Rok trzeci - Cz. I

81 13 0
                                    

     – W życiu nie zgadniesz co się stało – tak właśnie Evelyn zaczęła rozmowę jak tylko odnalazła Veronicę w pociągu. Przyjaciółka nawet nie podniosła na nią wzroku.

     – Też się cieszę, że cię widzę – mruknęła znad swoich notatek, które tylko ona potrafiła rozszyfrować.

     Evelyn nie zwróciła szczególnej uwagi na jej sarkazm i zatrzasnęła drzwi przedziału, żeby odgrodzić się od spacerujących korytarzem uczniów. Pociąg jeszcze nie ruszył, więc trwał tam straszny harmider. Postawiła na siedzeniu klatkę zasłoniętą jakąś tkaniną.

     – Słuchaj tego. Jestem sobie u dziadków, bo robiłam tą miotłę, nie? No, ale zgłodniałam, więc idę do kuchni zrobić sobie kanapkę. I co widzę? Sowa z listem siedzi sobie w oknie. No to odebrałam tą pocztę, patrzę na ten list, a tam podpis profesora Longbottoma.

     Dopiero teraz Veronica podniosła wzrok zainteresowana tym, że Evelyn wymieniła nazwisko ich profesora zielarstwa i opiekuna domu.

     – Czemu miałby do was pisać w wakacje? Przecież nic nie mogłaś napsuć nie będąc w Hogwarcie. Poza tym, chyba powinien pisać do twoich rodziców, a nie dziadków.

     – No właśnie – zawołała Evelyn żywo gestykulując. – Ale ja nawet nie zdążyłam tego listu otworzyć, żeby się czegoś dowiedzieć, bo Ględa mi go zabrała mówiąc, że "pan zabrania" czy coś w tym stylu. I zniknęła. To pobiegłam do dziadka, żeby mi wszystko wyjaśnił, ale on się wykręcał i próbował kłamać. W końcu go zmusiłam i wiesz czego się dowiedziałam?

     Veronica uniosła brwi.

     – Jak mi nie powiesz, to się w życiu nie dowiem.

     Evelyn pochyliła się więc mówiąc szeptem i nadając tym samym całej sytuacji rangę konspiracji.

     – Profesor Neville Longbottom to mój wujek.

     Obie podskoczyły, gdy coś stuknęło przerażająco głośno w drzwi przedziału. Z korytarza dobiegły stłumione przeprosiny dwóch chłopaków, którzy próbowali przepchnąć się z dwoma kuframi na raz. Evelyn wywróciła oczami.

     – Rozumiem, że to rodzina od strony twojego ojca – Veronica wróciła do tematu.

     – Dokładnie. To było tak, mój dziadek miał dwie młodsze siostry, Idę i Alicję. Gdy Sama-Wiesz-Kto zaczął Pierwszą Wojnę Czarodziejów, śmierciożercy zabili ciotkę Idę i pradziadków, bo była zaręczona z mugolem. Ciotka Alicja z mężem byli aurorami i mniej więcej w tym samym czasie dołączyli do Zakonu Feniksa. Śmierciożercy torturowali ich i doprowadzili do utraty zmysłów już po odejściu Sama-Wiesz-Kogo, żeby wyciągnąć informacje. Przeżyli, ale od tego czasu wciąż są w Świętym Mungu. I mają syna, Neville'a Longbottoma.

     – Mówisz jak Irvin – podsumowała, a Evelyn skrzywiła się. – I niby dlaczego nikt ci tego wcześniej nie powiedział?

     – Dziadek twierdzi, że to po to, żebym nie wykorzystywała w Hogwarcie naszych więzi rodzinnych – spapugowała, jak to tylko nastolatki potrafią, po czym westchnęła smutno. – Ale babcia powiedziała mi, że to przez jego poczucie winy. Uważa, że nie ochronił należycie sióstr i że to przez niego stała im się krzywda. Nie chce znowu do tego wracać.

     Veronica zacisnęła usta z namysłem.

     – W sumie brzmi sensownie. Wyjaśnienie twojej babci, nie sam powód – doprecyzowała. – Bo niby jak mógłby je ochronić przed śmierciożercami? To wariaci. Wiem co mówię, pół mojej rodziny miało mroczne znaki na rękach – mruknęła niezbyt dumna z tego faktu. – To cud, że sam przeżył. Właściwie co robił w czasie wojny? Też był w Zakonie?

Osiągaj niemożliwe | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz