023

21 5 0
                                    

Wigilie obu z chłopców minęły dosyć przyjemnie. Każdy zgrywał dobry humor, cieszył się z uśmiechów reszty rodziny i chociaż na chwile zapomniał o nieprzyjemnościach. Benvolio nie poruszał tematu rozstania z Romeo, z czego ten się w duchu cieszył, bo po opowiedzeniu całej historii babci, ciężko było mu o tym rozmawiać.

Benvolio jednak miał informacje od ręki do ręki, a mianowicie wyciągnięte z Julka żale, przekazane przez Lilie do Merkucja, od Merkucja zaś trafiły one do Benvolia. Mieli oni zamiar z resztą doprowadzić do ich pogodzenia. Widzieli dokładnie, jak cierpieli. Nic nie zostało jeszcze wyjaśnione, co bardzo komplikowało sprawę. Benvolio, mimo że bardzo chciał, postanowił nie rozmawiać narazie z kuzynem na temat Capulettiego. Należał im się spokój w ten czas, a chwila na rozmowę o tym jeszcze przyjdzie. Cierpiała na tym cała ich grupa. Taka atmosfera w święta z pewnością nie była oczekiwana. Ale co mógł poradzić na to, co się wydarzyło? Nikt nie oczekiwał, że zadowolony, uśmiechnięty Romeo, ze spotkania z Julianem wróci cały zapłakany.

Romeo jednak zdawał się ignorować złe emocje, które siedziały głęboko w nim. Śmiał się, opowiadał historie, naprawdę dobrze spędzał czas. Mogłoby się wydawać, że jest szczęśliwy. Taką wersje postanowił pokazywać rodzinie. Jednak w środku nadal cierpiał z powodu swojej miłości, która go zdradziła. Że też musiał zakochać się w wrogu! Zdawał sobie sprawę, że od początku nie miało to przyszłości. Rodzice by tego nie zaakceptowali. Nie mogliby. Na samo nazwisko "Capuletti" gotowali się w środku, a co byłoby wtedy, gdy Romeo oznajmiłby, że spotyka się z synem ich wroga. Jednak teraz, po tej sytuacji uznał, że nie warto dalej walczyć. Dopóki był Montecchim, nazwisko Capuletti było dla niego zabronione. Blondyn, który nie wierzył kiedyś w miłość, przeżywał teraz swoją pierwszą, nieszczęśliwą miłość.

Siedział teraz w swoim pokoju, obok Benvolia, grając w grę na telewizorze. Święta, święta i po światach. Wszyscy zniknęli zmęczeni, by na następny dzień wybrać się w odwiedziny do przyjaciół czy krewnych.

Romeo odrzucił gdzieś na bok pada do gry, kiedy to Benvolio ograł go po raz kolejny. Położył się na plecach, patrząc w sufit przez dłuższy czas. Nie miał dziś głowy do zupełnie niczego. Benvolio westchnął, widząc stan swojego kuzyna. Bardzo chciał, by ta dwójka wyjaśniła sobie wszystko.

— Romeo... Uważam, że powinniście porozmawiać. — Zaczął szatyn, odkładając również pada. Wstał, patrząc z góry na blondyna. Miał z nim o tym nie rozmawiać teraz, jednak nie mógł się powstrzymać widząc zachowanie blondyna.

On na jego słowa jedynie zacisnął szczękę. Przymknął oczy, przełykając ślinę. Przez całą kolacje wigilijną jego kuzyn nie poruszał tego tematu, jednak Romeo wiedział, że to nastąpi. W dalszym ciągu trudno było mu o tym mówić, mimo, że wyspowiadał się z tego swojej babci.

— Tu nie ma o czym rozmawiać. To nie ma sensu Benvolio. Nie ma najmniejszego sensu. Ja jestem Montecchi, on Capuletti. To od początku było pisane na porażkę. — Jęknął, zakrywając oczy przedramieniem.

— Nie możesz się odrazu poddawać. Wierze, że to było jedynie nieporozumienie. — Ciągnął Benvolio.

— Nie. Po świętach wracamy do Mantui. Zapomnę o nim, a on będzie mógł się zająć tym swoim przeklętym Parysem. — Mówił, a do oczy cisnęły się mu łzy. Jednak nie mógł płakać. Nie teraz. — Tak będzie prościej. Rodzice i tak by tego nie zaakceptowali.

— Romeo Montecchi, od kiedy ty się przejmujesz swoimi rodzicami? Zawsze głęboko miałeś to, jak źli będą. Dlaczego nie chcesz zawalczyć o kogoś, kogo kochasz? — Zapytał. — Julian napewno ma ci wiele do wyjaśnienia.

Romeo niemal odrazu podniósł się. Przetarł oczy i wstał z łóżka. Zrównał się z Benvoliem, jednak Romeo przewyższał go o kilka centymetrów. Zacisnął zęby i zmrużył oczy, patrząc w niebieskie oczy kuzyna. Wszystkie emocje i odczucia mieszały się w jego głowie. Próbował je od siebie odtrącić, co jednak nie wychodziło mu najlepiej. Czy nadal kochał Juliana? Oczywiście, jednak nie mógł mu wybaczyć. Jego umysł nie dopuszczał nawet myśli, żeby teraz mu wybaczyć. Miał niezły mętlik, spowodowany przez tego chłopaka. Nie wiedział, co ma czuć, co robić. Złość? Smutek? A może zawód? Czuł to wszystko. Ale czy rozmowa z Julianem by tu cokolwiek zmieniła? On i tak wróciłby do szkoły w Mantui, a Julian został by tutaj z Parysem. Skąd mógł wiedzieć, mieć pewność, że pod jego nieobecność w mieście rodzinnym Julian nie zdradzi go ponownie? Nikt nie mógł mu tego zapewnić, tym bardziej sam Julian. Dlatego sadził, że rozstanie się i zapomnienie pomoże. Zagoi rany i pomoże szybciej się pozbierać. Przecież zawsze ucieczka była tą najłatwiejszą opcją, prawda?

Oczy piekły go coraz bardziej, gdy myślał o tym wszystkim. Jego jedna strona chciała biec do domu ukochanego, by wysłuchać wszystkiego co ma do powiedzenia, a druga postanowiła na odwrót. Uważała, że zdała od Verony i wszystkiego, co z nią związane, łatwiej będzie mu wymazać uczucia do Capulettiego. Jednak, czy chciał on je wymazywać?

— Nie. Nie chce o tym słuchać. Od zawsze nie wierzyłem w miłość, ale teraz to życie dało mi niezłego kopa. Wyjeżdżam zaraz po świętach. W Mantui o tym zapomnę, daleko od tego wszystkiego. — Uraczył spojrzeniem kuzyna po raz ostatni, po czym wyszedł.

Zanim nawet Benvolio zdążył odpowiedzieć, opuścił pokój, a następnie drzwiami tarasowymi dom.

Jedynym miejscem, gdzie mógł zaznać teraz spokoju, była mała altanka na tyłach ogrodu. Nikt nie wchodził tam, ponieważ rodzice zwykle ze znajomymi czy rodziną spędzali czas w altanie przy grillu, zaraz koło domu. Tutaj było cicho i spokojnie. Nikt nie mógł dosłyszeć jego płaczu. Gdy w końcu oparł się o ławkę, nie trzymał łez. Słona ciecz ściekała po jego policzkach, a on nie miał siły, by się temu przeciwstawić. Płakał za swoją pierwszą i jedyną jak dotąd miłością. Wiedział jednak, że nazwiska Montecchi i Capuletti nie spotykają się nigdy ponownie w atmosferze innej, niż tej nienawistnej.

Jednak nie był jedyną osobą, która płakała tej nocy. W swoim ciemnym pokoju łzy wylewał po raz kolejny Julian. Dla niego także była to tragiczna pierwsza miłość. Całe święta z rodziną udawał zadowolonego. Gdyby tylko jego rodzice dowiedzieli się, do kogo ich potomek żywi uczucia, nawet nie chciał myśleć o konsekwencjach. Chciał po prostu pobiec do Romea, powiedzieć mu wszystko, co leży mu na sercu i na koniec ponownie go pocałować. Chociaż widział małe szanse, na choćby jedną z tych rzeczy.

[Romeo i Julian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz