Prolog - Na drodze do magii

188 27 3
                                    

     Być dzieckiem dwójki charłaków i dostać list z Hogwartu? Niemożliwe, ale właśnie to przydarzyło się Evelyn Donne, jedenastolatce, która nic nie wiedziała o magicznym świecie. Rodzice trzymali ją i jej rodzeństwo w nieświadomości, chcąc chronić swoje dzieci przed rozczarowaniem, jakie ich spotkało. Dorian i Margaret wychowali się w rodzinach o czystej krwi i oboje nie byli czarodziejami. Nie chcieli, aby to samo przytrafiło się im dzieciom, więc nie powiedzieli, że magia istnieje.

     Utrzymanie wszystkiego w tajemnicy było o tyle prostsze, że żyli w świecie mugoli, a rodzina Margaret odrzuciła ją ze względu na brak magicznych umiejętności. Zostawali jeszcze rodzice Doriana, Henly i Harold Donne - czarodzieje do szpiku kości. Gdy wnuki przyjeżdżały w odwiedziny, musieli chować magiczne przedmioty, zasłaniać ruchome obrazy i nie używać różdżek. Godzili się z decyzją syna i synowej, bo widzieli ból w ich oczach, rozumieli jak nieszczęśliwi są nie mogąc korzystać z magii i że nie chcą, aby to samo spotkało ich dzieci.

     Układ był prosty. Zero magii, zakaz wspominania o Hogwarcie czy Ministerstwie Magii albo o sławnych w świecie czarodziejów nazwiskach. I kategoryczny zakaz spotkań z czarodziejami.

     Evelyn, Samuel i Katelyn mieli się więc wychowywać w błogiej niewiedzy, być normalnymi ludźmi. Wszystko jednak zmieniło się w pewne wakacje, tuż przed jedenastymi urodzinami najstarszej Evelyn.

     Wbiegając do domu, siedmioletni Sam poślizgnął się niefortunnie na porzuconym na wycieraczce liście. Evelyn parsknęła wtedy złośliwym śmiechem, bo nieszczególnie lubiła się z młodszym bratem, po czym podniosła z wycieraczki grubą kopertę o podejrzanie starodawnej fakturze. Z jednej strony był ubłocony odcisk buta oraz imię, nazwisko i dokładny adres Evelyn, z drugiej - woskowa pieczęć z dziwacznym herbem.

     – Co tam masz? – zagadnęła jej matka przystając tuż za nią. W ramionach trzymała najmłodsze dziecko - kilkumiesięczną Katy.

     – Jakiś list, mamo – mruknęła odwracając się. – Pisze, że to do mnie – oznajmiła i podniosła kopertę wyżej. Ojciec wyrwał ją z jej ręki.

     – To niemożliwe! – syknął.

     – To musi być jakiś żart twojego ojca – uznała ponuro jego żona.

     – Ale... Spójrz na pieczęć. Jest autentyczna.

     Margaret zacisnęła usta i niechętnie przyznała mu rację kiwnięciem głowy. Oboje spojrzeli na córkę niepewni co robić dalej. Evelyn cofnęła się o krok. Nie podobały jej się miny rodziców.

     Trochę im się zeszło nim omówili całą sprawę między sobą, a potem jeszcze dłużej nim wyjaśnili sytuację niecierpliwej córce. Świat, który dotąd był jedynie bajkami przemycanymi w tajemnicy przez dziadka, stał się nagle rzeczywistością, a Evelyn miała być wrzucona w sam jego środek - do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

     Jakaż była radość Harolda i Henly, gdy dowiedzieli się o liście. Wyznali, że od dawna coś podejrzewali, bo dostrzegli, że wokół wnuczki dzieją się różne dziwaczne rzeczy, gdy jej emocje się nasilają. A to zbiła się szklanka z sokiem stojąca samotnie na stole, a to pękł balonik dziecka, które ją zdenerwowało, to znowu ich kotka, Nigra, wydawała się inaczej zachowywać w jej towarzystwie, jakby już coś wiedziała.

     Evelyn została dosłownie zasypana opowieściami z magicznego świata. Różdżki, ruchome portrety, magiczne stworzenia, wojny czarodziejów, szkoły z internatem i magiczna ulica, na której czarodzieje robili zakupy, to był dopiero początek. Dowiedziała się też, że jej dziadek grał zawodowo w quidditcha, sport popularny wśród czarodziejów. Pokazał jej nawet dziesiątki statuetek i medali, które otrzymał przez lata gry na pozycji obrońcy. Wielokrotnie powtarzał, że nie może się doczekać aż wnuczka pójdzie w jego ślady. Zaczął ją nawet uczyć latania na miotle.

Osiągaj niemożliwe | HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz