XXI

332 20 4
                                    


Sylwester w tym roku to nader wyjątkowe wydarzenie. Dzisiejszego dnia nie tylko powitamy nowy rok, ale także będzie nam dane być świadkami zawiązania węzła małżeńskiego pomiędzy Julią, a Jacopo.

Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Zadbałam o wszystko. Nic nie wskazywało na to, że pojawi się jakiś problem.

Był wczesny, leniwy poranek. Miasto jeszcze spało, ja z Damiano także. Leżałam przytulona do nagiej piersi, a mężczyzna obejmował mnie swoim ramieniem.

Ni stąd, ni z owąd rozległ się dzwonek do drzwi. Cała kakofonia dźwięków, która mnie przebudziła. Co za debil dobija się do nas o tej godzinie. – pomyślałam sobie otwierając jedno oko.

– Ja nie wstaję. Idź otwórz. – wyjęczałam sennie do chłopaka, którego także obudziły uporczywe dźwięki.

– Nie ma nawet takiej opcji. Ktokolwiek tam jest to prędzej, czy później przestanie. – mruknął. – Idź spać.

Nie ma szans, że usnęłabym przy tym irytującym dźwięku. Przekręciłam i spojrzałam się na zegarek stojący na szafce nocnej, wskazywał on kilka minut przed szóstą. Nieludzka godzina.

– A będziesz coś kiedyś ode mnie chciał. – westchnęłam i wyplątałam się z jego objęcia.

Narzuciłam na siebie szlafrok leżący na podłodze i zawiązałam go w sobie pasie. Wzięłam też okulary, bo chcę dokładnie zobaczyć osobnika, który śmie przerywać moją drzemkę dla piękności.

Otworzyłam drzwi z impetem.

– Czego kurwa dzwonisz? – zapytałam, nie zauważając w pierwszej chwili kto stoi w drzwiach. – Nie wiesz, która jest godzina.

– Lilith... – powiedziała kobieta stając w drzwiach.

W progu moich drzwi stała zapłakana Julka. Miała na sobie zimową kurtkę, piżamę i wino w ręce. Musiała zerwać się z łóżka, czyli sytuacja jest kryzysowa.

– Boże święty. Co się stało? – zapytałam z przerażeniem, myśląc o najgorszym. – Czemu nie śpisz? Coś z Jacopo? – zadawałam pytania starając się znaleźć chociaż jakiś punkt zaczepienia.

Brunetka weszła i usiadła na kanapie.

– Daj otwieracz. – powiedziała chlipiąc cicho.

– Nie. Powiedz mi co się stało. – wyrwałam jej butelkę z rąk. Nie będzie piła o tej godzinie i to jeszcze w dzień własnego ślubu.

– Dzwoniłam do ciebie tyle razy. Stała się tragedia. Ogromna tragedia. – powtarzała w kółko.

Nie wiedziałam, że dzwoni. Zawsze mam wyciszony telefon, więc dzwonienie do mnie mija się z celem, jeśli potrzebuje się czegoś pilnego.

– Ale jaka tragedia. O czym ty do mnie mówisz. – westchnęłam siadając obok niej. – Wysłów się do cholery jasnej.

Spojrzała na mnie przeszklonymi oczami.

– Zadzwoniła do mnie żona właściciela tej wypożyczalni aut. Chcieli je przygotować i mieli w nocy wypadek. – wydusiła z siebie, a ja słuchałam jej z zapartym tchem.

– Ale przeżył? – zapytałam.

– No przeżył, ale auto jest całkowicie zniszczone. Nie nadaje się w żaden sposób do jazdy i to oczywiste. Powiedziała, że oddadzą nam pieniądze, ale co mi po tych pieniądzach? – zapytała. – Zostałam bez auta. Przecież nie pojedziemy w jakimś durnym fiacie.

Peccatori | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz