Rozdział 32

78 4 0
                                    

     — No, i wtedy wyszłam z budynku, a wujek Ethan powiedział żebym poszła za wilczkiem. No więc poszłam i tak szłam i szłam, aż doprowadził mnie do ciebie — Hailie wyjaśniała, jakim sposobem dostała się do mojego domu przed atakiem Helen jednocześnie jedząc przygotowane przeze mnie naleśniki. Siedziałam naprzeciwko niej i słuchałam całej historii, ale czując się jakbym była oderwana od rzeczywistości. Informacje docierały do mojego mózgu, ale nie byłam w stanie ich przetworzyć i wynieść jakiś wniosków, które mogłyby w jakimś stopniu pomóc w obecnej sytuacji.
     A trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Zostałam uwięziona w wieży pod stałą obserwacją i na ten moment nie zapowiadało się na zmiany. Nie byłam tym faktem jakoś specjalnie zdziwiona, aczkolwiek nie ukrywałam, że najlepiej byłoby mi spędzać czas w swoim domu. Domu, który będę niestety musiała odbudować, bo ta zdzira wysadziła go w powietrze.
     — I tak całą drogę szłaś nabuzowana energią? — zapytałam beznamiętnie, jakby mnie to nie obchodziło. A obchodziło, tylko nie wiedzieć czemu, moje ciało jakby zaprogramowane przestało ukazywać wszelkie emocje.
     — Wiem, nie był to najlepszy plan, ale nikt nie wiedział jak mi pomóc. Tylko ty potrafiłaś mnie uspokoić, wtedy w szkole, więc wolałam znaleźć się blisko ciebie niż martwić się, że zrobiłabym komuś krzywdę — odparła popijając kakao. Kiwnęłam głową, bo choć faktycznie plan był do kitu, tak kierowała się dobrą taktyką.
     — Choć nie popieram ich ignorancji, tak plus dla ciebie za spostrzegawczość i sposób myślenia — powiedziałam zerkając na wchodzącego do kuchni Barnesa. Podszedł do ekspresu, jakby nie zwracając na nas uwagi choć wiedziałam, że był czujny i gotowy do wszelkiej reakcji w każdej sekundzie.
     — Doda mi to punkty do średniej? — zapytała dziewczyna radosnym głosem. Kąciki ust uniosły mi się delikatnie w górę, bo była całkiem sprytna.
     — A powinno? — uniosłam do góry brew patrząc jednym okiem na Hailie, zaś drugim uważnie obserwując sierżanta. Raz dałam się podejść, nie mogłam pozwolić sobie na kolejny.
     — No wiesz, ciocia. Nie każdy wykazałby się inteligencją, by dojść do takich wniosków. — odparła lekkim tonem, na co mogłabym się zaśmiać. Ale tego nie zrobiłam bo w głowie kłębiły mi się trzy inne sytuacje. Pozornie niegroźne, aczkolwiek w moim położeniu nie mogłam być już niczego pewna.
     — Podążanie w niepewności za dzikim zwierzęciem modląc się, że doprowadzi cię do bezpiecznej strefy nie jest dość inteligentnym zagraniem, drogie dziecko — mruknęłam, na co jej mina lekko zrzędła. Nie chciałam żeby poczuła się, jakby postąpiła niewłaściwie, dlatego szybko dodałam. — Ale tak, dodam ci za to punkty, jeżeli obiecasz mi, że następnym razem nie będziesz szła w ciemno tylko użyjesz telefonu, jak ucywilizowany człowiek i do mnie zadzwonisz.
     — Okej, obiecuję — powiedziała, a ja przybiłam jej piątkę i po chwili na jej twarzy wpłynął szeroki uśmiech. Podziwiałam ją za umiejętność zmiany nastoju z sekundy na sekundę pomimo tego, co przeszła w Hydrze. Chociaż z drugiej strony nie wiedziałam, co dokładnie musiała przejść, może los był dla niej łaskawszy niż dla mnie czy Bucky'ego i nie zdążyli zastosować tych samych środków, co na nas. Trzymałam się tej myśli jak tonący brzytwy, bo dzięki temu miałam odrobinę lżejsze sumienie dotyczące małej.
     — Leć do cioci Wandy. Z tego co się orientuję, to masz z nią zajęcia. Prawda, Płomyku? — zapytałam zakładając kosmyk włosów za jej ucho i posłałam sztuczny uśmiech. Nie chciałam żeby czuła się przytłoczona moim zachowaniem. Pokiwała energicznie głową, wypiła szybko kakao i zeskoczyła z krzesła biegnąc korytarzem w kierunku pokoju Wandy. Zaś ja zwój wzrok utkwiłam na widoki za oknem w salonie układając ręce na stole i łącząc dłonie.
     Czułam za sobą obecność sierżanta, ale zbyłam go jak to miałam ostatnio w zwyczaju z każdą pojedynczą osobą. Może mój brak okazywania emocji nie wiązał się z tym, że nie kontrolowałam swojej mocy w pełnym stopniu. Może tu chodziło o program, do którego sama siebie wepchnęłam jakiś czas temu. W końcu nie pozbyłam się go tylko stłumiłam, a teraz może postanowił dać o sobie znać? A może to kwestia obecności Ramona? W końcu pracował dla Helen, to równie dobrze może być wtyką Hydry i aktywować program niepostrzeżenie.
     Za dużo błędnych informacji, za mało by jakkolwiek działać i zbyt wiele by reagować. Toczymy się w błędnym kole żeby chociaż w minimalnym stopniu poczuć, że sprawujemy władzę nad własnymi działaniami, które mogłyby nas doprowadzić do lepszej przyszłości. Ale czy cokolwiek dobrego nas czekało? Byliśmy mordercami, płatnymi zabójcami, którzy nie patyczkowali się by wyeliminować zagrożenie. Chroniliśmy bezbronnych cywili choć wbrew pozorom sami byliśmy dla nich niewyobrażalnym zagrożeniem.
     Co proponujesz, szefowo?
     Zamknęłam oczy słysząc w głowie głos przyjaciela. Powrót do miejsc, z których nie było wyjścia, a niekiedy chciałoby się uciec było powolną torturą. Nie chciałam zaprzątać się na nowo we wspomnieniach, ale nie potrafiłam wyzbyć się ich z umysłu.
     Alara.
     Wzięłam głębszy wdech zatrzymując powietrze w płucach. Popełniłam wiele błędów, których wciąż żałowałam, ale czasu nie mogłam cofnąć. Czułam ogromny żal za własne postępowanie, ale nie rezygnowałam z siebie. Wciąż utwierdzałam się w przekonaniu, że postępowałam właściwie. Nie zawsze łagodnością można było wszystko załatwić.
     — Miałaś tam nie iść — mruknęłam pod nosem cicho. — Miałaś iść w inną stronę.
     — Skarbie — odezwał się Bucky stając za mną.
     Wybacz, Szefowo.
     Wypuściłam powietrze z płuc i zakryłam twarz dłońmi. To było cięższe do udźwignięcia niż mi się zdawało.
     — Opowiedz mi.
     — Nie — burknęłam przytłumionym głosem i opuściłam dłonie na stół. Obserwowałam jak Bucky okrąża stół by usiąść naprzeciwko mnie z kubkiem kawy. Patrzyliśmy na siebie przez dobre kilka minut zanim któreś z nas zabrało głos.
     — Nie możesz tego trzymać w sobie — powiedział głębokim głosem, w którym przebijała się lekka chrypka. Na ten dźwięk przeszły mi ciarki po plecach, ale zignorowałam to dziwne ciepło w sercu i spojrzałam ponad jego ramię. Potarłam delikatnie dłońmi o siebie i westchnęłam.
     — Założymy się? — zapytałam beznamiętnie.
     — Skarbie posłuchaj. Cokolwiek się wydarzyło, spieprzyło ci psychikę. I choć robisz wszystko by stanąć na czele, to w pewnym momencie chowane urazy postanowią wyjść z ukrycia. Wtedy tych demonów nie zatrzymasz.
     — Nie prosiłam cię o sesje terapeutyczną.
     — Ale ją dostaniesz.
     — Żebyś się nie zdziwił. — wstałam i skierowałam się ku wyjściu z kuchni, ale zatrzymał mnie uchwytem za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Tym sposobem staliśmy centymetry od siebie. Bucky spokojny, zaś ja nabuzowana nieznanymi emocjami i tą wielką burzą w głowie. Tego było zbyt wiele i miał rację, że kiedyś musiało znaleźć ujście, ale łudziłam się, że do tego nie dojdzie.
     — Koniec z uciekaniem — powiedział trzymając mnie mocno w uścisku. Napięłam mięśnie by w razie wypadku próbować się wyrwać, choć nie miałam zamiaru z nim walczyć.
     — Potrenować mi nie wolno? — odparłam głosem zwiastującym kłopoty i wlepiłam spojrzenie prosto w oczy sierżanta. — W takim razie, co mi wolno?
     — Współpracować.
     — I oczekujesz, że pozwolę wam sobą pomiatać na prawo i lewo bo tak chcecie? — zaśmiałam się. — Nie pozwalacie sobie na zbyt wiele?
     — Aktualnie to ty robisz sobie co chcesz nie dbając o konsekwencje — powiedział przechylając lekko głowę na bok. — Nie patrzysz, czy twoje działania kogoś zranią, robisz to, co przyniesie tobie zamierzony efekt. Gdzie nie pójdziesz mogą płonąć mosty i upadać miasteczka, a nawet się nie obrócisz by spojrzeć na ilość zniszczeń jakie dokonasz.
     — Robisz mi lekcję słuszności? Poważnie, James? Spodziewałabym się tego raczej po Kapitanie, ale ty jako ostatni masz prawo do wytykania mi moich błędów — prychnęłam i usłyszałam jak do pomieszczenia wchodzi Stark z Natashą.
     — A tu co się dzieje? — zapytała ruda. Wraz z sierżantem nie oderwaliśmy od siebie spojrzenia choćby na chwilę, ale nie zatrzymało to nas na rzucenie odpowiedzi.
     — Wyjaśniamy sobie kilka kwestii — powiedział Bucky posyłając mi chytry uśmieszek. Zmrużyłam oczy na jego zachowanie, bo zdecydowanie coś mi w jego zachowaniu nie pasowało.
     — A nie możecie tego robić w innym miejscu, zamiast stać w przejściu? — prychnął Stark patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
     — Mało masz miejsca? — zapytałam zaczepnie.
     — Chcesz dodać odrobinę? — pochwycił zaczepkę.
     — Masz tyle kasy?
     — Masz tyle swojego rozumu?
     — Irytujący jak zawsze — prychnęłam kręcąc głową. — Nic się nie zmieniłeś.
     — Za to ty tak. Zawsze byłaś taką suką, czy to tylko przelotny romans? — zapytał podchwytliwie.
     — A jak cię zabije to jesteś martwy, czy tylko nie oddychasz? — zapytałam mrocznie skupiając na sobie większą uwagę Barnesa.
     — Koniec przedstawienia. Idziemy, skarbie — powiedział Bucky odwracając mnie do wyjścia i popchnął delikatnie do przodu. Zaczęłam się szarpać chcąc wyrwać się z uścisku, ale zamienił swoją rękę na tą metalową przez co nie miałam szans.
     — Puść mnie człowieku. Jesteś psychiczny — warknęłam, ale nie zareagował w żaden sposób na moje próby uwolnienia.
     — Zanim obrzucisz mnie gównem jakie sobie przyszykowałaś w swojej głowie jako defensywa, najpierw pójdziesz ze mną w jedno miejsce.
     — Nigdzie z tobą nie idę!
     — A owszem, idziesz. Dopóki nie dowiemy się, co z tobą nie tak i nie przywrócimy cię do stanu używalności w normalnych warunkach, nie spuszczę cię z oka — powiedział i otwierając drzwi do swojej sypialni wepchnął mnie delikatnie do środka. Odwróciłam się szybko do tylu ze złością w oczach by zorientować się, że wszedł razem ze mną i zamknął drzwi na klucz, który kolejno schował w kieszeni swoich spodni. Skrzyżował ramiona na piersi i stanął w pozie jakby był ochroniarzem taniego klubu, a ja przewiercałam go wzrokiem modląc się o odrobinę szczęścia.
     — Zwariowaliście — odparłam śmiejąc się bez krzty radości.
     — Nie, skarbie, to ty zwariowałaś. Ja chcę się tylko dowiedzieć, co jest tego powodem — powiedział nad wyraz spokojnie.
     — To życzę powodzenia, bo nie wyciągniesz ze mnie informacji — usiadłam na łóżku i przechyliłam głowę w bok czując jak ta ciemniejsza strona mnie zaczyna wychodzić na światło dzienne.
     — Którakolwiek twoja odsłona teraz postanowi ukazać się jako pierwsza, oddasz mi prawdziwą siebie i wtedy zaczniemy działać nad sprawą Helen. Do tego czasu masz szlaban.
     — Nie jestem dzieckiem, które możesz uziemić w domu.
     — To przestań się tak zachowywać.
     — To otwórzcie oczy bo ewidentnie macie założone różowe okulary i nie widzicie tego, co powinniście.
     — Mianowicie?
     — Jesteś idiotą jeżeli myślisz, że ci powiem — zaśmiałam się zaczęłam kiwać na boki. Bucky westchnął jakby udręczony i na moment spojrzał w sufit, jakby tracił pomału cierpliwość. Następnie spojrzał na mnie swoim beznamiętnym spojrzeniem i zrobił krok w moją stronę, zaś ja zesztywniałam bo doskonale znałam to spojrzenie. Przełknęłam ślinę i z maską na twarzy oczekiwałam kolejnych jego ruchów.
     — Chciałem to zrobić po dobroci, skarbie.
     — Ja chciałam cheesburgera z podwójnym serem. Najwidoczniej nie możemy mieć tego, czego chcemy — wzruszyłam ramionami dla niepoznaki. Bucky był coraz bliżej mnie, a moje serce z każdym jego kolejnym krokiem wybijało mocniejszy rytm. Natomiast ciało nie pokazywało po sobie, że jego działania w jakimś stopniu zaczynały mnie przerażać. Strach był wrogiem, a wrogów należy się pozbywać, a nie głaskać jak pieska licząc na zaufanie.
     — Powiesz mi, w czym leży twój największy problem — powiedział cicho układając swoje ręce po bokach mojego ciała, dzieci czemu jego twarz była milimetry od mojej. Nachyliłam się bliżej jego twarzy, dotykając prawie jego ust i odparłam złowieszczo.
     — Prędzej mnie piekło pochłonie, niż cokolwiek ci powiem.
     Westchnął i kręcąc głowa z zadziornym uśmiechem, w sekundzie przyłożył metalową rękę na mojej szyi i przycisnął do materaca delikatnie utrudniając oddychanie. Zaśmiałam się prześmiewczo, bo mogłam się tak z nim bawić bez końca. Nie tylko on jedyny potrafił utrzymywać tajemnice dla siebie.
     — Nie bardzo się myślisz, skarbie. Bo teraz ja jestem twoim diabłem i sam zaprowadzę cię do tego piekła. Poczekam aż pękniesz — przysunął swoją twarz do mojej i wyszeptał mrocznym głosem do ucha. — Będę patrzył jak błagasz o chwilę wytchnienia, o uwolnienie, ale nie dam ci go. Będę obserwował jak łamiesz się na kawałki, aż wyśpiewasz mi wszystko, co potrzebuję wiedzieć by znaleźć sposób, aby przywrócić prawdziwą ciebie.
     — Twoje niedoczekanie — mruknęłam patrząc zaciekle w jego oczy, które nie różniły się od moich. No może jednym elementem. On był spokojny, jakby pewny w swoich działaniach, zaś ja zaczynałam się wahać nad słusznością podjętych decyzji.
     — Z naszej dwójki tylko ja nie jestem w programie, kochanie — mruknął głębokim głosem zwiastującym jednocześnie bezpieczeństwo jak i zagrożenie. Może i nie miał w swobodę programu, ale skubaniec idealnie umiał posługiwać się umiejętnościami swojego alter ego. — A to daje mi tysiące scenariuszy przewagi.
     — Nie chcesz mieć we mnie wroga, Barnes — mruknęłam złowieszczo, na co zaśmiał się pod nosem i drugą ręką przejechał po moim policzku.
     — To nie ja jestem twoim największym wrogiem, kochanie — powiedział spokojnie, na co stres przed nieznanym zaczął nasilać się w moim krwiobiegu. — Nawet Helen nim nie jest, ani Hydra.
     Leżałam cicho i czekałam na jego kolejne słowa, które może miały sens, ale zdecydowanie były wyrwane z rzeczywistości.
     — Tylko ty sama.
     A może jednak nie?
     Gadasz od rzeczy — zaśmiałam się, na co mocniej zacisnął dłoń na moim gardle uciszając moje wypowiedzi.
     — Nie, skarbie. Jesteś swoim wrogiem numer jeden. I zanim tego nie zrozumiesz i nie wygrasz walki z tymi o tu — postukał mnie delikatnie w skroń. — Nie masz szans na wygranie żadnej innej walki. To ciężka wojna, walczyć ze sobą, ale w twoim przypadku nieunikniona.
     — Mogę uciec — wychrypiałam, czując opór na krtani. Pokręcił głową w odpowiedzi.
     — Nastia ci nie pomoże. Możesz błagać, proszę bardzo, droga wolna. Ale tym sposobem uświadomisz sobie, że mam rację.
     — Jesteś w błędzie — wyszeptałam czując, jak oczy zaczynają świecić jasnym blaskiem. — Nie potrzebuję swojej drużyny by mnie stąd wyciągnęli.
      Bucky uniósł lewy kącik ust do góry i kiwając głową nacisnął niepostrzeżenie jakiś przycisk, dzięki czemu po moim ciele przeszedł delikatny prąd. Moja moc została zepchnięta na bok, zaś świadomość pozostała.
     Czyli do tego dąży. Będzie mnie torturował, aż nie sypnę.
     Twoja moc też się na nic zda.
     — Mówiłam, że jesteś psychiczny.
     — Nie, kochanie. Jestem w pełni zdrowy na umyśle i zdeterminowany przy przywrócić do świata miłość mojego życia. Jeżeli ceną tego będzie twoje cierpienie to jakoś to zniosę. Ale zrobię wszystko byś do mnie wróciła.
      Nachylił się do mojej głowy, pocałował w skroń i przytrzymując mocniej na materacu wyszeptał do ucha.
     — Absolutnie wszystko.

______
🤭❤️

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz