Rozdział 26

112 8 1
                                    

     Zerwaliśmy się na równe nogi. Bucky pobiegł po sprzęt, zaś ja, jak w transie, podbiegłam do Hailie i podnosząc ją zapłakaną na ręce, wybiegłam z salonu. Nie patrząc za siebie wbiegłam schodami do piwnicy, gdzie miałam tajne wyjście do garażu. Szybko wpakowałam do środka roztrzęsioną dziewczynę i nie zastanawiając się nad niczym, wsiadłam za kółko i pojechałam do jedynego miejsca, w którym pozornie przez kilka dni mogłyśmy być bezpieczne.
     To się musiało skończyć. Nie mogło to się tak dłużej ciągnąć. Życie w ciągłym strachu i niewiedzy, kiedy nastąpi kolejny atak.
     — Tori, co się dzieje? — zapytała. Zerknęłam na nią do tyłu i starałam się ją uspokoić, co nie było wcale łatwym wyzwaniem.
     — Posłuchaj mnie uważnie, malutka. Teraz proszę cię, rób wszystko co ci powiem. Dosłownie, wszystko. Dobrze?
     Pokiwała głową i jak najszybciej wyjechałam w garażu, wiedząc, że Bucky poradzi sobie z zagrożeniem. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Wyciągnęłam szybko telefon ze skórzanej kurtki i wykręciłam numer, do którego nie miałam zamiaru dzwonić przez długi czas, lecz nie miałam innego wyjścia.
     — Tylko nie mów, że nas znalazłaś.
     Koniec gierek, Stark. Jadę do Wieży — przewróciłam oczami i przyspieszyłam, zerkając co chwila w lusterko wsteczne.
     — Poważnie masz zamiar nas zabić? Kochana..
     Bądźże choć raz poważny, debilu. Ktoś nas zaatakował, jadę do Wieży z dzieckiem, które muszę ochronić. To chwilowa wizyta, nie przyzwyczajaj się.
     — Kto was zaatakował? — usłyszałam głos Steva w słuchawce. Westchnęłam, gdyż tyle rzeczy było do wyjaśnienia, a ja nie miałam na to czasu ani ochoty. Rzuciłam przelotne spojrzenie Hailie i powróciłam wzrokiem na drogę.
     — Helen.
     — Jak was znalazła?
     A czy to teraz istotne? — warknęłam. — Potrzebuję szybkiego wjazdu do garażu i bezpośredniego zabezpieczenia ochroną. Skoro raz mnie znalazła, znajdzie i drugi, a wtedy nawet w Wieży nie będziemy bezpieczne.
     — Dziecko, w Wieży będziecie najbezpieczniejsze. Nie pozwolę cię skrzywdzić wątpiłam w jego słowa, ale postanowiłam przemilczeć ten fakt. Przeczuwałam, że po akcji z Furym ojciec ulepszył zabezpieczenia w budynku, ale wciąż było to ziarno niepewności. Nic nie jest idealne, w każdym jest jakaś luka, przez którą można się przedostać i rozbić całe zbudowane przez nas dzieło. Również w Wieży.
     — Stark, nikt o niej ma się nie dowiedzieć — mruknęłam zerkając co chwila na dziecko w lusterku wstecznym. Widziałam to przerażenie w jej oczach i doskonale je rozumiałam. Dokładnie takie samo widziałam u siebie, gdy codziennie zerkałam w lustro.
     — Czekaj czekaj. Jakie dziecko? — zapytał Clint, gdy zbliżyłam się do wyznaczonego przeze mnie miejsca. Westchnęłam ciężko czując, jak najbliższe dni nie będą wcale dla nas obu łaskawe.
     — Zobaczycie na miejscu.
     Zakończyłam połączenie i przyspieszyłam. W tym momencie liczyła się każda sekunda. Helen nie próżnuje, skoro znalazła mój dom na obrzeżach lasu, to z łatwością może wytropić nas będąc w ruchu. W końcu to ona nas szkoliła. A starych nawyków, ciężko jest się wyzbyć.


***


     — Czyli chcesz nam powiedzieć, że od początku robiłaś nas w chuja? — zapytał Sam, na co spotkał się z wrogim spojrzeniem Steva. Hamowałam uśmiech, który nieproszony wkradał mi się na twarz, bo Steve, czy tego chce czy nie, zawsze będzie Panem od Języka.
     Kiedy dotarliśmy do Wieży, pierwsze co zrobiłam to ulokowałam Hailie w moim starym pokoju wiedząc, że wciąż tamten pokój jest ubezpieczony pod względem ognia. A znając zdolności tej małej, to było idealne miejsce, bo w razie wybuchu, nikomu nie stanie się krzywda. No chyba, że Starkowi, jego portfel może na tym trochę ucierpieć. Ale sam sobie jest winien, na cholerę komu taki wysoki budynek wysokiej technologii, której i tak nikt z jej mieszkańców nie rozumie?
     Gdy dziewczyna usnęła przeciążona wrażeniami z dzisiejszego dnia, udałam się do sali konferencyjnej, gdzie już wcześniej zebrała się drużyna. Usiadłam na fotelu i po krótce przekazałam im najważniejsze informacje dotyczące całej afery z atakiem Helen. Gdzieś w środku mojego wywodu dołączył do nas Bucky, który kiwnął mi głową, co zrozumiałam jako "teren czysty, sprawa chwilowo załatwiona". Zaś gdy skończyłam monolog, całe towarzystwo postanowiło mnie zrugać za swoje zachowanie. A właśnie to najbardziej mnie od nich odpychało. Ciągła krytyka, a nie widzą najważniejszych detali. Dlatego wciąż kręcimy się w kółko, nie pojmując sytuacji, a okaże się iż jest ona najbardziej oczywista.
     — Coś ty sobie, młoda, myślała? — kontynuował. Z przyklejonym na twarz sztucznym uśmiechem zwycięstwa, wpatrywałam się w naszego ptaszka.
     — Mówisz teraz o naszej małej zabawie w chowanego, czy o sytuacji z psychopatyczną zmartwychwstałą byłą dyrektorką tajnej organizacji pozarządowej? — pokręciłam palcem w powietrzu wprowadzając go w irytację. To najbardziej mnie kręciło w mieszkaniu z nimi. Uwielbiałam ich denerwować, to było moje najlepsze zajęcie w Wieży.
     — Tori — westchnął Clint.
     — Nie rozumiecie, że wasza ciągła krytyka doprowadziła do tego, że się stąd wyniosłam? — zaczęłam delikatnym tonem głosu. Nie chciałam wprowadzać niepotrzebnej kłótni, a gdybyśmy na siebie naskakiwali, właśnie do tego by doszło. Chciałam uniknąć zbędnych minut darcia na siebie mordy.
     — Diamenciku — odezwał się Stark, lecz mu przerwałam.
     — Odkąd wyjechałam, za co mieliście prawo się na mnie złościć, nie słyszę od was nic, oprócz tego, co zrobiłam źle. Cały czas staracie się wpoić do mojej głowy, że moje postępowanie było niewłaściwe, ale prawda jest zupełnie odwrotna. Gdybym wtedy nie wyjechała, Helen wpadłaby ze swoją prywatną armią, a ja nie miałabym pojęcia, że w ogóle w jakikolwiek sposób przetrwała atak na Moonly.
     — To tylko wymówki, Tori — prychnął Rhodey.
     — Nie — pokręciłam głową. — To było kupienie czasu na dostrzeżenie ważnych elementów układanki, której wciąż nie ułożyłam. Helen ma swoją własną wizję spustoszenia, nie znamy jej celów ani motywów. Nie mamy pojęcia dlaczego akurat mnie obrała sobie za cel, skoro nie jestem już w Hydrze, kogo zwerbowała do siebie i z kim współpracuje. Co zrobi teraz? Jaki jest jej następny krok?
     Nachyliłam się nad stołem, oparłam na nim ręce, krzyżując je i uważnie wpatrywałam się w każdą twarz znajdującą się w pomieszczeniu. Postawiłam na spokojne wyjaśnienie swojego punktu widzenia, bo tylko spokój mógł nas teraz uratować.
     — Nie mamy, tak naprawdę, nic. A nie chce mi się wierzyć, że po tylu latach postanowiła powstać zza grobu by przejąć dowodzenie w Szkole, która do tej pory jeszcze nie istniała.
     — Może macie kreta.m — odezwała się Natasha. Skupiłam na niej swoją uwagę, by poznać jej opinię. Choć nie ukrywam, ta wersja też przechodziła mi przez myśl. — Skoro Helen zna wasz każdy krok i potrafi przewidzieć następne działania, to musi wiedzieć co się dzieje wewnątrz.
     — Też nad tym myślałam. Ale ciężko jest wytropić zdrajcę, gdy rozpoczął się semestr i Szkoła jest pełna nowych rekrutów. Jest tam niespełna ponad setka osób, które mieszają się między sobą. Nawet moja elita nie jest w stanie znaleźć tej jednej osoby.
     — W tym możemy pomóc — powiedział Steve. Posłałam mu wdzięczny uśmiech, bo choć toporu wojennego nie zakopaliśmy, tak na chwilę mogliśmy odłożyć nasze spory na inny dzień.
     — A ta mała? — zapytał Tony.
     — Ona nie wie kim jest, Tony — mruknęłam. — Dopiero dzisiaj przypomniała sobie własne imię. Oczekujesz, że jest wtyką Helen? W takim razie nie widziałeś jej przerażenia, gdy nas zaatakowano.
     — Ale nie widziała, kto to zrobił — dodał Vision.
     — Nie bardzo miała ku temu możliwość — zerknęłam ukosem na Bucky'ego, przypominając sobie ścianę jaką stworzyłam i tą chwilową kontrolę nad diamentem.
     — Co masz zamiar zrobić? — zapytała Wanda. Westchnęłam i opadłam na oparcie fotela. Wzrok skierowałam na sufit, zaś głowę oparłam o fotel.
     Nie miałam żadnego planu. Moi ludzie są zajęci trzymaniem porządku w Moonly, Avengers są na mnie wściekli, przez co nie myślą racjonalnie, a ja mam związane ręce. Pozostaje mi tylko Bucky oraz Ellie, ale w trójkę nie pokonamy Helen, nawet posiadając ponadprzeciętne zdolności. Potrzebowałam ekipy, która niezależnie od okoliczności, będzie w stanie się skupić na zadaniu. Która z chłodnym umysłem będzie zdolna do wykalkulowania istotnych faktów i połączeń, ale przede wszystkim, zauważy detale. Helen uwielbia zostawiać ślady oraz wskazówki w szczegółach, które dla osób jej nie znających, są niezauważalne. Do tego dochodziła sprawa Hailie i to, co miałam z nią teraz zrobić. Nie mogłam jej tutaj zostawić, a jeśli sprawa z kretem w Szkole okaże się prawdą, to nawet tam nie będzie bezpieczna. Do mojego domu tym bardziej nie wróci, o ile jest jeszcze do czego tam wracać. Ale miałam dziwne przeczucie, że mimo iż nie pamięta niczego, mogła widzieć rzeczy, które pomogłyby w pokonaniu Helen. Musiałaby sobie tylko przypomnieć. Ale nawet za to, nie wiedziałam jak się zabrać.
     — Nie mam, kurwa, bladego pojęcia.


____
Witajcie! 🥰
Niezmiernie mnie cieszy, że ta seria przypadła wam do gustu. Wciąż zauważam nowe osoby, które dołączają do naszej przygody i serce mi się raduje, gdy widzę wasze komentarze! ❤️
Dziękuję, że wciąż ze mną idziecie przez historię Tori 😇

Jak myślicie, jaki będzie następny krok Helen? No i, co zrobi teraz nasza główną bohaterka? 🤔

Mam nadzieję, że zdrowie wam dopisuje i wszystko u was w porządku. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w kolejnym rozdziale! 😘

Luna 🌙

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz