XXIV

296 17 3
                                    


Dwa tygodnie minęły w zatrważająco szybkim tempie. Odkąd kontrakt został oficjalnie popisany moje życie nabrało szaleńczego tempa. Kilka ostatnich dni spędziłam praktycznie w pociągu. To najszybszy środek komunikacji, jeśli chodzi o Florencję i Rzym.

Niby sezon na winobranie zaczyna się dopiero na początku września, ale życie winnicy zaczyna się dużo wcześniej. Najpierw trzeba posadzić winorośle i dbać o nie. Okres ten zaczyna się mniej więcej z początkiem kwietnia. Niemniej jednak zanim posadzi się owe rośliny trzeba załatwić kilkanaście formalności. Kosztuje to mnóstwo zszarganych nerwów i godziny stania w urzędach.

Chodzę teraz od ściany do ściany i próbuję dogadać się z głupią babą z jeszcze głupszego urzędu.

– Proszę Pani czy tak trudno jest zrozumieć, że ja potrzebuję tego aktu własności już teraz? – powiedziałam zaciskając zęby ze złości.

Kobieta po drugiej stronie słuchawki jest niekompetentna. Usiłuje na siłę wmówić mi, że nie może wydać mi żadnego aktu, bo winnica nie jest moją własnością. Nie jest jeszcze moją własnością, bo potrzebuje tego cholernego papierka, żeby się nią stało. Ojciec umówi nas do swojego notariusza i wtedy tereny jego starej winnicy i nowych terenów, które zakupiłam za ładną sumkę kilkanaście dni temu staną się całkowicie moje.

– Ale ja mam to upoważnienie, czy do pani to nie dociera? – powiedziałam jeszcze trzymając jeszcze nerwy na wodzy.

Obie strony robiły się coraz bardziej nerwowe. Zarówno ja jak i urzędniczka nie dawałyśmy za wygraną. Nagle okazało się, że upoważnienie mogę dostarczyć jedynie osobiście.

Nie wytrzymałam

– Przepraszam bardzo, ale wczoraj byłam w waszym urzędzie i dostałam informację, że upoważnienie mogę dostarczyć online. Proszę się zdecydować, bo ja w przeciwieństwie do Pani nie mam tyle czasu i nie mogę sobie od tak odwiedzać urzędy. ­– podniosłam na nią głos. – Ja nie mam zamiaru z panią nawet dyskutować. Żegnam, miłego dnia. – fuknęłam na odchodne.

No i w tym momencie mam całkowicie popsuty dzień, a jest dopiero 8 rano.

Nienawidzę ludzi.

Rzuciłam telefon na kanapę i poszłam prosto do kuchni. Włączyłam radio i sięgnęłam po szklankę, do której wlałam zimną, gazowaną wodę.

Patrząc się na widok ruchliwej ulicy za oknem zaczęłam myśleć o jutrzejszym wieczorze.

Montinerowie wyświadczyli nam przysługę i wypożyczyli swoje bardzo stare i bardzo drogie auto w dniu ślubu Julii. Oczywiście zwróciliśmy je w czasie, aczkolwiek nadal wisi nam nad głowami przysługa jaką jesteśmy im winni.

Jakiś czas temu Giuseppe Montienro skontaktował się z Damiano i jego menadżerką, aby poprosić ich o małą przysługę.

We Włoszech okres karnawału jest bardzo emocjonującym i pełnych różnego rodzaju wydarzeń czasem. Popularną, zwłaszcza w bardziej uprzywilejowanych kręgach, rozrywką są bale karnawałowe. Najczęściej są one organizowane z wielkim przepychem i rozmachem. Miałam raz okazję być na takim balu dzięki znajomością mojego ojca.

Niemniej jednak Giuseppe jako arystokrata i osoba z wysokich kręgów społecznych również organizuje owe przedsięwzięcie. Z tego tytułu jutro wezmę udział w balu maskowym organizowanym przez ród Montinerów, a moi przyjaciele dadzą tam niemały popis.

Z jednej strony jestem bardzo podekscytowana, że mogę być tam z moimi przyjaciółmi i ich partnerami, z drugiej jednak czuję pewnego rodzaju stres.

Peccatori | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz