XI

452 21 2
                                    


Odkąd tylko otworzyłam oczy to już wiedziałam, że dzisiejszy poranek zaliczę do udanych. Wczorajsza noc była totalnie szalona, wybawiłam się po wsze czasy. Już od dawna nie byłam na aż tak dobrym melanżu jak tym wczorajszym. Za oknem świeci delikatne październikowe słońce i nawet ptaszki ćwierkają wesoło. Cała noc picia i nie mam nawet bólu głowy? Czy tak wygląda niebo? Jeśli tak to już nigdy nie zgrzeszę. Promesse

Nawet jeśli jeszcze nie wytrzeźwiałam i kac ma dopiero nadejść to mam zamiar wykorzystać ten czas jak najlepiej. Otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie. Leżę na kanapie w pokoju gościnnym, w domu Thomasa. Nie wiem kto nas tutaj przetransportował, ale na pewno jesteśmy tutaj wszyscy razem. Pamiętam jak Ethan pomagał mi rozebrać się z mojej sukienki. Bez niego nigdy bym się z niej nie wydostała.

Założyłam na siebie jakiś szlafrok, który wisiał na drzwiach i zbiegłam na dół. Wszyscy siedzieli w salonie wokoło dębowego stolika kawowego. Ktoś zatroszczył się o ogrzewanie i rozpalił w kominku. Palące się drewno przyjemnie trzaskało. Cóż, za klimatyczny widok.

– Siema. – powiedziałam ziewając przeciągle. Spojrzałam na stolik, na którym stał wielki dzban z szałwią. Nalałam sobie trochę do kubka i ległam obok Damiano, który objął mnie ramieniem.

Patrzę się na twarze wszystkich. Wyglądają jakby wyssano z nich całe życie i duszę. Rozmazany makijaż i potargane włosy wcale nie dodają ich wizerunkowi. Przynajmniej teraz.

Każdy przywitał się ze mną. Thomas i Victoria jakoś podejrzanie się do mnie uśmiechali. Podrapałam się po głowie.

– Nie uwierzycie jaki dziwny sen miałam. – powiedziałam ziewając. Zsunęłam się trochę z kanapy i oparłam głowę o ramię Damiano.

– Może jak go powiesz to uwierzymy. – powiedział Ethan sącząc swój napar. Nie oderwał wzroku od palącego się drewna nawet na sekundę.

– Śniła mi się kontynuacja imprezy. Leżałam na stole i był motyw, że Damiano pocałował mnie przy was wszystkich. Przy tobie, tobie i tobie też. – Kolejno pokazywałam na twarze przyjaciół. – Zabawne, co nie? – zaśmiałam się nerwowo.

Nikt się nie roześmiał. Wszyscy patrzyli się na mnie martwym wzrokiem. Zero, nic. Nawet żadnego błysku w oku. Wiem, że moje żarty bywają nieśmieszne, ale bez przesady.

Nagle mnie olśniło.

– Lilith, tesoro... – zaczął mówić Damiano głaszcząc mnie po głowie.

Dosyć szybko połączyłam wszystkie kropki. Obraz w mojej głowie był zbytnio wyrazisty jak na zwykłą, senną marę. 

– A więc to nie był sen. – powiedziałam zaciskając usta w wąską linię.

No to jesteśmy w dupie. Cały misterny plan poszedł się jebać. Tyle zostało z naszego tajemniczego, trzymania wszystkiego dla siebie. No cóż, prędzej, czy później musiało to wyjść na jaw. Nie mogliśmy przecież wiecznie ukrywać się z naszym... Eee, z naszym uczuciem. Chyba tak to można nazwać.

– Tym optymistycznym akcentem wygrałam zakład. – zadowolona z siebie Victoria zaczęła tańczyć w miejscu.

Jednocześnie spojrzeliśmy się na siebie z Damiano.

– Co? – wybałuszyłam na nich oczy. Nie wierzę, że się jeszcze na nas dorabia. – Założyliście się o nas? – dokończył za mnie Dam.

Trójka siedząca naprzeciwko nas zdawała się nie czuć żadnego żalu czy poczucia winy. Wręcz przeciwnie. Biło od nich zadowolenie.

– To była kwestia czasu. – wzruszył ramionami Tommy. – Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że Damiano i Giorgia zerwali. Dzięki Bogu. – wzniósł złożone jak do modlitwy dłonie ku niebu. – Zaczęliśmy stawiać zakłady.

Peccatori | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz