Rok drugi - Cz. I

95 18 2
                                    

     Evelyn uwielbiała ogród dziadków. Był ogromny, pełen drzew i klombów kwiatowych. Trawnik zawsze był równo przystrzyżony, a trawa gęsta i zielona, kwiaty zadbane, ogródek warzywny wyplewiony. Evelyn często bawiła się w tym ogrodzie z Matthew, kiedy byli młodsi, jednak od dawna woleli inne zajęcia.

     Od września miał się zacząć jej drugi rok nauki w Hogwarcie, a więc otrzymała własną miotłę. Dziadek był bardzo dumny, że jego wnuczka tak świetnie radzi sobie w powietrzu. Podsunął jej też pewien pomysł opowiadając o tym, że kiedyś sam sobie skonstruował miotłę, nie była jednak najlepiej wykonana, więc tkwiła na ścianie jako trofeum. Evelyn zamierzała to pobić. Miotłą wykonaną własnoręcznie zrobiłaby furorę, bo nikt już tego nie robił. Wszyscy kupowali miotły w sklepach. Tym mogłaby w końcu zasłużyć na swoją popularność.

     Wykupiła z księgarni na Pokątnej wszystkie książki o miotłach i dołączyła je do zbioru dziadka. Poszukiwania informacji rozpoczęła od trzonka, bo był on najważniejszą częścią miotły. Z jakiego rodzaju drewna robiono najlepsze, najszybsze. Miotła musiała być też lekka i wytrzymała, a więc do całej sterty książek dołączyła jedna z mugolskiej księgarni, traktująca oczywiście o drewnie i jego właściwościach.

     Dąb? Zdecydowanie za ciężki. Sosna? Teoretycznie byłaby łatwa do obrobienia, ale wydziela żywicę. Buk? Zdecydowanie odpada. Modrzew miał dobre właściwości, ale jako trudny w obróbce, nie trafił na szczyt listy. Olcha i brzoza za to się na nim znalazły. Evelyn jednak nie potrafiła się zdecydować które będzie lepsze.

     Jej ojciec pracował jako handlowiec w firmie produkującej meble, a więc po kilku godzinach proszenia, zabrał ją na teren zakładu. Miała nadzieję, że zobaczy jak się ręcznie obrabia drewno, a tymczasem okazało się, że wszystko jest robione maszynowo. Była zawiedziona, bo liczyła na jakieś podpowiedzi, może pożyczenie narzędzi. Jednak ojciec odnalazł wśród pracowników starszego człowieka, który pracował w firmie od samego początku, a kiedyś każdy mebel wykonywany był ręcznie. Wiedział więc to i owo, i nie mógł odmówić pomocy tak pięknie proszącej dwunastolatce. To właśnie od niego dowiedziała się, że drzewa poza Europą również mają świetne właściwości. Drewno okoume jego zdaniem było najlepsze dla jej potrzeb, choć nie przyznała się, że tworzy miotłę służącą do latania, w końcu mężczyzna był mugolem.

     Ojciec więc ściągnął jej kilka kawałków tego drewna pochodzącego z Afryki i mogła zaczynać swoje próby strugania pierwszego trzonka we wspaniałym ogrodzie dziadków. Uważała, że tam właśnie miała najlepsze warunki, przynajmniej nie słyszała jak Sam tłucze w różne pudła, wiadra i kosze na śmieci, mówiąc, że to perkusja. Modelowanie odpowiedniego trzonka okazało się być trudniejsze niż sądziła, ale Evelyn była przecież uparta. Jeśli nie uda jej się wszystkiego zrobić w te wakacje, będą jeszcze kolejne.

***

     Evelyn uśmiechała się pod nosem idąc korytarzem pociągu. Cały rok minął jej tak szybko, że ani się obejrzała, a już była w drugiej klasie. Na dwa miesiące wakacji też nie miała co narzekać, uważała, że spędziła je bardzo produktywnie, a teraz wracała do szkoły, do zaklęć, które tak kochała, do używania różdżki. Dlatego była tak zadowolona.

     W otwartych drzwiach do przedziału zauważyła Veronicę zaczytaną w jakiejś książce, a więc weszła do środka bez zastanowienia. Zamarła jednak, gdy tylko zobaczyła kto siedzi tam wraz z nią. Nie chodziło tu o Lee Hursta, Gryfona z ich roku, czytającego własną książkę, ale o Lennę. A właściwie dwie Lenny. Siedzące obok siebie. Ubrane w identyczne swetry. Mające takie same zaokrąglone twarze i blondwłose fryzury.

     – Co tu się wydarzyło do groma?! – zawołała, a wszyscy podnieśli na nią wzrok pozbawiony zrozumienia. – Lenna, czy ty się sklonowałaś?

Osiągaj niemożliwe | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz