Tori
Biegłam sobie spokojnym truchtem po łące w towarzystwie Laury, kiedy nagle przede mną, zupełnie znikąd, pojawiła się rozeźlona Nicole. Ręce miała oparte na biodrach, twarz wykrzywiała złość i irytacja. W ostatniej chwili zatrzymałam się przed nią i spojrzałam w jej oczy z zaciekawieniem. Czego mogła ode mnie chcieć?
~ Obudź się ~ powiedziała. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
— O co ci chodzi? — zaśmiałam się.
~ Do cholery, Tori! Obudź się! To nie jest prawdziwe!
— Co?
~ Ja pierdole ~ mruknęła pod nosem a następnie dodała głośniej. ~ Jeszcze mi kiedyś za to podziękujesz.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a poczułam mocne uderzenie w twarz. Świat nagle jakby zaczął zupełnie zmieniać kolory. Upadłam i na moment straciłam rezon, gdzie jestem, by następnie usłyszeć przytłumione głosy.
Z lekkości oraz kontroli nad ciałem, którą miałam na polanie nie pozostał nawet ślad. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, czułam pod sobą twardość metalu, w głowie mi szumiało, lecz pojedyncze odgłosy trafiały do mojego otumanionego mózgu.
— .. mogłabyś ..
— Nie, kurwa, nie mogłabym!
Czy to była Nastia?
— To jej nie pomaga — głos Steva był już wyraźniejszy. Ale dalej nie mogłam ogarnąć, gdzie jestem i co się ze mną dzieje.
— Twoje pierdolenie też nie — warknęła. Chciało mi się śmiać, bo znałam zaborczość mrożonki i wiem, jak ciężko jest z nim negocjować i toczyć słowne wojny. Nie dziwił mnie fakt, iż Nastia traciła pomału cierpliwość. Do tego nie wiem jak długo się tak przekomarzają, ale po tonacji głosu sądzę że dość długo.
— Coś wiadomo odnośnie Helen? — zapytał. Zrezygnowałam z zamiaru otworzenia oczu, bo akurat ta sprawa mogła przynieść mi wiele nowych faktów.
— Nie. Ukryła się, cwaniara dobra jest w te klocki. Każdy ze Szkoły jej szuka, część ruszyła w drogę i sprawdza kolejne współrzędne. Ale ta kobieta jakby zapadła się pod ziemię.
— Musimy ją znaleźć. Dowiedzieć się, co zrobiła i zebrać od niej wszelkie informacje.
— Ponoć mieliście się nie mieszać — mruknęła dziewczyna.
— Wiem — westchnął Steve. — Ale nie mogę dłużej stać bezczynnie.
— Ja cię rozumiem. Ale to nie jest wcale taka prosta sprawa.
— Zdążyłem się zorientować.
Postanowiłam dłużej nie zwlekać, nie widziałam jak długo tu leżę no i gdzie leżę. Choć wcale aż takie trudne do wydedukowania to to nie było.
— Pieprzona Helen — mruknęła Nastia. — Dostanę zawału przez nią.
— Szkoda, że nie ona — wymruczałam otwierając pomału oczy. Dwójka tych agentów wpatrywała się we mnie uważnie z ulgą wypisana na twarzy. Posłałabym im uśmiech ale wcale do śmiechu mi nie było. Ja tu sobie leżę, a czas przelatuje mi przez palce. Poza tym, wyzbyłam się wszelkiego dobra z siebie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Aktualnie o wiele łatwiej grało mi się marionetkę niż po prostu bycie sobą. A to pokazywało jak bardzo Hydra spieprzyła moją głowę. Kto normalny wybiera opcję, gdzie inny mogą tobą kierować, niż posiadać własny rozum i wolność wyboru?
— Jak się czujesz? — zapytał z troską Steve. Spojrzałam na niego beznamiętnie. Nie zapomniałam jak bardzo ich skrzywdziłam. Odsunęłam ich do sprawy nie dlatego, że by mi przeszkadzali. Akurat właśnie oni mogli mi najbardziej pomóc. Nie są świadomi wszystkiego co nas spotkało w Szkole, mieliby czytszy umysł i subiektywny punkt widzenia. Zrobiłam to dlatego, bo nie potrafiłam im spojrzeć w oczy, po tym jak ich opuściłam bez żadnego słowa wyjaśnienia. Czułam wstyd za swoją słabość, bo nie tak powinna zachowywać się liderka tajnej organizacji pozarządowej. Nie powinnam uciekać, gdzie zagrożenie jakie pojawiło się na horyzoncie, jest zbyt wysokie. Chowałam głowę w piasek bo strach sparaliżował mnie na tyle, że nie potrafiłam poradzić sobie z sytuacją, a nie byłam typem osoby która prosi o pomoc. Dlatego stałam się egoistką wagi państwowej, by nie wciągnąć ich w to całe gówno. Jak znam życie, ich by to obeszło, ale ja żyłam z dozgonnym poczuciem winy, że swoje błędy zrzuciłam na osoby postronne.
Właśnie dlatego wpatrywałam się w mrożonkę bez uczuć. Sentymenty tylko osłabiają umysł a ja muszę być gotowa i otwarta na wszystko. Nie pora na rodzinne czułości.
— Żyję — mruknęłam i pomału zaczęłam podnosić się na łóżku. Kiedy chciałam odpiąć kable i stanąć na nogi, poczułam dłoń na swojej ręce. Zerknęłam na właściciela tego dość odważnego czynu.
— Zostaw. Musisz wypocząć — odparł. Pokręciłam głową, bo nie miałam na to czasu. Helen gdzieś błądzi po świecie i planuje kolejne dziwne ruchy, Fury w grobie się przewraca, moja drużyna jest zagubiona przez mój brak obecności, Ellie mnie szuka, Bucky ma mi do wyjaśnienia jedną rzecz, Avril coś kręci i musiałam się dowiedzieć co. A facet od krążka mówi mi, że w czasie kryzysu i nadchodzącej walki mam wypocząć. Słowa trochę nie w czasie.
Nie mogę, Steve. Czas jest ma wagę złota.
Musiał wyczytać w moich oczach, że nie odpuszczę tak łatwo, bo wyprosił Nastię z pomieszczenia. Posłałam jej przelotny uśmiech, żeby nie myślała że ich olałam. Gdy zostałam sama z mrożonką, w powietrzu dało się odczuć chłód. Nie byłam w stanie określić czy był on spowodowany niewypowiedzianym słowami, czy brakiem kontroli nade mną. Obie wersje nie wydawały się być zbyt optymistyczne. Ale naważyłam sobie piwa, to teraz musiałam je wypić.
— Steve.
— Nie, Tori. Nie oczekuję od ciebie żadnych wyjaśnień — powiedział, czym wprawił mnie w lekką dezorientację. Po tym wszystkim każdy oczekuje wyjaśnień. Więc dlaczego nie on? Dlaczego pozwala mi zachować najcenniejsze w tej sprawie informacje oraz obrazy, a zamiast tego skupia się na mnie?
Steve był dla mnie zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać. Na samym początku, gdy pojawiłam się w Wieży, widać było ewidentny brak aprobaty w stosunku do zatrzymania mnie pod tym samym dachem co reszta. Nie pochwalał niczego, co dotyczyło mojej osoby, a najchętniej to pozbyłby się mnie, byle mieć święty spokój. W pewnym momencie jego stosunek do mojej osoby diametralnie się zmienił, czym wprawił mnie z dezorientację. Nie zależało mi na jego opinii czy pomocy, przynajmniej nie w tamtym czasie. Zwyczajnie wisiało mi czy podoba mu się iż zostaję, czy też nie. Z czasem nawiązaliśmy przyjazną więź, na której się oparłam gdy potrzebowałam wsparcia. Wtedy pojawiał się właśnie Steve, jakby mentalnie wyczytał z mojej głowy, iż potrzebuje słowa otuchy. Był dla mnie jak starszy brat.
Taaa.. starszy, bo gnojek miał prawie sto lat na karku. Skurczybyk się niezłe trzymał jak na swoje lata.
Ale nie w tym rzecz. Steve jakby.. nie wiem, dostał przebłysku mojej osoby. Jakby zauważył i zrozumiał, że wcale nie jestem taka na jaką się kreowałam. Doceniałam to, ale przez to starałam się go rozgryźć, lecz za cholerę nie potrafiłam.
— Więc czego chcesz, Steve? Informacji o problemie? Chcesz żebym odpoczęła, zamknęła się na wydarzenia z zewnątrz? To nie jest możliwe i dobrze o tym wiesz — powiedziałam cicho, czując wewnętrzny ból z wypowiedzianych słów. Nicki mówiła żebym nie zamykała się na słowa, ale było to trudniejsze niż jej się zdawało. Próbowałam, ale miałam wrażenie jak z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem, moją duszę cięły niewidzialne sztylety i raniły. Oh, tak bardzo raniły.
Steve usiadł ostrożnie obok mnie i wpatrywał się we mnie z niezwykłą delikatnością. Zupełnie jakby wiedział, że tego potrzebuję. A ja wciąż nie mogłam rozgryźć, o co w tym chodzi. A to rodziło kolejny problem, którego nie potrafiłam rozwiązać.
— Nie chcę zamykać cię na świat, Tori — zaczął mówił, a ja przechyliłam głowę delikatnie w bok słuchając go uważnie. Chłonęłam każde słowo niczym gąbka. — Wiem, że to co robisz, to gra na czas. Nie jestem jak reszta, nie oczekuję od ciebie żadnych wyjaśnień czy ewidentnych dowód w sprawie. Rozumiem, że to jest twoja walka i od samego początku nią była.
— Ale? — zapytałam. Zawsze jest jakieś „ale". W tej sytuacji nie było wyjątku.
— Ale chcę żebyś zrozumiała jedną rzecz — westchnął, jakby sam był zagubiony i zupełnie poddał się w jakiejś sprawie. A to było do niego niepodobne. — Ta wojna, którą starasz się doprowadzić do końca..
— To jeszcze nie wojna — przerwałam mu szybko, kręcąc głową. — Ona nadejdzie, Steve, ale dopiero gdy..
Urwałam i zamarłam. Zawsze zastanawiałam się, kiedy nadejdzie mi na nowo walczyć z nieuniknionym. Kiedy od nowa będę musiała stać się maszyną do zabijania, by ochronić rodzinę i zatrzymać machinę niebezpieczeństwa. Coś nadchodziło. Coś dużego. Helen w trakcie tych lat mogła opracować na tyle idealny plan, że moje starania mogły okazać się zbyteczne. Ale musiałam spróbować. Lecz teraz wiedziałam, przynajmniej w połowie, kiedy nadejdzie bitwa ostateczna.
Helen musiała się ujawnić.
— Gdy? — ciągnął dalej. Chciałam mu powiedzieć. Naprawdę. Ale w moje gardło wstąpiła wielka ściana uniemożliwiająca na wydanie z siebie jakiegokolwiek słowa. Nie mogłam i nie potrafiłam mu tego wyjaśnić.
— Nie ważne — wyszeptałam i spojrzałam na swoje dłonie. W pomieszczeniu zaczynało robić się chłodniej, na co delikatnie zmarszczyłam brwi. To już nie był wymysł wyobraźni, coś się działo. I zaczynałam podejrzewać co.
— Posłuchaj. Problem zaczął się dawno. Tylko ty znasz wszystkie szczegóły i nikt na siłę nie będzie ich z ciebie wyciągał. Lecz mimo, iż sama zmagałaś się z tym w przeszłości, musisz wiedzieć, że nie musisz zmagać się z tym sama w teraźniejszości. Wcześniej byłaś zdana sama na siebie, rozumiem to i szanuję twoje podejście. Ale teraz masz wokół siebie ludzi, którzy są gotowi stanąć na czele by ci pomóc. A jeśli będzie trzeba, zrobić z siebie tarczę by ochronić ciebie.
Wiedziałam o tym. Ale nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mogłabym kogoś stracić. Przez tyle lat nie miałam nikogo, byłam sama. Teraz mając wokół siebie tylu bliskich mi ludzi, nie mogłam pozwolić na ich utratę. Już wolałabym sama zginąć, niż pozwolić by ktoś odebrał mi rodzinę. Nie mając nic do stracenia, nie dbałam o konsekwencje. Gdy zyskałam najcenniejszy skarb, nie chciałam by ktoś wyrwał mi go z rąk.
Ale Helen to zrobi. Zabierze mi wszystko co posiadałam i wyrwie moje serce z piersi, pozwalając mi patrzeć jak jeszcze pompuje krew. Powolna smierć w męczarniach, za błąd popełniony nie z mojej winy. Czy świat nie jest niesprawiedliwy?
Zawładnął mną strach. Serce biło naturalnym spokojnym rytmem, lecz w umyśle kiełkowało przerażenie. Do tego miało dojść. Tego chce Helen, mimo iż nie znam przyczyny jej zachowania. Zamknęłam oczy i mocniej chwyciłam się materaca. Czułam pod powiekami jak oczy szczypią mnie coraz bardziej, jakby ktoś wsypał w nie sól. Kręciłam głową na boki, modląc się by nie zawładnęło to moim ciałem.
— Tori? — odezwał się cicho Steve. Musiał stąd wyjść. To mogło go zabić.
— Wyjdź — wydyszałam, jakbym biegła maraton.
— Co się dzieje? Jak ci pomóc?
— Wyjdź.
— Tori..
— Wyjdź! — krzyknęłam nienaturalnym dla siebie głosem i chwyciłam się na głowę, czując jak ból rozsadzał mi czaszkę od środka. Nie zauważyłam kiedy wyszedł, lecz w słyszalnym szumie dało się usłyszeć cichutki dźwięk zamykania drzwi. Miałam tylko skrytą nadzieję, że udało mu się odejść daleko, by szkody nie dopadły również i jego.
— Nie teraz. Błagam, nie teraz — mówiłam do siebie. Kiedy obezwładniający ból zaczął promieniować do całego ciała, jęknęłam i upadając na podłogę, nieświadomie wysunęłam przed siebie dłoń. Otworzyłam oczy i jedynym co można było zobaczyć w pomieszczeniu, to ogromny blask światła, który w kilku sekundach zniknął. Całe pomieszczenie zaś pokryte było krystalicznym diamentem, połyskującym w świetle, wpadających przez okno, promieni słońca.
Leżałam na podłodze niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Czułam się jak sparaliżowana, a próba podniesienia choćby palca u dłoni kończyła się prądem przebiegającym po całym ciele. Bolało. Tak cholernie bolało.
Czułam jak z nosa oraz ust zaczynają płynąć strużki krwi, ale nie dbałam o to. Tak potwornie się bałam, że ten ból który odczuwałam, pozostanie ze mną do końca moich dni. A to było gorsze niż wszelkie tortury, jakie w życiu dane mi było przeżyć._____
Hejka!Witam was po świętach z kolejnym rozdziałem
😁Jednocześnie chciałam wam złożyć spóźnione wesołych świąt! Niestety mój grafik dnia był na tyle zapełniony, że nie udało mi się zawitać wcześniej, mam nadzieję że mi to wybaczycie 😔
Nasypało u was śniegu, czy tak jak u mnie jest go malutko? 😋
Trzymajcie się cieplutko, kochani! I do zobaczenia w kolejnym rozdziale ❤️
Luna x 🌙
CZYTASZ
Silent Girl // Avengers FF (TOM III)
FanfictionWszystko wyglądało jak w spokojnej bajce czytanej dzieciom na dobranoc. Spokój panujący obecnie przez miesiące był czystą oazą, o którą tak usilnie walczyłam przez całe swoje życie. Wyrwałam się z rąk Hydry. Przetrwałam Moonly. Przeżyłam wojnę z Fur...