Rozdział 28

112 8 0
                                    

    To na pewno tutaj? — zapytał Steve. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po okolicy. Nie znałam tego miejsca, choć wydawało się ono dziwnie znajome.
     — Tak pokierował nas pan GPS — odparłam zamykając drzwiczki.
     — Ja prowadziłem — burknął niezadowolony Frank.
     — O tym mówię — machnęłam na niego ręką, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
     — Czujecie to? — zapytał Barnes. Zrobiłam kilka kroków w przód i przykucnęłam wąchając powietrze. Zupełnie jak Ellie, która stała obok mnie w postaci wilka. Zabraliśmy ją ze sobą, bo choć miałam wyczulone zmysły, tak druga osoba z podobnymi zdolnościami, to zawsze upewnienie się w sprawie.
     — Hmm.
     — Co to za smród? — zapytał nasz kierowca zatykając nos.
     — Nigdy ne czułeś rozkładającego się ciała? — zapytałam zerkając na niego w tył.
     — A ty? — wróciłam wzrokiem na drogę, dając mu tym samym wystarczającą odpowiedź.
     — Chryste, skąd ty się urwałaś?
     — Malibu — odpowiedziałam i ruszyłam śladem samobójców.
     Było wiele teorii, dlaczego do tego doszło, a każda pojedyncza była realna. Prawdą jest, że cokolwiek byśmy sobie do tego nie przypisali, wyjaśnienie było tylko jedno. A żeby zrozumieć, z kim mamy do czynienia, musimy poznać proces całego zamieszania. Wtedy poznamy kroki tego kogoś, i wychwycimy błąd, który doprowadzi nas prosto do sprawcy. Musiał to bardzo dobrze zaplanować, skoro Frank wyłonił się ze swojej nory. Choć w jego kwestii coś mi śmierdziało.
     Gdy dotarliśmy do celu, widok jaki zastaliśmy nie zdziwił nikogo, oprócz pana Agenta. Ellie wydawała się być zdezorientowana, ale wraz z resztą kompany wpatrywaliśmy się w tą scenę ze znudzeniem. Widzieliśmy taki sam obraz po wojnie z Furym. Kwestia przyzwyczajenia.
     — O żesz ty — jęknął Frank, który wdepnął w wielką kałużę krwi i innych płynów.
     — Już cholerstwa nie zdezynfekujesz — zaśmiałam się, na co dostałam w ramie od kapitana. Moją zabawę przerwał telefon, który rozdzwonił się z tylnej kieszeni moich spodni. Wyciągnęłam go i włączyłam głośnomówiący widząc, że dzwoni koleś, który denerwował mnie jak nikt inny.
     — Czego? — fuknęłam do słuchawki.
     — Musisz wrócić na Mamhattan, bo inaczej zginę.
     To pa — rozłączyłam się i wyłączyłam telefon rzucając go sierżantowi. Nie potrzebowałam teraz różnych dezorientujących sytuacji, gdy sama stałam w centrum czegoś, czego nie rozumiałam.
     — A jak to był ktoś od ciebie? — zapytał Steve.
     — To Zareh. Wrzód na dupie, od dawna planowałam go zabić.
     — Słucham?
     — Patrz tam — wskazałam na drzewo zmieniając temat, na którym był wymalowany jakiś napis. Widziałam go z tej odległości, ale chciałam żeby reszta też to zobaczyła. Podeszliśmy do drzewa, lecz trzymałam się bardziej z tyłu, uważnie rozglądając się na boki. Zagrożenie nie minęło, czułam w kościach, że coś czaiło się w krzewach, dlatego utrzymywałam czujność.
     — Wróć — usłyszałam Jamesa.
     — Hm? — mruknęłam i spojrzałam na niego nie rozumiejąc.
     — Tak jest tu napisane: wróć. Tylko o kogo chodzi?
     — Skoro dotarło to aż do nas, to zapewne chodzi o kogoś z naszych — rzuciłam i dotknęłam napisu. Nie była to krew, choć kolorystycznie mogło to wprowadzać złudne wrażenie. Bardziej jakaś sadza bądź węgiel połączony z kolorem czerwonym, może jakąś farbą.
     Chcąc rozejrzeć się bardziej w terenie, rozproszyliśmy się idąc w różne strony. Ja klasycznie podeszłam pod granice terenu i wspięłam się na drzewo, by móc widzieć więcej. Z góry zawsze dało się zauważyć detale, których nie da się zobaczyć na ziemi.
     — Hailie usłyszałam z tylu głowy, rozpoznając ten głos. Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić i za każdym razem było to dla mnie coś nowego, ale zaczynałam akceptować nową rzeczywistość.
     — Hailie? — zapytałam głośno, przywołując na siebie spojrzenie sierżanta, który stał niedaleko mnie. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
     — Hailie? — zapytał.
     — Córka Helen z wrażenia aż zachwiałam się na gałęzi i z głośnym hukiem spadłam na trawę. Bucky podbiegł i sprawdził czy nic mi nie jest, a reszta drużyny wróciła nie znajdując żadnego śladu.
     — Co, kurwa?
     — Tori, o co chodzi? — zapytał Steve.
     — Była przez chwilę w Moonly, lecz z dnia na dzień zniknęła. Helen była przekonana, że uciekła, widocznie chce ją odzyskać zza drzewa wyłoniła się postura Nicki. Spojrzałam na nią w zdumieniu. Helen miała córkę?
     — Pierdolisz.
     — Tori, z kim ty rozmawiasz? — zapytał z powątpiewaniem Steve. Zapomniałam, że oni nie wiedzą o tej mojej przypadłości. Cholera, wpadłam jak kamień w wodę.
     — Aaaa, bo wiesz.. hehe.. nooo booo.. hmm.. — miotałam się od odpowiedzi nie wiedząc jak ugryźć temat.
     — Skarbie?
     — Ratuj się zaśmiała się dziewczyna na co posłałam jej zabójcze spojrzenie. Nie działo to na nią oczywiście, ale musiałam wyglądać nad wyraz dziwnie.
     — Dzięki, suko. Na ciebie zawsze można liczyć — warknęłam.
     — Do usług.
     Tori!
     — Widzę zmarłych! — wyrzuciłam ręce do góry odwracając się w ich stronę. Patrzyli na mnie jak na chorą psychicznie, ale cóż im się dziwić.
     — W sensie?
     To nie pomaga.
     Wskazałam na Nicki, która stała za mną lecz nie mogli jest zobaczyć i zrobiłam najgłupszą czynność jaką mogłam zrobić.
     — Nicki, poznaj sierżanta, kapitana, wilczka i agenta. Ludzie, poznajcie Nicki.
     — Ale..
     — Nicki nie żyje. Masz rację Bucky.
     — Nie rozumiem.
     — Ja też tego nie rozumiem — poklepałam go po ramieniu. — To jest tak bardzo popieprzone, że od tych wszystkich dziwactw chce mi się żygać.
     — Widzisz tych, co tu zmarli? — zapytała Ellie, która wróciła do postaci człowieka. Rozejrzałam się i ujrzałam kilka zdezorientowanych twarzy, w tym osoby, której szukałam.
     — Maksim! — krzyknęłam, na co odwrócił się w moja stronę. Uśmiech zastapił jego grymas i podszedł do mnie. Wiedział, że jego dotyk na mnie nie działa, więc zrezygnował z jakiegokolwiek ruchu.
     — Dobrze cię widzieć całą i zdrową odparł swoim tubalnym głosem.
     — Nie mogę tego powiedzieć o tobie — westchnęłam. — Co tu się stało?
     — Usłyszeliśmy jakiś pisk. Nie minęła chwila a przyjechaliśmy tutaj i zaczęliśmy  mordować siebie nawzajem. Nie mogliśmy nic zrobić, jakbyśmy byli zaprogramowani tylko by widzieć.
     Sonaty ultradźwiękowe rzuciła Nicki.
     — Przecież one zostały zdezaktywowane, a większość z nich uległa autodestrukcji po aktywowaniu sekwencji w trakcie ataku na szkołę — powiedziałam zerkając kątem oka na Bucky'ego. Patrzyli na mnie nie przerywając choć zapewne będę musiała przechodzić przesłuchanie z ich strony.
     — Nie wszystkie. Hydra dorwała jeden.
     A Helen współpracuje z Hydrą dodała dziewczyna.
     Przetarłam twarz dłońmi i położyłam je na głowie chodząc w te i z powrotem. Wszystko zaczynało się komplikować. Z tego wszystkiego czułam jak złość przepływa przez moje żyły. Zaczęłam panikować, bo stres z nieznanym zaczął zjadać mnie od środka.
     — To nie ma kompletnie sensu. Po co Helen to robi? To ona założyła Szkołę, sama nas szkoliła, więc czemu to wszystko robi? Co chce tym osiągnąć? Sama dała nam pozwolenie na utworzenie Oriona, zezwoliła na treningi, o których nie była raportowana. Dlaczego weszła we współpracę z Furym? Czemu chce zniszczyć coś, w co włożyła tyle wysiłku? — zatrzymałam się i wlepiam wzrok w ziemie znajdującą się kilka metrów przede mną.
     — N.. nie rozumiem — wyszeptałam. Zaczęłam łapać powietrze, jakbym się umiała udusić.
     — To da się racjonalnie wytłumaczyć, skowronku.
     Jak racjonalnie? T..to nie ma zupełnie.. to jest.. — nie mogłam się wysłowić. Brakowało mi słów, na opisanie sytuacji. To było nienormalne.
     — Uspokój się. Oddychaj — powiedział James, łapiąc mnie w swoje ramiona i przytrzymując mnie w miejscu. Zaczęłam się wyrywać, by mnie puścił, ale nie chciał odpuścić. — Oddychaj.
     — Cyfansoddi powiedziała delikatnym głosem Nicki, a ja zaczęłam się uspokajać. Zajęło mi to trzy minuty z zegarkiem w ręku.
     — Dzięki, Nicki — mruknęłam.
     — Nie ma sprawy.
     Co powiedziała? — zapytał Barnes.
     — Cyfansoddi. To po walijsku „spokój". W ten sposób wyciągała mnie z programu żołnierza w pierwszym roku nauki w Moonly. Zawsze uspokaja.
     — Cóż.. zadziałało — rzucił Steve.
     — O co chodzi? — zapytała Ellie, która nie była zaznajomiona do końca z moją historią.
     — Długo by opowiadać. Maksim, co się z tobą stało?
     — No właśnie ci mówiłem.
     Nie, nie teraz. Dlaczego zniknąłeś? — zapytałam cicho patrząc na niego
z ogromnym smutkiem. — Akurat wtedy, gdy najlardziej cię potrzebowaliśmy.
     — Długa historia, rękę przyłożyła do tego Helen, ale o tym zdaje się mogę opowiedzieć ci później zerknął na Nicki, która zaczęła się śmiać. Mi nie było wcale do śmiechu.
     — No dobra. Ale wracając. Sonaty, co z nimi? — zapytałam.
     — Jeden został uaktywniony podczas pierwszej oznaki powrotu Helen. Podejrzewamy wraz z Laurą, że to ona jeden ukryła i teraz planuje go wykorzystać.
     I teraz Helen szuka Hailie. Ale to nie ma żadnego sensu — powiedziałam.
     — Dlaczego? — zapytał Bucky. Przetarłam twarz dłonią i wyjaśniłam.
     — Helen zniknęła od upadku szkoły. Ładne lata świetlne temu. Hailie ma ile, około sześć lat? Siedem? I nagle Helen ujawnia się z Hydrą pod pachą, atakując swoich i szukając córki? Czemu nie szukała jej wcze... — i nagle wszystkie klocki zaczęły się układać w mojej głowie.
     — Masz to, skowronku powiedział Maksim. Spojrzałam na niego zadowolona jakbym wygrała Nobla.
     — Helen pracuje z Hydrą, no przecież — odwróciłam się do Jamesa patrząc w jego zdezorientowane oczy.
     — Ten wniosek już dawno wysnuliśmy, skarbie. Nic nowego.
     — Nie, nie. Połącz fakty.
     — Nie rozumiem? Co ma Hydra z tym wspólnego? — zapytał Steve.
     — No popatrz. Helen pracuje z Hydrą.
     —  No tak.
     —No. Hailie była w Hydrze lecz uciekła i znalazł ją jeden z moich ludzi rekrutując do Szkoły — kontynuowałam. Steve myślał przez chwile, ale kilka sekund później zrozumiał o co chodzi.
     — Helen szuka Hailie.
     — No to też już nie nowość — prychnęłam. — Ale tak. Ta zaś uciekła z Hydry, w której pracuje Helen. Teraz chce ją z powrotem — wskazałam na drzewo z wyrytym napisem.
     — Pytanie tylko, po co chce jej teraz?
     — Nom — nie odzywałam się, lecz wzrok każdego przeszywał mnie do szpiku kości aż w końcu wyrzuciłam ręce ku górze w przegranej.
     — Boże uchowaj. Hailie posiada moc ognia, jak ja wcześniej w programie Fire. To oczywiste, że chce zrobić kolejnego nadzdolnego, ale pytanie brzmi - przeciwko komu?
     — Na ciebie wyszeptała Nicki i spojrzała na mnie. Ona chce się pozbyć ciebie, by przywrócić szkołę do czasów jej panowania i wdrożyć swoje chore poglądy.
     Jesteś jedynym zagrożeniem Helen i przeszkodą stojącą jej na drodze. Wie, że nie dostanie czego chce dopóki ty tu rządzisz dodał Maksim.
     Szczególnie teraz gdy lód ewoluował w diament — dorzuciłam.
     — Dokładnie. Wie, że jesteś w stanie ją powstrzymać.
     Ale to wciąż jest bez sensu. Przecież gdyby się ujawniła w pokojowych zamiarach, nie musiałabym z nią walczyć. Mogłaby przecież zabrać sobie Moonly dla siebie, a my byśmy zebrali się gdzie indziej bądź trenowali dalej nowych.
     — Obstawiam, że warunki jakie by ci postawiła nie byłyby korzystne dla obu stron. Do tego, serio skowronku? Nawet jeśli oddałabyś przywództwo Helen, myślisz że nasi słuchali by się jej czy ciebie? Dla mnie wybór byłby prosty.
     Miał trochę racji. Cholera miał sto procent racji, nie zgodziłabym się na takie warunki w jakich szkoliła nas, a ludzie nawet po oddaniu dowodzenia nie szli by za nią zbyt chętnie po tym co odwaliła.
     — Czyli o to jej chodzi. Że ja mam władzę, jaką ona straciła i nie może odzyskać. Szczególnie teraz, gdy nie ma Fury'ego jako sojusznika.
     — Konkluzja?
     Helen jest wkurwiona — uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na Franka. Bo wiedziałam, że tego człowieka do domu już puścić nie mogłam. Automatycznie przybrałam minę seryjnego mordercy i odparłam mrocznym głosem. — Ale ja też jestem.
     I tym oto sposobem, nasz GPS się zorientował, iż ja wiem. Zaczął uciekać, ale nie daleko bo wyciągnęłam rękę przed siebie i zatrzymała go wielka ściana z diamentu, od której się odbił i upadł na trawę. Nad nim stanął Bucky celując bronią, a obok Steve gotowy do uziemienia Franka. Podeszłam swawolnym krokiem w akompaniamencie gwizdów Maksima i Nicki.
     — Mówiłam, że skądś cię kojarzę i to wcale nie z Hydry, Ramon.

_____
🙊

Luna x 🌙

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz