Rozdział 21

115 5 4
                                    

     Obudziło mnie delikatne szturchanie w ramię. Chciałam się wyspać, by odrobinę zregenerować siły i zacząć działać w odpowiedni sposób, lecz nawet w Szkole nie dane mi było zaznać trochę snu. Przetarłam oczy i uchylając powieki zauważyłam, iż koło mojego łóżka stała zestresowana dziewczyna, która zrobiła nam mały pokaz swoich umiejętności. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę czwartą rano, o tej porze wszyscy zapewne jeszcze spali. Standardowa pobudka była o godzinie ósmej aby pół godziny później rozpocząć śniadanie. Przez pójściem spać zrobiłam mały reaserch ich rozkładu dnia. Chciałam powiedzieć tej małej aby kładła się spać, lecz zagubiony wyraz jej twarzy rozbudził mnie, bo to był klasyczny znak, że coś jest nie tak.
     Usiadłam na łóżku i spojrzałam na młodą przeszywającym wzrokiem. Zdawałam sobie sprawę, że mogło to trochę odstraszać, ale nikt i zdrowych zmysłach nie budzi mnie o tak wczesnej porze - w ogóle mnie nie budzi.
     — Co się dzieje, Ogniku? — spytałam delikatnie. Widziałam jak przełyka ślinę ze zdenerwowania. Nie wiem czego się tak bała, ale miałam skrytą nadzieję, że powodem jej strachu nie byłam ja sama.
     — Bo.. dziwnie się czuję — wymruczała skacząc wzrokiem po całym pokoju, byleby nie spojrzeć na mnie. Byłam zmęczona, lecz nie mogłam pozostawić jej w tym momencie samej. Może był to przejaw zaufania, a może czysta głupota, ale przyszła do mnie w środku nocy i obudziła mnie bo coś było z nią nie tak. Nie poszła do skrzydła szpitalnego, gdzie medycy pracują nawet w nocy, tylko przeszła cały korytarz oraz dwa piętra by dostać się do mojego pokoju. A to wiele znaczyło.
     — Jak dokładnie?
     — N-nie wiem. To jest takie dziwne — spojrzała na swoje dłonie. Idąc za instynktem poszłam jej śladem. Przez jej żyły przepływała pomarańczowa substancja, którą tak dobrze znałam. To boli, aż dziwie się że dziewczyna tak spokojnie może mi o tym zapowiedzieć. — Jakby paliło od środka.
     — Spokojnie, spójrz na mnie — odparłam i po chwili widziałam jej piękne błękitne niczym ocean oczy. — Czy przyśniło ci się coś niedobrego?
     — Ciemny pokój. Jakiś pan w białym ubranku, mówił coś do mnie ale nie rozumiałam — schowałam jej dłonie w swoje widząc jak zaczyna tracić kontrole.
     — Теперь это твой дом? (To jest teraz twój dom.) — zapytałam po rosyjsku, na co kiwnęła głową.
     — Tak to brzmiało. Tori, boję się — zaczęła płakać, a jej oczy zmieniły odcień na ognisty. Musiałam coś zdziałać nim spali zaraz całe piętro.
     — Spokojnie, oddychaj. Tutaj jesteś bezpieczna, Ogniku. Krzywda ci się nie stanie, żadna osoba która przebywa w tym budynku nie zrobi ci krzywdy. Spójrz mi w oczy, proszę.
     Gdy mój wzrok spotkał się z jej oczami, miałam wrażenie jakby jakaś cząstka lodu, nad którym planowałam, przepływała przeze mnie i docierała do niej przez łączone ręce. Dziewczyna zaczęła się uspokajać, stałyśmy tak przez kilkanaście minut aż w jej żyłach nie było widać kolorowych substancji.
     — Już w porządku? — zapytałam cicho z lekkim uśmiechem. Chciałam ją pocieszyć, bo wiedziałam jak to jest być zdezorientowanym sytuacją i zupełnie nieświadomym co się z tobą dzieje. Tutaj są osoby, które mogły ją naprowadzić na odpowiednią drogę i pomóc w zapanowaniu nad ogniem.
     — Tak, dziękuję.
     — Pamiętaj, moja droga, że posiadanie takiej mocy to nie przekleństwo tylko dar — szkoda, że siebie tak nie przekonywałam, chociaż to kłamstwo. — Nauczymy ciebie kontroli nad tym, jestemmś w dobrych rękach. Ale chcąc zapobiec takim sytuacją, gdybyś znalazła się w większym gronie osób, musisz pamiętać aby hamować emocje. Ogień kontroluje gniew oraz złość. Dlatego kiedy następnym razem poczujesz się dokładnie tak samo jak teraz, pomyśl o czymś przyjemnym. Uspokój emocje, oczyść umysł. Wtedy nie wybuchniesz, a moc samoistnie przejdzie w stan uśpienia. Wprowadzimy tobie specjalne zajęcia, aby nauczyć cię kontroli, dobrze?
     Pokiwała głową, zdecydowanie uspokojona. Uśmiechnęłam się do niej, bo chociaż w tym mogłam coś zdziałać. Nie mogłam zapanować nad sobą, ale mogłam pomóc tej młodej.
     — Zmykaj do spania, Ogniku. Jest jeszcze za wcześnie na pałętanie się po korytarzach szkoły — zaśmiałam się, na co dziewczyna z szerokim uśmiechem i w podskokach wyszła z pokoju. Opadłam na poduszki z głośnym westchnieniem. Sprawy coraz bardziej się komplikowały, a ja nie miałam nawet czasu aby zastanowić się nad ich sposobem rozwiązania.
     Wstałam i ubrałam się w swój strój do walki, bo nigdy nie wiadomo co czai się za rogiem. Co prawda zabezpieczenia są o wiele lepsze, nowy system ochrony oraz warty Oriona są na porządku dziennym, ale wolałam dmuchać na zimne. Wyszłam z pokoju i udałam się do jadalni, gdzie klasycznie siedziała moja drużyna. Brak snu to chyba standardowa choroba, na którą cierpiał każdy z nas. Za czasów naszej nauki, wstawaliśmy o trzeciej, by spotkać się w bibliotece i omówić swoje własne sprawy. Byłam ostatnią, która zawitała w progu jadalni. Podeszłam do stolika i usiadłam na nim jakbym od dwóch tygodni stała na nogach. Kilku nowych członków szkoły siedziało niedaleko nas i popijali herbaty. Nowe miejsce potrafi dać się we znaki, dlatego doskonale ich rozumiałam.
     — Widzę, że punktualność to nie twoja mocna strona — zaśmiał się Ethan pijąc kawę. Skrzywiłam się, bo nie rozumiem ludzi, którzy piją czarną kawę bez cukru.
     — Nie pierdol — odparłam nie przejmując się niczym. Lexi, która wróciła z warty nocnej zaśmiała się.
     — Milusia, jak zawsze — prychnął Adam, na co dostał ode mnie w tył głowy. — Do tego waleczna.
     — Nie zapominaj o tym, cymbale — powiedziałam i usłyszałam cichy śmiech za plecami. Odwróciłam się im puściłam oczko z zadziornym uśmiechem. Wróciłam do swojej ekipy i zastanawiałam się co zrobić z tą dziewczyną.
     Okropnie jej współczułam, przeżywać takie piekło. Byłam bardzo młoda, nie miałam o niej żadnych informacji. Wiek, pochodzenie, rodzina, znajomi, nie wiedziałam o niej nic. Musiałam znaleźć cokolwiek, złapać się najdrobniejszej informacji by wiedzieć jak jej pomóc.
     — Adam — zaczepiłam przyjaciela, który podniósł na mnie wzrok wywołany, jednocześnie przesuwając tosta.
     — Hm?
     — Skąd wziąłeś tą dziewczynę? — zapytałam patrząc na niego z uwagą. Gdy skończył przeżuwać, otrzepał dłonie i oparł się plecami o krzesło.
     — Z nią była dziwna sprawa, nawet bym jej tutaj nie zabrał. Szukałem ludzi na północy miasta, jednocześnie przechodziłem przez lasy bo to uspokajało moje myśli. Wiesz jak to jest, starych nawyków ciężko się pozbyć.
     Uniosłam delikatnie lewy kącik ust, bo doskonale wiedziałam o czym mówił. Kiedyś za młodu razem chodziliśmy ścieżką przez las aby nabrać powietrza i odetchnąć od natłoku rozkazów Helen. Magiczne chwile.
     — No więc szedłem sobie spokojnie lasem, gdy usłyszałem płacz. Zatrzymałem się i nasłuchiwałem, bo pomyślałem że to może skuczenie jakiegoś zwierzęcia, ale się nie myliłem. Podszedłem bezszelestnie i zobaczyłem drobne ciałko tej dziewczynki. Płakała, że nie wie gdzie jest, że się zgubiła. Jezuniu, Szefowo, musiałabyś ją widzieć. Nigdy takiej rozpaczy nie widziałem.
      Z pewnością.
     Gdy raz wstąpi się w szeregi Hydry, nie da się od nich uciec bez szwanku. Fizycznego czy psychicznego, to nie miało znaczenia. Na zawsze zostaje się naznaczonym.
     — Masz słabości do dzieci? — zaśmiała się Sophia i sięgnęła ręką po kanapkę. — Obyś swoich nie miał, katastrofa.
     — Ciekawe co ty byś zrobiła na moim miejscu — mruknął.
     — Zawiadomiła odpowiednie służby?
     — A potem miała na sumieniu cały komisariat i pół dzielnicy.
     — Wróćmy do tematu — odparłam hamując ich sprzeczkę.
     — Wiedziałem, że jest za młoda na naukę w Szkole, ale nie mogłem jej tam zostawić. U nas będzie bezpieczniejsza i pod lepszym okiem. Wybacz jeśli złamałem tym regulamin, ale...
     — Nie, Adamie. Nie złamałeś — przerwałam. — W końcu sama tutaj trafiłam będąc w nieodpowiednim wieku na wstąpienie w mury Moonly. A jednak zostałam.
     — Co z nią zrobimy, Tori? — zapytał Ethan.
     Nie wiedziałam. Jedyne czego byłam pewna, to że nie mogłam jej zostawić. Każdy potrzebuje pomocy, a obiecałam sobie że nie będę jak Helen. To, czy przysłała ją Hydra czy też nie, jest nieistotne. To wciąż dziecko.
     — Zmieniamy jej plan zajęć. Musi nauczyć się to kontrolować. Zawiadomcie Rossa aby spróbował czegokolwiek się o niej dowiedzieć. Imię, rodzina, skąd pochodzi, wiek, musimy wiedzieć wszystko. Jeśli nie będzie mógł tego dokonać, to pozostanie nam jedno wyjście.
     — Włamanie się do Hydry i zgarnięcie jej akt? — zapytała Nastia.
     — A wraz z tym, psy tropiące w postaci Avengers. Jeśli dowiedzą się, że mamy w murach kogoś o podobnych zdolnościach do moich, będą chcieli ją przebadać — odparłam i w zawrotnym tempie szukałam rozwiązania aby nie naciągnąć na siebie dodatkowej uwagi.
     — Jak to robimy?
     — Narazie na naszych zasadach. Jeśli będzie trzeba powiadamiacie mnie, a ja będę działać. Im mniej tłumu, tym lepiej.
     — Weźmiesz Hydrę i Avengers na siebie? — spytam Adam, na co pokiwałam głową. Nic innego mi nie pozostało.
     — Zna pani Avengers? — spytał jakiś młodziak za plecami. Przewróciłam oczami bo zapomniałam o ich obecności. Muszą się jeszcze nauczyć żeby nie wściubiać nosa w nieswoje sprawy.
     — Nie — mruknęłam i upiłam łyk herbaty z kubka Vivien, która spiorunowała mnie wzrokiem. Wyglądało to trochę komicznie, ale kto by ze mną o to walczył?
     — Owszem, zna! — machał na mnie palcem Ethan, śmiejąc się przy tym jak głupi. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, które zignorował. Oj, zemsta będzie słodka.
      — Ale fajnie. Chciałbym ich spotkać.
     — Nie chciałbyś. Uwierz mi, nic nie tracisz. Banda chojraków chcących ratować świat — zaśmiałam się i tym razem to ja dostałam w ramie.
      — A ty im pomogłaś ten świat uratować — rzuciła Nastia. Podniosłam dłoń do góry w ramach sprzeciwu.
     — O wypraszam sobie, to oni pomogli mi. Nie zapominaj, że cała akcja była w moich rękach i latali za mną jak pieski.
     — Bo bali się, że ich zamrozisz — zaśmiała się.
     — No ja cię chyba zapierdole, laska — mruknęłam i zaczęłyśmy się przepychać co wyglądało jak walka nastolatków. Śmiech rozniósł się po całej sali i to było naprawdę wspaniałe uczucie. Niektórzy zaczęli sprowadzać się do jadalni, a widząc nas przepychających się i śmiejących jednocześnie również zaczęli się śmiać i uśmiechać. Niektórzy nawet nam dopingowali, rzucali zakłady, a my poczuliśmy chwilę wolności i tą błogą dziecinną radość.
     To było moje miejsce. Należałam tutaj. To był mój dom.

_____
Witajcie! 😁

Naszła mnie wena dzisiaj i postanowiłam wam udostępnić kolejny rozdział 🤭

Mam nadzieję, że się podobał! 😇 Trochę rozluźnienia wśród całej tragedii, haha

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! 🥰

Luna x 🌙

Silent Girl // Avengers FF (TOM III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz