Pov Childe
-Wiesz co Zhongli. Boje sie trochę ich zostawiać samych. I nie chodzi mi o to że oni by mogli coś zrobić. Ale chodzi mi o ich bezpieczeństwo.
-Nie martw się będą w w miarę dobrych rękach
Gdy to mówił przez okno wszedł Venti albo inaczej Bóg Wiatru.
-On będzie się nimi opiekować?
-Mogę obstawiać że signora zniszczyła i jego gnosis a Venti ma potężne moce i jest trzeźwy więc nie masz się o co bać Ajax.
Zamilkłem już a Zhongli chwycił mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania oraz z restauracji w której aktualnie nikogo nie było. Zhongli postanowił ją zamknąć dopuki nie uda mu się wytworzyć jakieś tam specjalnej bariery. Szliśmy przez Liyue Harbor aż nie dotarliśmy do banku gdzie powinna znajdować się Signora. Gdy tylko weszliśmy zostałem popchniety do tyłu i osłonięty przez tarcze Moraxa.
-Ojj wybacz mi Tartaglio nie celowałam w ciebie
-Signora? Coś ty zrobiła?
-Ja? Chcę posiąść genosis każdego boga.
-Przecież już miałaś dwa i je roztrzaskałaś. Jednak dlaczego chciałaś zabić Travelera.
-Dlaczego? Ponieważ stoi mi na drodze do wszystkiego tak samo jak ten twój chłoptaś. Traveler pojawił się znikąd i zaczął rujnować moją armie a on. Zabrał mi mojego jedynego oddanego podwładnego.
-To nie Traveler zaczął rujnować twoją armie, Fatui samo wzajemnie siebie wybija. A Zhongli mnie nie zabrał wciąż jestem w Fatui, ale na mniejszej pozycji co mi nie przeszkadza.
-Zmieniłeś się Ajax. A ja na to nie pozwolę. Zabije cię.
Signora chciała rzucić się na mnie, ale Zhongli jej nie pozwolił uderzając ją prosto w twarz. Dookoła nas zaczęło się robić gorąco a Signora zmieniła swoją postać. Zhongli osłonił mnie swoją tarczą i przez co nie mogłem się ruszyć. Obserwowałem tylko jak Morax bije się z Signorą. Oczywiście Zhongli wygrywał i jeszcze po paru ciosach Signora padła i zmieniła się w pył.
-Ona nie żyje?
Zhongli podszedł do mnie i zdjął że mnie tarcze.
-Nie mogłem pozwolić by ktoś narażał moją rodzine na niebezpieczeństwo. Jednak nie pasuje mi to jak ona się zachowywała. Coś jeszcze tu nie gra. Jednak teraz wracamy
Wstałem z podłogi i wyszedłem z Zhonglim z banku udając się spowrotem do domu.
Pov Xiao
-Venti. To ty miałeś nas pilnować a nie ja ciebie.
-Ojj przesadzasz
-W takim razie zakładaj ciuchy
-No okeej i tak nie ma frajdy bo mnie nie lubisz. W sumie co się dziwić masz Aetheraa. Wygladacie tak uroczo
-Venti.
-No co? Mówię prawde. Przecież też wiem że uprawialiście-
Zakryłem Ventiemu usta i spojrzałem się na niego poważnym wzrokiem na co on się tylko uśmiechnął
-Skąd ty to wiesz?
-Chyba zapomniałeś kto dał ci wizje mój Xiao. Ja widzę wszystko tym bardziej gdy oboje w jakiś sposób macie moje moce.
-Zabije cie za chwilę.
Wyjąłem swoją włucznie i zacząłem gonić uciekającego przede mną Ventiego po całym salonie.
W pewnym momencie przestałem ponieważ nie chciało mi się już z nim użerać. Schowałem broń i spojrzałem na Ventiego który się co chwile śmiał.-Naprawdę nie wiem skąd nagle wziąłeś alkohol i zdążyłeś się upić w 5sekund.
-No wiesz Bóg ma swoje techniki i-
Nie słuchałem go dłużej ponieważ usłyszałem jak Aether mnie woła i poszedłem do niego do pokoju.
-Aether co się dzieje?
-Gorzej się czuje..
-Znowu?..Ehh..takie są objawy tego wszystkiego
Przyłążyłem mu rękę do czoła i okazało się że Aether wciąż ma wysoką gorączke.
-Odpoczywaj dalej, zaraz ci przyniosę herbaty
Aether skiną głową. Biedny nie miał nawet siły na mówienie. Najpierw ruin guard. Później ja go trochę podrażniłem. Później signora i przez to wszystko się przeziębił.
Wyszedłem z pokoju i udałem się do kuchni gdzie zagotowałem wode oraz wyciągnąłem kubek do którego wsypałem herbaty. Gdy woda się w pełni zagotowała wlałem ją do kubka i wróciłem do Aethera który cierpliwie czekał. Podałem mu kubek a on gdy usiadł, wziął go i zaczął pić powoli herbatę. Przykryłem go jeszcze trochę bardziej kołdrą i pogłaskałem chłopaka.-Gdy Zhongli wróci podam ci leki dobrze?Pomogą ci
Aether znowu tylko skinął głową, a ja się do niego uśmiechnąłem. Czekałem aż skończy pić herbate i pójdzie spowrotem spać. I tak było. Aether wypił herbate, wziąłem od niego kubek, a chłopak wrócił do spania. Wyglądał naprawdę uroczo. Wyszedłem z pokoju i odstawiłem kubek do kuchni. Zobaczyłem jak Venti się na mnie patrzy a ja nie widziałem mu o co chodzi.
-Co się tak gapisz na mnie?
-Oczka się świecą a rogi z głowy wychodzą. Jak u Zhongliego gdy się martwi albo gdy hehe coś innego
Rzeczywiście byłem w swojej innej postaci ale teraz się tym nie przyjmowałem. Najbardziej teraz obchodził mnie stan Aethera.
Po jeszcze kilku minutach Zhongli wszedł z Ajaxem do mieszkania.-Signora nie żyje.
-Zabiłeś ją Morax?
-Tak. A ty co? Miałeś się nimi opiekować a jesteś pijany. Wyłaź już stąd
Venti wyszedł przez okno i udał się spowrotem do mondstand. Ja podszedłem do Zhongliego.
-Masz leki które bym mógł podać Aetherowi by mu spadła gorączka?
Morax podszedł do jednej z szafek, wyciagnął z niej leki i mi je podał oraz szklanke wody.
-Xiao, czemu wyszły ci rogi?
-Ponieważ się martwię o Aethera. Jeśli ci coś nie pasuje to mnie to nie obchodzi bo mnie teraz takiego będziesz widział dopuki stan Aethera się nie polepszy. Więc zamknij się Ajax.
-A myślałem że zaczęliśmy się dogadywać Xiao
Zignorowałem go i wróciłem do Aethera. Nie chciałem go budzić, ale no musiałem. Zacząłem lekko szturcha chłopaka by się obudził.
-Hej Aethera..kwiatuszku mały musisz wziąć leki
Aether powoli usiadł na łóżku, a ja mu podałem leki które wziął i oddał mi szklanke. Wrócił do spania. Odstawiłem szklanke, podszedłem do szafy i ubrałem się w jakieś luźne ubrania. Położyłem się obok Athera a ten odrazu się we mnie wtulił. Nie obchodziło mnie czy też będę chory. Chce go mieć jak najbliżej siebie. Chciałem z nim tak poleżeć oraz wiedziałem że on też tego potrzebuje. Przytuliłem Aethera i ucałowałem jego czułko. W między czasie do pokoju wszedł Ajax oraz Zhongli ale widząc nas leżących w łóżku zostawili nas i pozwolili odpoczywać albo też i spać mimo tego że był środek słonecznego dnia.
CZYTASZ
Demon Oraz Człowiek XiaoxAether
Fiksi PenggemarXiao i Aether są przyjaciółmi aż pewnego dnia staje się coś co ich obu wprawia w głębsze myślenie i zmienia ich życie.