Rozdział 9

170 9 2
                                    

Bucky

     Widziałem przez kamery, tą scenę z wypuszczeniem Tori. Jej zadziorność nie robiła na mnie wrażenia, aczkolwiek słowa jakie udało nam się z niej wydobyć, dają do myślenia i to już konkretnie. Co mogło być aż tak poważnego, że utknęło w jej głowie tak bardzo? Boi się własnego cienia, choć stara się to ukryć. Jej flashbacki żyją własnym życiem, jest rozstrojona i niestabilna, a mimo to pozwoliliśmy jej wyjść.
     — Nie podoba mi się to — mruknął Sam.
     — Nie musi — odparł Steve wchodząc do pomieszczenia. — Ważne żeby sama doszła do siebie. Teraz najmniej potrzebuje naszej pomocy.
     — Skąd ty to możesz wiedzieć, hm?
     — Nie widziałem tego na początku, ale zauważcie że za każdym razem, gdy wspomina ktoś jej organizacje, zmienia się całkowicie. To jest klucz.
     — Fury jest kluczem — poprawił Ethan, który wpadł jakby był u siebie. — A raczej nim był, bo skurwiel na szczęście nie żyje.
     — Ciebie też dobrze widzieć. Miło by było gdybyś jednak zapowiadał swoje wizyty — mruknąłem wciąż patrząc na monitor. Przyjaciel Tori podszedł koło mnie i obejrzał to samo co ja.
     — Widzę, że nie próżnuje — bąknął. I odwrócił się do nas przodem. — Mamy problem.
     — To go rozwiążcie. Wasza organizacja, wasz problem — rzucił Sam.
     — I tu się zdziwisz, bo to dotyczy Tarczy, czyli także i was — odparł Ethan, na co odwróciłem głowę w jego stronę.
     — Co masz przez to na myśli? — zapytałem.
     — A to, że rozwinąłem wiele pytań odnośnie zachowania naszej szefowej.
     — Jaśniej poprosimy — powiedział Steve, uważnie przyglądając się koledze.
     — Fury był kluczem. Taką informację mi przekazała jak zawitałem w jej przystani — odparł siadając na krześle. — Tak, znalazłem jej tajemne miejsce, w którym siedziała rok czasu. Ale wracając do meritum. Na szczęście martwy szef Tarczy, za wczasu pojawiał się w Moonly, gdzie wraz z dyrektorką Helen, prowadzili jakieś swoje obserwacje. Pech chciał, że Tori trafiła tam pod władza Hydry, z której Nicole ją wyciągnęła.
     — Jak jej się to udało? — zapytałem. — Mnie to zajęło trochę więcej czasu i męki żeby pozbyć się programu.
     — A no właśnie. I tu jest ta ważna informacja, o której powinniście wiedzieć. Otóż.. — chłopak wstał i podszedł do panelu sterowania aby poklikać coś na ekranie. — .. ona nie pozbyła się programu żołnierza. Dalej go ma.
     — Czekaj, czyli sugerujesz, że..
     — ..Tori sama siebie wrzuca w ten program, aby powróciły do niej stare wspomnienia, dzięki którym dojdzie do prawdy, co zrobiła jej Helen i ile maczał w tym Fury? Tak, dokładnie to mam na myśli.
     — Sama siebie katuje. To ją zniszczy — wyszeptał Steve. Pokiwałem głową, ale nie wiedziałem co mogłem zrobić.
     — Ja bym miał ją na oku — rzuciłem.
     — O stary, to jakie wianki ci szykować? — zaśmiał się Ethan. Spojrzałem na niego jak na debila, bo jego wypowiedz była kompletnie pozbawiona sensu.
     — Co?
     — Jeśli myślisz, że teraz tak łatwo da ci się podejść to powodzenia. A jeżeli przejdzie ci przez myśl zbliżyć się do niej, gdy jej wilcze kumple strzegą jej boku, to już nie żyjesz.
     — Skąd to wiesz? — zapytał Steve.
     — Bo jeden mnie prawie rozszarpał, gdy zbliżyłem się do niej. Na szczęście jakoś gościa ogarnęła ale gdyby nie ona, to mnie by tu nie było.
     — Czyli wciąż chroni bliskie jej osoby jednocześnie pozwalając na ich krzywdę. Ale to jest zupełnie bez sensu. Czemu nie da sobie pomóc, tylko robi ten cyrk?
     — Bo nikt jej nie pomagał — rzuciłem. — W Hydrze mogła liczyć tylko na siebie, gdy po powrocie z Moonly miała własną świadomość, zrozumiała kim jestem i pomogła mi przywrócić wspomnienia. Ale była zdana na siebie.
     — To nie czasy Hydry — rzucił Tony wchodząc do pomieszczenia. Przetarłem twarz ręką, bo to mogła być długa rozmowa.
    — Może dla ciebie — prychnął agent.
     — Słuchaj, jeżeli przyszedłeś tu tylko po to, aby snuć domysły, to daj sobie siana. Robimy to codziennie, nie potrzebna nam kolejna dawka bzdur.
     — Podałem wam odpowiedź jak na tacy, Stark — rzucił brunet, jednocześnie odchodząc od ekranu ukazując teren domu Tori. — Co z tym zrobicie, wasza sprawa. Ale ja mam zamiar obserwować Tori po cichu, by nie zrobiła sobie krzywdy. W takim stanie, w jakim jest obecnie, może doprowadzić do katastrofy, a fakt iż posiada w sobie od cholery empatii, nie pozwoli na skrzywdzenie was. Wiec będzie katować siebie, żeby wam się krzywda nie stała. Dlatego, do chuja pana, ogarnij dupsko Stark, bo to twoja córka. Jako jej człowiek jestem lojalny i będę robił wszystko by jej pomoc i ją ochronić. Ale ty jesteś jej ojcem. Weź się w garść i wymyśl coś, nim skutki jej działań będą kosmiczne. A wtedy jej śmierć to nie będzie już tylko iluzja — powiedział Ethan i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, zostawiajac nas wszystkich w zadumie.
     Staliśmy zszokowani atakiem Ethana, jednocześnie zdając sobie sprawę iż miał sporo racji. Nie robiąc nic mogliśmy ją stracić, ale z drugiej strony działając wbrew jej woli nie zrobilibyśmy wcale lepiej. Dlatego w mojej głowie narodził się pomysł, jak dotrzeć do mojej kobiety, dowiedzieć się co się stało i znaleźć rozwiązanie. Ona była przy mnie w najgorszych dla mnie chwilach, gdy nie było Steva obok. Brakowało mi przyjaciela, lecz ona wciąż ze mną była, choć przez wiele miesięcy ją odrzucałem i niejednokrotnie dotkliwie pobiłem, będąc pod władzą Hydry. Skoro ona potrafiła zostać ze mną gdy byłem potworem, teraz moja kolej być przy jej boku, gdy ona walczy ze swoimi demonami. Jak mi kiedyś powiedziała: czyjaś obecność czasami robi więcej, niż jakiekolwiek działania.
     Rozejrzałem się po drużynie, każdy zdenerwowany i w ślepej uliczce. A ja miałem plan. Potrafiłem zbliżyć się do niej. Skoro sama wprowadza siebie w stan programu żołnierza to byłem w stanie do niej dotrzeć. Choćby przez wzgląd na to, iż na stare lata trzymaliśmy się razem. Ruszyłem w kierunku wyjścia, ale zatrzymał mnie przyjaciel.
     — Bucky, nie rób nic głupiego. Nie pora teraz na to — odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w twarz. Wiedziałem, że dałem im w kość po zniknięciu Tori. Słabo to rozegrałem, ale nie powtórzę tego błędu dwa razy. Miałem swój pomysł i planowałem go zrealizować.
     — Nie zamierzam — mruknąłem i wyszedłem z sali. Niecałe pięć kroków za drzwiami sali, usłyszałem jak ktoś wychodzi i idzie za mną. Nie pokazałem tego po sobie ale zirytowany szedłem dalej. Otworzyłem drzwi do swojej sypialni i przekraczając próg, zostałem popchnięty mocno do przodu a drzwi z impetem zostały zamknięte na klucz. Odwróciłem się szybko do tyłu i zauważyłem Clinta, który stał rozemocjonowany. Skrzyżowaniem ramiona i czekałem na ciąg dalszy.
     — Jaki masz plan — zapytał. Nie zmieniając pozycji wciąż wpatrywałem się bezpośrednio w agenta. — Bucky, też chce jej pomóc. Ale to, jak się zachowuje do niej nie pasuje i trzeba coś z tym zrobić.
     — Ludzie się zmieniają, Clint. Skoro nie potrafisz zaakceptować jej taką jaką jest, to widocznie nie zasługujesz na to by jej teraz pomóc — odparłem stalowym głosem. Mimo tylu lat, oni wciąż się nie nauczyli.
     — Czyli mam rozumieć, że dla Ciebie to co robi jest normalne tak? — prychnął.
     — Clint, byłeś z nią najbliżej gdy tu trafiła, pomagałeś jej jak tylko mogłeś aby wyszła na prostą i udało ci się. Ona w ramach podziękowania i dostania rodziny ocaliła drużynę, rozwiązała Tarczę, odnalazła swoich przyjaciół, przywróciła swoją organizację i prawdopodobnie ocaliła cywili przez Furym. Sama. Z drobną pomocą nas.
     — Co ty mi tu próbujesz powiedzieć, hm? Wiem czego dokonała i jestem z niej cholernie dumny — westchnął przecierając twarz dłonią, aby następnie nią machnąć w przestrzeń. — Ale  równie mocno się o nią martwię. Masz rację, byłem z nią najbliżej na początku, dlatego nie potrafię zrozumieć, o co tu chodzi.
     — Clint, wiemy o niej tyle, ile sama nam chciała przekazać. Wiemy co się działo z nią w Hydrze, a przynajmniej wy wiecie to w okrojonej wersji. To co się działo tutaj w Wieży było dla was oczywiste. Ale nikt z nas, nawet ja, nie wiemy co działo się w jej organizacji. To są demony, z którymi ona musi się zmierzyć, a próby zmiany jej zachowania bądź trzymanie ją w klatce tylko pogorszy sytuację — powiedziałem i otworzyłem szafę w celu zabrania stroju bojowego.
     — Czyli, co zamierzasz? — zamknąłem drzwi od mebla i trzymając w ręku cały sprzęt, odwróciłem się w jego stronę.
     — Zamierzam stać przy jej boku, jak ona zrobiła to dla mnie. Nie zamierzam jej niczego więcej zabraniać, przetrzymywać, oczekiwać wyjaśnień. Za późno zorientowałem się, że to nic nie da. Jeśli chce brnąć do swojego celu w programie, w porządku. Ale będę obok, choćbym miał przy tym zginąć z jej ręki.
     Przebrałem się szybko i biorąc co potrzebne wyszedłem szybkim krokiem z pokoju, zostawiajac w nim zamyślonego łucznika. Idąc korytarzem zerknąłem na kamerę i uśmiechnąłem się zadziornie wiedząc doskonale, że Tori ma wzgląd na nas przez kamery.
     Szykuj się skarbie, tym razem nie mam zamiaru cię opuszczać choćby na krok.

_____
Witam was w kolejnym rozdziale!
Pisałam go o wiele za długo niżbym chciała, ale z ulgą mogę do wam udostępnić 😁

Dajcie znać, jak wrażenia po rozdziale! ❤️

Trzymajcie się ciepło!

Luna x 🌙

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz