XVII

331 22 5
                                    

Ciche szmery wirują w mojej głowie i odbijają się od jej ścian. Z czasem robią się głośniejsze i głośniejsze. Jestem w stanie zrozumieć coraz więcej. Jacyś ludzie rozmawiają ze sobą. Jeden z nich jest wyraźnie zdenerwowany. Pikanie aparatury. Pik. Pik. Pik. Ciemność jaka mnie spowija jest przerażająca. Jestem zanurzona w próżni razem z natrętnymi myślami. Mam dość, muszę się stąd wyrwać.

Otwieram oczy. Oślepia mnie blade światło. Kuje mnie ono w oczy. Zamykam je ponownie, ale znów zatracam się w myślach. Już wolę tę oślepiające, nieprzyjemne światło. Mrużę oczy, aby wyostrzył mi się obraz.

Leżę w szpitalnym łóżku, do połowy przykryta śnieżnobiałą pościelą. Przy moim łóżku stoi nieznana dla mnie kobieta. Zmarszczki na jej twarzy zdradzają, że ma swoje lata. Przegląda jakąś kartę. Unosi wzrok i uśmiecha się do mnie pod kątem. Jesteśmy same.

– Dzień dobry panienko Lilith. – powiedziała ciepło kobieta.

Jestem całkowicie zmieszana. Nie wiem, dlaczego tutaj jestem. W pamięci nadal mam strzępy wydarzeń z poprzedniego wieczoru. Mam tyle pytań i jeszcze żadnej odpowiedzi.

Podniosłam się z miejsca. Moje serce zaczęło szybciej bić co odbiło się na szybszym i głośniejszym pikaniu aparatury.

– Co się stało? Dlaczego tutaj jestem? Jest ktoś tutaj ze mną? – potok słów wyleciał z moich ust.

Kobieta podeszła do mnie dość żwawym krokiem jak na taką starowinkę.

– Spokojnie. Wczoraj trafiła pani nieprzytomna do szpitala. Nie stało się pani nic strasznego, jedyne co pani ma to zespół stresu pourazowego. Jest on spowodowany traumatycznymi wydarzeniami. – zaczęła mówić powoli kobieta.

Kiwałam do niej głową ze zrozumieniem.

– Jest tutaj również policja, która chce z panią porozmawiać. Musi pani złożyć zeznania, zresztą resztę przekaże pani policjant. Zanim wpuszczę do pani gości, muszę panią zbadać. Wyraża pani zgodę na badanie? – zapytała ściągając stetoskop ze swojej szyi.

– Tak, a mogłaby pani powiedzieć kto tam na mnie czeka? – byłam szczerze ciekawa.

Kobieta spojrzała na mnie z błyskiem w oku.

– Jakiś młodzieniec i dwie dziewczyny. – mruknęła pod nosem.

Młodzieniec i dwie dziewczyny? O ile jak z dziewczynami problemu nie miałam, bo pewnie to Julia i Alessia. Chłopakiem mógł być narzeczony Allesi, w sumie to całkiem logiczne.

Kobieta rozpoczęła badanie. Najpierw przyświeciła mi specjalną latarką w oczy i obserwowała źrenice. Później postukała moje kolana młoteczkiem, aby sprawdzić moje odruchu. Osłuchała mnie.

– Wszystko z panią w porządku, aczkolwiek powinna zostać pani na obserwację. Niektóre symptomy pojawiają się dopiero od kilku do kilkunastu godzin po traumatycznym wydarzeniu. Chcę skorzystać pani z pomocy psychologa?

Psycholog? Nie jest mi potrzebny psycholog, na razie nie. Jeszcze do mnie nie dotarło co się stało.

– Mogłaby mi pani powiedzieć, co dzieje się z moją siostrą? – zapytałam z przejęciem. Obawiałam się najgorszego.

Doktor poprawiła okulary na swoim nosie i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Boże, co on może oznaczać?

– Pani siostra trafiła wczoraj do nas w ciężkim stanie. Straciła dużo krwi, ale na szczęście już ją przetoczyliśmy. Już jej stan jest stabilny i odzyskała przytomność. Z przyczyn oczywistych musimy zostawić ją na kilka najbliższych dni.

Peccatori | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz