Rok piąty - Cz. I

77 12 8
                                    

     Spokojny sierpniowy poranek nie mógł być niczym zakłócony. Ogród wyciszał, ptaki ćwierkały, Samuel bębnił patykami w kosze na śmieci, wiadra i jakieś inne kubły, ale otoczony był barierą ciszy, więc w końcu nikomu nie przeszkadzał. Veronica i Evelyn siedziały na kocu pod grabem rosnącym dumnie na środku ogrodu. Pracowały nad miotłą leżącą przed nimi analizując wszystkie książki w tej tematyce. Kawałek dalej, przy jednym z kwiatowych klombów, pracowała Henly, babcia Evelyn, mając do pomocy Ględę podającą jej narzędzia ogrodowe. Mogła całą sprawę załatwić magią, ale lubiła pielić ogród własnymi rękoma.

     – Więc tak – Veronica zerknęła do notatek, które robiła od początku wakacji spędzonych z Evelyn, oczywiście wyłączając kawałek lipca, kiedy to, dzięki znajomościom jej dziadka, udało im się dostać na finał Mistrzostw Świata w Quidditchu. – Potrzebne nam parametry to szybkość, zwrotność, posłuch, wygoda, stabilność podczas lotu i prawidłowa aerodynamika.

     – Dopisz jeszcze zaklęcie hamujące – zawołała Evelyn z ustami pełnymi mufinki i wskazała na fragment tekstu, w którym opisywano początki miotły o nazwie Kometa.

     – A masz gdzieś takie zaklęcie czy zamierzasz je wymyślić? – zwątpiła Veronica. Evelyn pokręciła głową i wyciągnęła zza okładki książki postrzępiony kawałek kartki, gdzie koślawymi literami było zapisane zaklęcie wraz z dokładną instrukcją jak je rzucić.

     – Udało mi się je wyciągnąć od jakiegoś czarodzieja na Mistrzostwach. Nie sprawdzałam czy na pewno działa, ale wygląda dość logicznie.

     – Po to mamy prototyp, żeby na nim testować – uznała wskazując na miotłę leżącą przed nimi. Był to jeden z prototypów, który Evelyn zrobiła przez lata. Miał dość dobrą jakość, ale nie najlepszą, dlatego właśnie został prototypem.

     Evelyn przytaknęła wpychając do ust resztkę mufina i otrzepała dłonie.

     – Dobra, to spróbujmy je rzucić.

     – Czekaj – powstrzymała ją Veronica – a co z podstawowymi zaklęciami lotu? Przecież ci się nawet nie uniesie.

     Evelyn spojrzała na nią z zawodem.

     – Za kogo ty mnie masz, co? Te podstawowe zaklęcia rzuciłam już dawno. Przecież nie odrzuciłabym nieprzetestowanej miotły. Wszystkie prototypy latają.

     Veronica uniosła brwi zdziwiona i wzruszyła ramionami wstając.

     – Skoro tak, to próbujmy.

     Przeniosły miotłę bliżej Henly zajętej nawożeniem krzaku róż i ułożyły ją na równo przyciętej trawie.

     – Babciu, będziemy rzucać zaklęcia – ostrzegła Evelyn.

     – Dobrze, dobrze – Henly nawet na nią nie spojrzała bardziej przejęta swymi kwiatami niż eksperymentami wnuczki.

     – Więc tak – Veronica podniosła postrzępioną kartkę do oczu – zaklęcie rzucasz na czubek rączki, wymawiasz inkantację, a różdżkę kierujesz najpierw do przodu, w kierunku celu, a potem do tyłu, zginając łokieć.

     Evelyn pokiwała głową nawet się nie czepiając, że jest pouczana. Dla niej dobrze zaklęta miotła miała wielką wagę, a więc wolała uniknąć ewentualnych błędów. Wykonała całą instrukcję w pełnym skupieniu i zamarła stojąc nad miotłą. Większości zaklęć towarzyszyły dźwięki, błyski światła, wystrzały z różdżki czy ogólnie ich efekty były odczuwalne, ale w tym wypadku, zupełnie nic się nie zmieniło.

     – Jesteś pewna, że to zadziałało? – spytała Veronica, gdy tak stały wpatrując się w miotłę z wyczekiwaniem, jakby miała ona zakrzyknąć, że już umie hamować.

Osiągaj niemożliwe | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz