Hejka!
Długi weekend! Jak cudownie to brzmi. Teraz postaram się nadrobić chociaż niektóre zaległe recenzje, których jest... masa. A więc nie przedłużając, zaczynam!
Dzisiaj na tapetę wezmę film, na którym byłem w kinie już jakiś czas temu. Mam tu na myśli oczywiście najnowszego Jamesa Bonda. Czy film był warty obejrzenia? Oceniam (recenzja spoilerowa)!
Jest to piąta i ostatnia część serii z Bondem Daniela Craiga. Sama fabuła wygląda tak:
Na prośbę swojego starego przyjaciela, Felixa Leitera z CIA, James Bond będący na emeryturze, bierze udział w jeszcze jednej misji odbicia porwanego naukowca. Trop prowadzi do niebezpiecznego złoczyńcy, który zagraża całemu światu, jak i bliskim głównego bohatera.
Ja bez bicia mogę się przyznać, że nigdy nie oglądałem żadnego Bonda, a na tego poszedłem całkiem przypadkiem ze sceptycznym nastawieniem. Szczerze? Naprawdę pozytywnie zaskoczył mnie ten film, bo spodziewałem się słabego scenariusza i jak największej ilości scen akcji, mających nadrobić scenopisarstwo. W końcu wyszło tak, że produkcja zamknęła mi mordę xD
Zaczynając od czegoś miłego, chciałbym zwrócić uwagę na to, że muzyka w tym filmie jest cudowna i zajebista. W całej produkcji muzyka naprawdę dobrze dobrana i skomponowana, ale to na co zwróciłem szczególną uwagę to piosenka z "wstępu". Utwór " No Time to Die" w wykonaniu Billie Eillish... po prostu złoto.
Przed napisaniem tej recenzji zrobiłem mały research, żeby nie wyjść na totalnego ignoranta na świat Bonda, i żeby mieć jakiekolwiek odniesienie. Według wszystkich był to pierwszy taki film, w którym Bond postępował tak bardzo uczuciowo i... zgadzam się z tym.Było zupełnie inaczej niż to czego się spodziewałem, a spodziewałem się bardziej człowieka-maszynę dla którego najważniejsza jest służba, a tu proszę. Agent 007 wraca do roboty nie ze względu na miłość do kraju i królowej, ale ze względu na poczucie odpowiedzialności za tych, których kocha. Naprawdę przyjemnie się to oglądało (choć domyślam się, że prawdopodobnie najbardziej zagorzałym fanom Bonda może to nieodpowiadać), bo jest to coś nowego w tej serii i w ogóle u tej postaci. Pokazuje to nam, że nie ma tu tylko zimnej maszyny do zabijania w ładnym garniaku, ale że mamy doczynienia z człowiekiem z krwi i kości, który kocha i cierpi jak my, a przecież ludzie lubią utożsamiać się ze swoimi bohaterami.
Na początku filmu akcja pędzi naprawdę szybko, bo dostajemy smutne rozstanie Bonda z ukochaną, jak i retrospekcje z jakąś dziewczynką, zamaskowanym facetem, mordem i zadziwiającym uratowanie. Może i było to szybkie, ale naprawdę ciekawe, widz z ogromnym zaciekawieniem chłonął dosłownie wszystko co działo się na ekranie. Szkoda tylko, że cały film nie był tak żwawo napisany. To jeden z tych nielicznych minusów, do których muszę się przyczepić, czyli niektóre momenty, które były po prostu za mocno rozciągnięte, przez co chwilami seans niepotrzebnie się dłużył. Nie było tego jakoś dużo, ale czasami jednak to odczuwałem.
Za to na plus mogę na pewno dać sceny akcji, które zostały nagrane i napisane cudownie, naprawdę pomysłowo i po prostu zajebiście. Walki, sceny z autem we Włoszech, czy chociażby ta scena, w której Bond ze złości zrzucił samochód na już przymiażdżonego nim typa, aż ciary przeszły.
Jak już jesteśmy przy Bondzie, czyli naszym ulubionym agencie 007... produkcja mówi nam, że 007 to tylko numer. Aić, aż mnie zabolało. Bonda trochę nie ma i już go zastąpili, kim? Czarnoskórą kobietą, no czegoś takiego chyba nikt by się nie spodziewał. Co o niej sądzę? Była chyba najnudniejszą i najmniej ciekawą postacią w całym tym filmie. Pod każdym aspektem Bond ją przewyższa i nic w sumie ciekawego to ona nie wnosi. Jakby miała być nową 007, w produkcji, w której to ona byłaby główną protagonistką, to do kina to ja bym na to raczej nie szedł xD
Za to jeśli już mówimy o kobietach to mamy tu dwie, na pewno dużo ciekawsze panie niż ta poprzednia.
Pierwszą z nich, jedną z ważniejszych postaci w tej produkcji jest Madeleine Swann, czyli miłość Jamesa, którą nagle porzucił. Ta chemia między nimi jest kołem napędowym emocji w całym filmie. To jak oddziałują na siebie jest naprawdę ciekawie zrobione i po prostu nie nudzi. Jest także silną kobietą, która nie waha się sięgnąć po broń w czasie zagrożenia, by chronić tych, których kocha najmocniej, co pokazuje nam, że jest dobrą partnerką dla tak legendarnego agenta.
Choć i tak najciekawsza kobieta jaką zobaczyliśmy w tej produkcji niestety pojawiła się tylko na ok. 15 minut. Mam tu oczywiście na myśli Palomę, agentkę, która zabłysnęła na wspólnej akcji z Bondem. Piękna, skuteczna, zabójcza, stylowa, po prostu zajebista! Jakbym miał oglądać agenta 007 w wersji kobiecej to tylko i wyłącznie ją! Co tu dużo mówić, skradła całe show.
Za to coś co spodobałoby się starym fanom Bonda to jego typowe gadżety. Nie jest tu ich jakoś w ciul dużo, ale tak w sam raz. Idealny kontrast między jednak klasycznymi agentami, a zarazem czymś idącym z duchem czasu.
Jedna z najważniejszych rzeczy w każdej produkcji, której jeszcze tu nie omówiłem to oczywiście antagoniści. W tej produkcji był oczywiście jeden główny i jeden poboczny.
Poboczny wypadł tak fenomenalnie, że podczas jego występu i dialogu po prostu ciary przechodziły po plecach. Christoph Waltz grający Ernsta Stavro Blofelda jest po prostu idealnym wrogiem dla Agenta 007, ale niestety to nie on jest tym głównym złym.
Główny antagonista tego filmu to Lyutsifer Safin grany przez Ramiego Maleka. Sam aktor zagrał swoją rolę dobrze, minus do którego chcę się tu przyczepić polega bardziej na tym jak on został napisany. O co chodzi? Bo albo to mnie jakoś odkleiło, albo naprawdę stało się tak, że Safin swoje motywacje i całą tą zemstę osiągnął już w 1/3 filmu, a dalej... no, typowy złoczyńca pod potrzeby filmu i głównego bohatera xD
Ale, żeby nie było zakończyć trzeba dobrym akcentem.
Wiedziałem, że to ostatni film Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda, ale nie sądziłem, że ten film tak się skończy... Końcówka była po prostu epicka i z mojej strony niespodziewana. Było emocjonalnie, widowiskowo i naprawdę czuć było smutek. James Bond zginął, zginął w taki sposób, że mogło to nawet wywołać łzy. Zakończenie godne tak dobrego aktora.
Co sądzę o tym filmie? Warto było iść do kina? Jaka ocena? Film naprawdę zajebisty, dobry i cudowny. Zakończenie... po prostu wow. Zakończenie pokazuje, że takiego Bonda wszyscy potrzebowaliśmy i może jego przygoda ostatecznie się zakończyła, ale w jakim stylu. Moja ocena to godne 8,5/10. Film miał swoje mniejsze wady, ale plusy jednak je zdominowały. Film naprawdę warty obejrzenia.
A co Wy sądzicie o tym filmie?
Myślę, że to wszystko o czym chciałem tutaj dziś napisać.
Dobramoc!
Lub
Miłego Dnia!
Pa!
:)
CZYTASZ
Filmy, Seriale, Recenzje... Czyli Pierdoły i inne gówna
HumorNo cóż... jakby to opisać XDDDDDDD To jest totalnie luźne ff o moich przemyśleniach, opiniach, w większości recenzjach, o różnych rzeczach i tematach. Choć pewnie najczęściej o filmach, serialach, kinie, programach itp. No ale się zobaczy. Nie chce...