Steve
Wracałem z parku spokojnym krokiem. Musiałem na moment wyrwać się z Wieży, zaczynał panować tam chaos. Każdy zamyka się w swoim świecie, ciągłe tajemnice i skrywane małe misje. Każdy robi co innego a bałagan się powiększa. Nie było z nami Tori, która zawsze wiedziała jak utrzymać w pionie drużynę i dać dawkę motywacji. Potrafiła zjednoczyć pojedyncze jednostki, zawsze wyciągała pomocną dłoń. Brakowało jej nam.
Mi jej brakowało.
Była dla mnie jak najbliższa przyjaciółka. Zawsze mogłem z nią pogadać, często rozumieliśmy się bez słów, a drobne potyczki słowne zawsze kończyły się happy endem. Dlatego chciałem rozmawiać z nią sam. Nie wiedziałem co jej się dokładnie stało, tą tajemnice posiadał tylko Bucky, ale wiedziałem że mam jakiś na nią wpływ.
Nie była sobą.
Z tej uroczej, delikatnej i spokojniej dziewczyny, która stawała na czele by dopiąć swego, została tylko skorupa. Otoczyła siebie murem iluzji, żebyśmy wierzyli iż sobie radzi choć prawda była odwrotna. Była rozbita, choć szła spokojnie na przodzie oddziału. Była złamana, ale mimo tego starała się naprawić innych. Ryzykowała życiem i umierała pomału psychicznie by poskładać kogoś na nowo i ocalić wiele ludzkich istnień. Kobieta anioł.
Upadły anioł.
Naszym zadaniem było podnieść ją z kolan i dać wsparcie, którego jej brakowało. Iść z nią ramię w ramię w jej osobistej batalii. Nie zostawiła nas, gdy Fury okazał się być zagrożeniem. Sprowadziła swoich ludzi oraz zaangażowała się by nam pomóc. Postawiła nas na pierwszym miejscu, nie patrząc na siebie. Naszym obowiązkiem było zrobić to samo.
Ale było to niemożliwe, gdy drużyna na powrót zaczynała się rozpadać.
Musiałem znaleźć jakiś sposób. Dla niej. Czułem potrzebę zrobienia czegokolwiek. I okazja nadarzyła się ekstremalnie szybko. Otóż widziałem jak z naprzeciwka, tuż przy Wieży, Bucky biegnie z dziewczyną na rękach. Ruszyłam biegiem w ich stronę.
— Bucky!
Zatrzymał się na sekundę by złapać oddech. Dobiegłem do przyjaciela i zupełnie zdezorientowany starałem się ogarnąć sytuację.
— Musimy ją zabrać do Bannera — wydyszał. Pokiwałem głową nie pytając o nic i w zawrotnym tempie znaleźliśmy się w laboratorium. Zdziwiony Bruce spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, ale pokręciłem głową żeby nie pytał, bo sam nie wiedziałem. Bucky szybko położył dziewczynę na kozetce, zaś Banner od razu wziął się do pracy.
— Co się stało? — spytał robiąc swoje rutynowe czynności wokół niej. Bucky przez chwilę opierał się rękoma o kolana, uspokajając oddech. Długo musiał biec.
— W tym rzecz, Bruce — odezwał się po minucie. — Nie mam pojęcia.
— Jak to? Nie było cię z nią? — zapytałem zdziwiony.
— Byłem. Długa historia. W każdym razie biegła lasem i gdy ruszyłem za nią, miałem jakiś pięciominutowy poślizg. Znalazłem ją nieprzytomną na ściółce. Na chwilę straciłem ją z oczu.
— Uspokój się — powiedziałem łapiąc go za ramie. Wyrwał mi się i uderzył w ścianę. Teraz na bank zjadą się wszyscy, a wtedy zacznie się problem. Tony wpadnie w szał. Musiałem go jakoś uspokoić.
— Wiedziałem, że tak będzie. Nie powinien stracić jej z oczu!
— O czym ty mówisz? — spytał Banner patrząc z nad ramienia na Bucky'ego.
— Ona mnie zabije — wyszeptał pod nosem, a następnie zaczął tłumaczyć. — Tłumi w sobie moc, nad którą nie ma kontroli. To ją wyniszcza od środka. Lód przeistoczył się w sam diament. Jest to na tyle potężne, że nie potrafi nad tym zapanować, a każdy taki napad przybliża ją do śmierci.
— Jaki napad? Bucky mów jaśniej.
— Dostaje jakby ataków paniki, tylko że to jest bardziej pokręcone. Zamiast strachu, ogarnia ją niewyobrażalny gniew, a wtedy jej moc się uaktywnia. Jest zbyt słaba psychicznie i fizycznie by nad tym zapanować, a dodatkowy strach to potęguje.
— Musi przejąć kontrolę — rzucił Banner. — Z nią w porządku. Jest wyczerpana i odwodniona, ale kilka dni i wróci do sił. Może pojawić się silny ból głowy, ale podam jej leki dożylnie które powinny to złagodzić.
— Dzięki, Banner — odpadłem do przyjaciela, na co kiwnął głową i na nowo poruszył temat.
— Co do jej mocy. Łatwiej by je było to kontrolować, gdyby znalazła jego źródło.
— Jaśniej, Bruce.m — mruknął Bucky.
— Gdyby wiedziała, skąd się wzięła jej moc to mogłaby stopniowo uczyć się ją kontrolować. Tak jak z lodem. Opanowała emocje i była w stanie nim manewrować, bo wiedziała, że przez Hydrę jej emocje były niestabilne. W tym wypadku sprawa się komplikuje, bo nie zna źródła powstania diamentu.
— Walka z wiatrakami — rzuciłem. Bucky zamilkł, zatracony we własnych myślach, Bruce sprawdzał parametry Tori, a ja patrzyłem na nią i zastanawiałem się, gdzie jest punkt zaczepienia. Gdzieś musi być początek, a jak na złość jedyną osobą, która go znała była ona sama.
— Kiedy się wybudzi? — zapytałem. Doktorek ściągnął okulary i spojrzał na mnie niepewnie.
— To zależy.
— To zależy? — prychał przyjaciel.
— Może się obudzić za godzinę, może nawet jutro. To już jest w jej rękach, kiedy będzie miała na to siłę i chęci.
— Mhm.
— Dzięki, Banner. Daj znać, gdyby coś się zmieniło — odparłem.
— Jasne — rzucił. Razem z Bucky'm wyszliśmy z pomieszczenia. Udaliśmy się do swoich pokoi, a przynajmniej taki był zamiar. Bucky zamknął ale w swojej sypialni i nie wpuszczał nikogo, zaś ja w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Swoje kroki skierowałem do starego pokoju młodej Stark. Ostrożnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Nic się tutaj nie zmieniło. Od jej ostatniego pobytu w Wieży minęło sporo czasu. Mimo tego, jej pokój był cały czas sprzątany z myślą, że pewnego dnia do nas wróci. Trochę egoistyczny punkt widzenia, ale była naszym aniołem. Przede wszystkim córką Tony'ego, nic dziwnego że chciał mieć ją blisko. Zżyliśmy się z nią w stopniu o jakim nam się nawet nie śniło. Była naszym łącznikiem, jednocześnie lekiem na nasz rozpad. Sama jej obecność potrafiła nas podnieść na duchu i przypomnieć, po co to wszystko robimy. Potem do nas dotarło, że w ogromnej części robiliśmy i robimy to dla niej.
Rozglądałem się dookoła, przypominając sobie momenty sprzed roku. Wiele upadków, mniej wzlotów, które przeszła są niewyobrażalne. Życie cały czas idzie jej pod górkę, nie dając nawet chwili wytchnienia. Za każdym razem upada na kolana, lecz zawsze wstaje na nogi i idzie do przodu jakby nic się nie stało. Zadziwia mnie jej siła oraz determinacja. Gdy postawi sobie coś za cel, jest w stanie poruszyć niebo i ziemię by ukończyć misję. Podejście godne bohaterki, mimo iż się za nią nie uważa.
Dopiero teraz zauważyłem, jak wielki bałagan ma w głowie. Cały czas ma za plecami Hydrę, sprawy z Moonly kiedy była dzieckiem wciąż robią jej na przekór, do tego upartość z naszej strony tylko dodatkowo podkłada jej kłody pod nogi.
Nie powinno tak być.
Nie zaznała życia na jakie zasługuje. Nie przeżyła swoich lat, jako beztroska nastolatka, nie mogła zaszaleć jak na swój wiek przystało. Zamiast tego musiała się spiąć bo życie ludzi zostało pozostawione w jej rękach. Moonly, unicestwienie Hydry, postawienie nas do pionu, odnalezienie swoich przyjaciół, pogodzenie się ze swoją naturą, odnalezienie ojca w dość niekonwencjonalny sposób, a na koniec ta walka z Furym. To wszystko miało prawo ją zniszczyć, a mimo to zakładała maskę na twarz by nie ukazać słabości. Czy istniała silniejsza osoba? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Dla mnie była boginią. Boginią zagłady jak i światła. Była tym czego nam brakowało, lecz także tym co mogło nas wszystkich zmieść z powierzchni ziemi.
A teraz traciliśmy ją, przez zwykłą głupotę. Bo nie zauważyliśmy, że dla niej wojna się jeszcze nie zakończyła.
Podeszłem do biurka, gdzie leżał jej szkicownik. Gdy powiedziała mi pewnego dnia, że zawsze chciała spróbować rysowania, sprezentowałem jej szkicownik oraz zestaw ołówków. Radość w jej oczach z tak błahej rzeczy była nie z tej ziemi. Zwykłe drobne rzeczy, czy sytuacje potrafiły wprawić ją w niesamowitą radość.
Napędzany ciekawością otworzyłem zeszyt na pierwszej stronie i uśmiech zagościł na mojej twarzy. Przepiękny feniks rozpościerał się na całej stronie ukazując swoją potęgę. Dotknąłem kartki i kolejna myśl przeszła mi przez głowę.
Ona była feniksem.
Odradzała się z popiołów, by zemścić się na tych którzy ją skrzywdzili. Wskazywała drogę, gdy ktoś był zagubiony, potrafiła ostro zdzielić w twarz jeśli ktoś gadał od rzeczy. Musieliśmy jej pomóc, nawet jeśli mielibyśmy być dla niej tylko dekoracją. Stanęła za nami murem, a my co zrobiliśmy? Zamknęliśmy się w Wieży, gdy ona nas najbardziej potrzebowała. Może tego nie przyznać, na pewno tego nie zrobi, chce grać niezawodną i jakby nie patrzeć taka jest. Tylko to udawanie kiedyś ją wyniszczy na tyle, że z tego feniksa pozostanie sam popiół. Już się nie odrodzi.
Dlatego postanowiłem zaczekać, aż Tori się obudzi. Wtedy dam jej czas na nabranie powietrza, lecz miałem zamiar z nią porozmawiać. Bez żadnego ukrywania, bez sekretów czy odbijania od prawdy. Nie chciałem odpuścić, lecz też nie zamierzałem używać drastycznych kroków. Po tym wszystkim, co przeszła, należy jej się odrobina delikatności. O której Tony prawdopodobnie zapomniał.______
Witajcie!Jak mówiłam, wróciłam do siebie i od razu udostępniam wam rozdział 😁
Mam nadzieję, że się podoba!
Trzymajcie się ciepło i do następnego!
Luna x 🌙
CZYTASZ
Silent Girl // Avengers FF (TOM III)
FanficWszystko wyglądało jak w spokojnej bajce czytanej dzieciom na dobranoc. Spokój panujący obecnie przez miesiące był czystą oazą, o którą tak usilnie walczyłam przez całe swoje życie. Wyrwałam się z rąk Hydry. Przetrwałam Moonly. Przeżyłam wojnę z Fur...