16

496 19 1
                                    


OLA

Dni mijały spokojnie. Nic nadzwyczajnego się nie działo. Ataki wilków nie miały miejsca od tygodnia, więc podejrzewałam, że przeniosły się już w inne części kraju. Adam mimo wszystko wydawał się poddenerwowany jakby sprawy z prześladowcą tylko się pogarszały choć mówił, że ostatnio cicho i nic nie dzieje się z jego strony. Adam wydawał się na tyle spięty, że łatwo się denerwował. Miewaliśmy sprzeczki kiedy nawet sama poszłam do sklepu, ale przecież nie mógł mnie trzymać w klatce u siebie w mieszkaniu. Pracowałam, robiłam zakupy wyprowadzałam psa. Wszystko to powinno odbywać się normalnie. i tak bardzo dużo czasu spędzałam w jego mieszkaniu i miałam czasami wyrzuty sumienia, że zaniedbuje Kasię. Ona mnie jednak utwierdzała w przekonaniu, że wszystko jest w porządku i dzięki temu częściej jej chłopak mógł wpadać do nas na noc. Podejrzewałam, że za niedługo się do nas wprowadzi, ale czekałam aż Kasia sama poruszy ten temat.

Z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam imię Adam.

- Halo - odebrałam

- Hej skarbie - uśmiechnęłam się na brzmienie tego zdrobnienia. - kończysz za chwilę prawda? - spojrzałam na zegar w biurze.

- Za 5 minut, a co? - odpowiedziałam. 

- Podjadę za chwilę i zabieram cię na weekend nad jeziorko. - zamrugałam nie dowierzając

- Muszę się spakować no i zrobić cos z psem. - Trochę panikowałam.

- Załatwiłem to - brzmiał pewnie. - gadałem z twoją siostrą

- Z moją siostrą?

- No tak 

- Ale jak?

- Internet - zaśmiał się melodyjnie. - Odbierze Arię po pracy od ciebie z mieszkania. Kasia ma pomóc. 

- No ale musze się spakować - nie dawałam za wygraną

- Nie będziesz potrzebowała ubrań - zamruczał uwodzicielsko. - Tym tez się zająłem. Nie martw się. - miałam mu właśnie ciętą ripostę, ale do biura wszedł klient. Był to ten sam mężczyzna co jakiś czas temu. Drwal w kraciastej flanelowej koszuli. Wciąż miałam telefon przy uchu

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałam automatycznie.

- Dzień dobry. - usłyszałam w słuchawce Adama. Jakby zawarczał. - Mogłabyś mi pomóc Olu?  - Adam dopytywał w słuchawce co się dzieje. Powiedziałam jedynie, że czekam aż przyjedzie i rozłączyłam się.

- Czego pan potrzebuje? - zaznaczyłam delikatnie słowo "pan". Nie chciałam, żeby się ze mną spoufalał.  Uśmiechnął się półgębkiem, złowieszczo na moja odpowiedź. 

- Chciałbym zamówić trochę drewna, na przyszły tydzień i miałem nadzieję, że może jednak zechcesz pójść ze mną na kolację.

- Już Panu mówiłam, że nie jestem zainteresowana, a co do drewna...To tak będziemy mieli trochę w przyszłym tygodniu. Proszę przyjść w dniu sprzedaży na pewno coś dla Pana znajdę. - usłyszałam, że pędem podjeżdża coś pod leśniczówkę. Spojrzałam przez okno. Adam właśnie zaparkował i wysiadał z auta. Spojrzałam na gościa, ale jego już przede mną nie było. Właśnie domykały się za nim drzwi. Dziwne. Jak zrobił to tak szybko i cicho. Zamrugałam oczami niedowierzając.

Przez drzwi wpadł Adam. Zaczął się rozglądać, niemal że w furii nabierał powietrza. Spodziewał się chyba kogoś zastać. W końcu jego wzrok zawiesił się na mnie. Podszedł do mnie delikatnie dotknął moich policzków, obejrzał całą jakby bał się, że cos mi się stało.

- Wszystko w porządku? - zapytał z troską - Myślałem, że nie jesteś sama. Zmartwiłem się. - Oglądał dokładnie moja twarz jakbym miała się zaraz rozpłakać z jakiegoś nieznanego mi powodu.

- Nic mi nie jest. Przyszedł klient zapytać o drewno i tyle. Już go nie ma. - odparłam skonsternowana.

- Ten głos był znajomy.... - powiedział bardziej do siebie. Przyciągnął mnie do siebie i zaciągnął powietrzem jakby potrzebował właśnie tego do życia. Nic nie mówiłam. Chciałam aby ochłoną. Zachowywał się niepokojąco. Czyżby mężczyzna, który był tu przed chwilą był kimś znaczącym? Po chwili czułam jakby Adam miażdżył mi kości.

- Adam... - stęknęłam - to boli. - puścił mnie momentalnie.

- Przepraszam... Nie chciałem. Czasem zapominam, że jesteś taka krucha. - zaśmiałam się cicho.

- Krucha? - zapytałam rozbawiona. Pokazałam biceps. - Jestem silna babka.

- Oczywiście, że jesteś. - zaśmiał się. Przygarnął mnie do siebie. Pocałował w czubek głowy - Zbierajmy się. Jeszcze mamy trochę drogi przed sobą. - złapał mnie za rękę i zaczął wyciągać przez drzwi. Zatrzymałam się. Spojrzał na mnie skonsternowany.

- Po pierwsze - pokazałam jeden palec - Musze wszystko zamknąć. Po drugie - pokazałam dwa palce - Mógłbyś dać mi chociaż możliwość się przebrać. Nie mogę tak jechać. - Wtedy jakby dopiero zauważył, że byłam w stroju terenowym, który noszę do pracy. Czyli bojówki polar i buty trekkingowe. Obejrzał mnie od stop do głowy. Uśmiechnął się zawadiacko.

- Nie widzę problemu. Możesz ewentualnie się rozebrać. Nie będę miał nic przeciwko.

- Chyba żartujesz...

- Ewentualnie możesz wziąć coś z samochodu. Są tam jakieś moje ciuchy. Z butami może być problem, ale na miejscu wszystko będzie na ciebie czekało. - westchnęłam zrezygnowana. Widziałam, że teraz i tak już go nie przekonam do podjechania do mojego mieszkania.

Zamknęłam leśniczówkę wyjęłam czarny T-shirt Adama. Przebrałam się na tylnym siedzeniu. koszulka dosięgała mi do połowy ud. Zastanawiałam się czy zakładać spodenki, które najwyraźniej Adam trzymał jako strój na siłownię. jedynym dopełnieniem stroju były moje ciężkie buty. Stwierdziłam, że podroczę się z Adamem. Może to jakoś trochę go rozluźni bo jak na razie wciąż nerwowo rozgląda się po okolicy oczekując chyba najgorszego. Ostatecznie poprzednie ciuchy po prostu zostawiłam na tylnym siedzeniu. Stwierdziłam, że jak będzie mi zimno zawsze będę mogła się znowu przebrać. 

Stanęłam przed Adamem w całej okazałości. Spojrzał na mnie głodnym wzrokiem. Zanim cos powiedział musiał odchrząknąć. Podobało mu się to co widzi.

- Idealnie - powiedział przeciągle. Pociągnął mnie do siebie. Położył dłonie na moich pośladkach i ścisnął. - Takie widoki i odpowiedni dostęp. Ten weekend zapowiada się naprawdę dobrze. - powiedział niemal do moich ust. Uśmiechnął się łobuzersko. Uwielbiałam jak to robił. ten mężczyzna działał na mnie jak narkotyk. Nie mogłam się nim nasycić. Prześlizgnęłam dłonie z klatki na kark a potem na ramiona Adama. Spojrzałam na niego z pod rzęs. 

- Gdybyśmy byli teraz gdzieś w odosobnieniu.... - nie pozwolił mi dokończyć. Nie sądziłam, że mój głos będzie zabarwiony tyloma emocjami.

- To właśnie teraz kochałbym się z tobą na masce tego samochodu.  - powiedział zniżonym głosem. - spojrzałam mu w oczy. Czułam niesamowite podniecenie ale również lekkie zawstydzenie. Kiedy stałam się taka..... namiętna? 

- W samochodzie też chciałabym to zrobić. - powiedziałam ściszonym głosem. Adam złapał mnie za podbródek unosząc moja twarz tak, żebym na niego spojrzała. 

- Chętnie spełnię ta prośbę. - pocałował mnie w czubek nosa. - I choć wolałbym zrobić to od razu. To nie sądzę aby czas i miejsce były odpowiednie. - Poruszył brwiami rozbawiony. - przed nami kawałek drogi na miejsce, które wybrałem. Ale nikt nie mówił jak długie mają być przystanki. - podniósł jeden kącik ust do góry w pół uśmiechu. Oczy mu ściemniały, stały się niemal zwierzęce jakby oczekiwał momentu aby na mnie skoczyć. Przełknęłam podniecona ślinę oblizując wargi, które wydawały mi się niesamowicie suche. Obserwował moją twarz. Sprawdzał reakcję i zdecydowanie podobało mu się co widzi. - A teraz wskakuj do auta bo naprawdę w ogóle nie ruszymy. obrócił mnie do siebie tyłem i klepnął w tyłek popędzając mnie w stronę samochodu.


Alfa i jaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz