Rok szósty - Cz. II

74 10 0
                                    

     Wprowadzenie do pierwszego etapu turnieju było długie i nudne, do tego stopnia, że Evelyn zaczęła przysypiać na stojąco. Dyrektor Fontaine lubił mówić dużo i bardzo bez sensu. Żadna z przekazanych przez niego informacji nie była do niczego potrzebna, zwyczajny stek bzdur pleciony przez zapatrzonego w siebie niskiego człowieczka z łysym plackiem na czubku głowy. W porównaniu z nim, McGonagall była królową powściągliwości i cała czwórka uczniów z Hogwartu serdecznie za nią tęskniła, znaczy trójka na pewno, bo nikt nie wiedział co tam sobie myśli Aidan.

     Przemówienie wydawało się być wstępem do turnieju mającym na celu uśpienie czujności każdej z drużyn, zwłaszcza, że profesor Longbottom stał z daleka od swoich podopiecznych, podobnie jak inni opiekunowie.

     Evelyn otrząsnęła się, po raz trzeci przyłapując się na tym, że powieki jej opadają. Specjalnie stanęła sobie z tyłu grupy, Veronicę i Jackoba wypychając na przód, żeby dyskretnie móc obserwować innych zawodników, ale była zbyt zmęczona po kolejnej nieprzespanej nocy, a monotonny głos dyrektora Ilvermorny wcale nie pomagał. Na senność zwykle pomagał cukier i całe szczęście, bo Lenna wrzuciła do bagażu Evelyn całą torbę słodyczy. Przed wyjściem z pokoju zgarnęła więc jedną torebkę z cukierkami - jedwabny woreczek, w którym grzechotało przyjemnie.

     Nikt by nigdy nie podejrzewał Lenny o sabotaż, a jednak, gdy tylko jeden z okrągłych cukiereczków wylądował w ustach Evelyn, wokół niej rozbrzmiały podejrzane szepty. Zerknęła na prawo, potem na lewo, żeby ustalić o co chodzi. Wszyscy odwracali się ku niej, czasem bardziej otwarcie, czasem z ukrycia. Chichoty, pogardliwie prychnięcia, zdumione mruknięcia.

     Veronica i Jackob również się obrócili dostrzegając zamieszanie i wpatrzyli się w Evelyn ze zdumieniem, które u tej pierwszej po chwili przerodziło się w rezygnację. Pochwyciła kosmyk włosów zdezorientowanej przyjaciółki i podniosła go do jej oczu. Evelyn uniosła brwi uświadamiając sobie, że cukierki zmieniły ich kolor na błękitny. Właśnie to zwróciło na nią tyle spojrzeń. Dyskretnie ukryła cukierki głęboko w kieszeni uświadamiając sobie, że zainteresowanie jej osobą może im wyjść na plus. Zdobycie popularności w Hogwarcie nie było szczególnie kłopotliwe, bo wszyscy kojarzyli jej nazwisko. W Ilvermorny nie znał jej nikt, a więc musiała się szybko wybić czymś zaskakującym i rzucającym się w oczy. Popularni ludzie dostawali to, czego chcieli, niepopularni - nie.

     Wzruszyła ramionami z miną niewiniątka, ale uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem, gdy tylko Veronica się odwróciła. Wciąż jednak wbite w nią było bystre spojrzenie Jackoba. Zastanawiał się nad czymś przez chwilę wpatrując się jej prosto w oczy, aż się zmieszała. Poczuła ulgę, gdy w końcu odwrócił wzrok. Nie czuła się komfortowo, gdy tak na nią patrzył, a z roku na rok zdarzało się to coraz częściej. Czym było podyktowane? Nie miała pojęcia. Może szykował jakiś upokarzający plan?

     Gdy w końcu dyrektor zakończył swoją przemowę, zupełnie ignorując rzekome popisy Brytyjki, wszystkie drużyny zostały wprowadzone w boczny korytarz. Rząd drzwi czekał na nich, owiany mroczną aurą. Każde z nich otworzył opiekun przydzielony drużynie spośród uczniów Ilvermorny. Steven spoglądał na Evelyn z iskierkami w oczach.

     – Mała metamorfoza? – zagadnął cicho, więc posłała mu uśmiech.

     – Podoba się? – spytała szeptem i puściła mu oko, gdy przytaknął rozpromieniony. – Masz jakąś podpowiedź?

     Steven rozejrzał się dyskretnie i zaczął powoli zamykać drzwi za drużyną Hogwartu.

     – Wampus ma instrukcje. Tylko tyle wiem.

     I nastała ciemność, którą rozproszyła natychmiast różdżka Jackoba. Za niedużym podestem znajdowały się strome schody w dół, ograniczone wysokimi ścianami.

Osiągaj niemożliwe | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz