Pisk, jaki obudził Evelyn, dochodził z kuchni. Był więc potwornie głośny, skoro przebił się przez trzy piętra, i ściągnął na parter wszystkich domowników. Evelyn pojawiła się tam ostatnia. Stanęła w drzwiach cała rozczochrana opierając się o framugę dwoma rękami, a w jednej dłoni ściskając różdżkę. Była gotowa do odparcia każdego niebezpieczeństwa.
Jedynym niebezpieczeństwem okazały się być jednak decybele wydobywające się z gardła jej siostry.
Katy drobiła w miejscu z radości, machając wszystkim przed twarzami pieczęcią Hogwartu umieszczoną na liście. Chwilę to zajęło nim się uspokoiła na tyle, aby móc wypowiadać zwięzłe zdania. Trzeba też było zamknąć okno, na parapecie którego wylądowała sowa, bo lutowy śnieg nawiewany był do wnętrza domu.
– No otwórz, otwórz – zachęcał dziewczynkę dziadek. Pękał z dumy i nie był jedynym, który się tak czuł.
Katy przełamała pieczęć drżącymi z podniecenia dłońmi. Powoli, z namaszczeniem niemal, wyciągnęła z wnętrza pergamin i rozłożyła go.
– Szanowna Panno Donne, chcielibyśmy poinformować Panią, że dostała się Pani do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Załączamy listę wszystkich niezbędnych książek i sprzętu – musiała wziąć porządny, głęboki oddech, żeby się nie udusić. – Ekspres Hogwart odjeżdża pierwszego września o godzinie 11:00 z dworca King's Cros w Londynie! – ostatnie słowa niemal wykrzyczała. – Z poważaniem, Neville Longbottom. Wicedyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!
– O, McGonagall w końcu pozwoliła pisać listy wujowi – zaśmiała się Evelyn.
– Tylko to z tego wyciągnęłaś?! – Katy natychmiast ją okrzyczała. – Ja idę do Hogwartu! Idę do Hogwartu!
Zaczęła skakać po całej kuchni jak piłeczka, podśpiewując sobie radośnie i machając listem.
– Dobry sposób na rozpoczęcie dnia urodzin – uznała Margaret ściskając córkę i całując czubek jej głowy.
***
Mijał dzień za dniem i tydzień po tygodniu, a Evelyn stopniowo zdawała egzaminy ze wszystkiego, czego uczył ją Hartley. Trucizny, antidota, rzucanie zaklęć w każdej pozycji, o każdej porze i w każdym miejscu, zarówno prawą jak i lewą ręką, latanie na miotle (czego akurat nie musiał jej uczyć, bo robiła to lepiej od niego), walka, obrona, maskowanie, prowadzenie dochodzenia, współpraca z innymi Departamentami, i tak dalej.
Kiedy wybił jej szósty miesiąc nauki w drugim roku, Hartley uznał, że jest gotowa.
Pod nadzorem Szefa Biura Aurorów oraz pozostałych aurorów miała zdać ostateczny egzamin. Wydarzenie miało charakter podniosły, mający stresować kandydata ponad miarę. Evelyn jednak, po przejściu wszystkich wymyślanych na bieżąco scenariuszy, odpowiedzeniu na wszystkie pytania i uwarzeniu wylosowanego eliksiru uznała, że jej szkolenie prowadzone przez Hartley'a było znacznie trudniejsze. Na egzaminie przynajmniej nikt nie próbował jej otruć ani celowo zabić.
Na koniec Potter po prostu pogratulował jej, podpisał kilka dokumentów i podał zwinięte w rulon. Aurorzy rozeszli się bez słowa. Zostawiając Evelyn w pełnym zdezorientowaniu.
– Co? Myślałaś, że ci będą stopy całować? – spytał Hartley, burkliwie jak zawsze.
Obróciła się w jego stronę marszcząc gniewnie brwi.
– Nie. Ale jakieś gratulacje byłby na miejscu – skwitowała.
– Na gratulacje zasłużysz, jak dożyjesz emerytury – odparł niewzruszony. – Poza tym, oni wszyscy cię teraz nienawidzą.
CZYTASZ
Osiągaj niemożliwe | HP Fanfiction
FanfictionFanfiction do serii Harry Potter Evelyn Donne, zaledwie jedenastolatka, jest owocem miłości dwójki charłaków. Wbrew wszelkim prawom natury, otrzymuje list z Hogwartu, otwierający przed nią drzwi do świata, o którym nie miała pojęcia. Jej rodzina, w...