wnioskować iż zbierała fakty. Obserwowała. A to czasami gorsze od czynów.
     — Mówiłem. Miałem blokować jego ruchy, byście wy mogli działać.
     — Nie mogłeś wiedzieć z kim będzie walczył, więc komu dawałeś pole do popisu?
     — Nikomu, już mówiłem!
     — Dobra. Może nocka w celi ci odświeży pamięć — warknęła Nat i następne słowa skierowała do Tori. — Zabieram go.
     — Nie. Daj mi z nim jeszcze chwilę, proszę — odparła cicho i spokojnie wpatrując się w kobietę. Posłała jej delikatny uśmiech zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Chciałem w to wierzyć, ale jakoś nie za bardzo mogłem.
     — W porządku. Gdyby coś się działo jest tu Bucky, możesz nas wołać.
     — Dobrze, dziękuję ci.
     Agentka wyszła, a ja wciąż stałem przy drzwiach wpatrując się w ich oboje. Frank odrzucił głowę do tylu w geście irytacji, bo tylko tyle mógł zrobić. Nogi i ręce miał przykute do stołu. Tori zaś kręciła się delikatnie w prawo i w lewo na fotelu wpatrując się w sufit z uśmiechem na twarzy. Nagle jednak zaczęła się śmiać, co wytrąciło nas trochę z sytuacji. Nie odzywałem się, bo poprosiła mnie o to, żebym nie reagował dopóki nie da mi pozwolenia i po dłuższym zastanowieniu się nad tym przystałem na jej warunki. Ale nie mogłem tego samego powiedzieć o Franku.
     — No i z czego się tak cieszysz, hmm? — prychnął.
     — Ja wiem, Ramon — rzuciła rozbawiona nie zaszczycając go spojrzeniem.
     — Oświeć.
     — Wiem, co robisz.
     — Nie rozumiem?
     Zaśmiała się ponownie i przestała się kręcić. Spojrzała na niego i ramiona skrzyżowała, jakby oglądała jakiś super ciekawy serial. Nie rozumiałem tego co robi, ale w tym momencie nie koniecznie musiałem.
     — Znam odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie ci zadali. Twoje próby utrzymania kłamstwa były całkiem zabawne — powiedziała starając się ukryć uśmiech. Zastanawiałem się, czy sytuacja faktycznie ją bawiła czy to tylko przykrywka. Zaczynałem sam gubić się w jej krokach, a znałem ją prawie że na wylot. Pojawiła się u mnie nawet myśl, iż z nią również nie dzieje się nic dobrego.
     — To nie kłamstwo. Już mówiłem, pracowałem w Tarczy. Ukryłem się gdy zorientowałem się, co planuje Fury i postanowiłem hamować jego ruchy byście mogli działać.
      — Fajnie fajnie, ale posłuchaj tego co mówisz. Najpierw tłumaczysz, że zwerbował cię Fury i pracowałeś dla Tarczy, jednocześnie mówisz nam, że działałeś przeciwko niej. Następnie, próbujesz wcisnąć kit, że dawałeś nam pole do manewru w momencie, w którym nie miałeś pojęcia o tym, że żyję i to ja będę z nim toczyć wojnę — nachyliła się delikatnie w jego kierunku i z uśmiechem dodała. — Więc opcje są dwie. Albo jesteś do dupy w tym co robisz, albo jesteś żołnierzem Helen i dawałeś jej cynk.
     — To nie prawda — zaprzeczył kręcąc głową.
     — A jakże. Minęłam cię na Florydzie. Fajne to gniazdko tam sobie uwiłeś.
     Nie odezwał się. Wpatrywał się w nią, jakby starał się zamordować wzrokiem, ale takie sztuczki na nią nie działały. Wiele razy się o tym przekonałem.
     — Avril to też niezła sztuka.m — kontynuowała znudzonym głosem ale uzyskała to, czego chciała. Facet zareagował.
     — Jej w to nie mieszaj — warknął nachylając się ku Tori.
     — Ah, wspaniałe. Czyli możemy ominąć kwestie udawania, że jej nie znasz. Nawet nie wiesz, jak to raduje moje serce, Ramon.
    — Nazywam się Frank ..
     — Nie, nazywasz się Ramon Cortez. Kwestie zbierania na twój temat wszelkich informacji też możemy ominąć.
     — Czego ty ode mnie tak właściwie chcesz, hmm?
     — Od ciebie? Niczego co byłoby przydatne. Od szefowej? Tu mogłabym wymieniać — powiedziała. Rzuciła mi przelotne spojrzenie i wiedziałem, że czas zareagować.
     Stanąłem za Frankiem czy Ramonem, kto by wiedział jak on się nazywał. Przytrzymałem go za barki bardziej usztywniając na siedzeniu. I to był ten moment, całkiem króciutki moment, w którym chciałem być gdzie indziej i upewniłem się, że z Tori coś się działo.
    Dziewczyna położyła dłoń na jego ręce, która po chwili zaczęła pokrywać się drobinkami diamentu sięgającymi coraz dalej, zupełnie jakby fragmenty puzzli układały się po chropowatej powietrzni jego ręki. Tori zaś nie wykazała żadnych emocji, jakby była już ich wcześniej pozbawiona. Zaczynało mnie to poważnie niepokoić.
     — Pójdziesz do Helen i przekażesz jej wiadomość. Skup się, bo powiesz jej dokładnie to, co ci teraz powiem, słowo w słowo.
     Facet kiwał głową w zgodzie chcąc żeby przestała. Ale nie zamierzała.
     — Powiesz jej tak, „Mam wiadomość od Tori Stark. Informuje, że chce się z tobą spotkać w kawiarni przy Brooklynie za dwa dni. Będzie ciebie oczekiwać bez broni, sama. To ma być spotkanie, a nie walka na miecze." Zakodowane?
     — Tak.. proszę.. puść.. — jęknął, na co dziewczyna się uśmiechnęła kącikiem ust i puściła jego rękę. Wstała przeciągając się, jakby fotel za miliony był z samego drewna.
     — Zabierzesz go do celi? Myślę, że Nat rzuciła całkiem fajny pomysł. Rano wrócimy do rozmowy, a potem go wypuścimy.
     — W porządku — odezwałem się i odpinając wszelkie kajdany, zabrałem Franka do celi. Po drodze zastanawiając się, co się z nią dokładnie, do cholery, dzieje?

Tori

     Przesłuchiwanie zawsze sprawiało mi frajdę, a już tym bardziej gdy to ja miałam na nim kontrolę. Pozwoliłam Avengers na zadawanie pytań chcąc zobaczyć, czy wyniosą z tego coś konkretnego, ale niczego nie łapali. Jaki z tego był wniosek? Ten sam co z Fury'm. To nie była ich walka. To była wojna domowa Moonly i czy chcieli, czy nie, jedynie co mogli robić to działać według planu, który sami ułożymy. Ale ja już miałam plan, ryzykowny, jak każdy inny. Czy mnie obchodził jego finał? Ani trochę. Tą farsę trzeba było zakończyć, sprawa z Nickiem jest zakończona połowicznie do momentu aż Helen żyje, gdy pozbędę się także i jej, dopiero wtedy możemy mówić i całkowitym zamknięciu sprawy. Z Hydrą sobie poradzą, to już nie moja bajka.
     Szlam sobie spokojnie do swojego starego pokoju w Wierzy po uprzednim sprawdzeniu, czy z Hailie wszystko w porządku. Spała, a to dobry znak. Więc idąc tak sobie korytarzem nudziłam pod nosem jakąś wymyśloną melodie i obracała w ręku nożem, gdy nagle poczułam na nadgarstku jakiś metal. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy wypuszczając z płuc głęboki oddech. Były dwie opcje. Jedna, Bucky postanowił mnie zatrzymać. Druga, Tony użył swojej zbroi na uziemienie mnie, co było głupim pomysłem. Ale nie wzięłam pod uwagę trzeciej opcji, bo była ona dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Odwróciłam głowę w bok patrząc na doktorka, a następnie na rękę gdzie znajdowało się na jakieś dziwne i ciężkie urządzenie. Pokręciłam nadgarstkiem lecz przedmiot dopasowany był do kształtu mojej ręki przez co nie chciał zejść. Rzuciłam Bannerowi znudzone spojrzenie i podniosłam powoli rękę do góry.
     — Co to za urządzonko, doktorku? — zapytałam swawolnie.
     — Tego nie musisz wiedzieć, po prostu masz to nosić — odparł.
     — Będziesz teraz stawiał warunki? — uniosłam brew do góry.
     — Monitoruję twoje zdrowie. Dbam o to byś funkcjonowała prawidłowo..
     — Przyznaj się — przerwałam mu. — Bucky maczał w tym palce.
     — Bucky o tym nie wie — podrapał się po karku. Zaśmiałam się, bo widocznie nasz doktorek zaczynał bawić się w tajemnice.
     — Sekreciki ci się marzą, huh? — nachyliłam się w jego stronę delikatnie i prawie szeptem dorzuciłam. — To powiem ci jeden. Powinieneś teraz uciekać.
     — Cz..czemu?
     — Bo moja cierpliwość jest ograniczona, a w waszym przypadku równanie sprowadza się do jednej liczby.
     — Jakiej?
     — Zeru — oczy zaświeciły mi siw na srebrny, uśmiech wpełzł na twarz i wyglądałam teraz jak klasyczny książkowy seryjny morderca. Banner ruszył szybkim krokiem do wyjścia. Śmiałam się i powróciłam do marszu w stronę swojego pokoju. Bransoletka mi nie przeszkadzała, przynajmniej narazie. Co prawda nie ważyła najmniej i czułam jak jej ciężar spowalniał moje ruchy, gdyż ręka ciągnęła ku podłożu ale mogłam dać sobie z tym radę. Teraz postanowiłam tylko przejmować się tym, by zakopać się pod pościelą i w końcu się wyspać. Albo chociaż spać dłużej niż trzy godziny.

_______
Wybaczcie za nieobecność, ale rozdziały nie będą dodawane tak często i regularnie jak wcześniej. Życie mi się wali i muszę je poukładać, dlatego kolejne rozdziały moją wpadać sporadycznie i randomowo.

Mam nadzieję, że cieszycie się z wakacji i macie się o wiele lepiej.

Słonecznych dni i do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Luna x 🌙

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz